Najstarsze ubrania tworzone były ze skóry, futer, liści oraz trawy i miały przede wszystkim zapewnić ochronę przed zimnem. Dziś nie tylko lista dostępnych materiałów się wydłużyła. Więcej wymagań stawiają też sami konsumenci, a przede wszystkim – prawo. Produkty włókiennicze muszą być zatem bezpieczne i odpowiednio oznakowane. Niestety rzeczywistość przedstawia się zgoła inaczej: aż 35% skontrolowanych przez Inspekcję Handlową ubrań nie spełnia tych wymagań.
Inspektorzy objęli kontrolą 4187 partii produktów: ubrań dla dorosłych i dzieci, bielizny, wyrobów metrażowych, pończoszniczych oraz apaszek i szali. W 1455 stwierdzili różnego rodzaju nieprawidłowości. Najwięcej zastrzeżeń mieli w stosunku do oznakowania.
Zobacz też: Wyprzedaże - 5 grzechów sprzedawców
Niebezpieczne ubrania
Kiedy wybieramy w sklepie nowa bluzkę lub spodnie, rzadko kiedy zastanawiamy się nad bezpieczeństwem tych wyrobów. Komu by do głowy przyszło, że ubranie może być… niebezpieczne? Na przykład trujące albo grożące uduszeniem. A jednak okazuje się, że taka groźba jest całkiem realna.
W ramach kontroli Inspekcja sprawdziła, czy w produktach włókienniczych znajdują się szkodliwe substancje chemiczne. W laboratorium zbadano obecność w ubraniach: amin aromatycznych i formaldehydu, aby sprawdzić, czy nie są w ich wypadku przekroczone ilości, które dopuszcza prawo. Zbadano także, czy w wyrobach włókienniczych znajdują się zakazane metale ciężkie: nikiel, kadm i ołów. Te związki chemiczne mogą powodować nowotwory i wywołują reakcje uczuleniowe.
Sprawdź też: Wyprzedaże - bezcennych rad
Niestety ubrania dostępne w polskich sklepach nierzadko zawierają w sobie szkodliwe substancje. Do tych najczęściej wykrywanych należą: nikiel i ołów. Wymagań nie spełniały między innymi nadruki na koszulce męskiej „Superdziadek”, zawierające ołów oraz metalowe nity w spódnicy zawierające nikiel.
Dodatkowo, w przypadku wyrobów przeznaczonych dla dzieci do lat trzech, sprawdzano sposób przymocowania ozdób do ubrań czy bielizny, a także sznurki na przykład przy kapturach bluz. Powód? Niewielkie elementy oderwane od ubrania lub sznurki niewłaściwej długości mogą bowiem stać się przyczyną uduszenia. Dlatego na przykład ubrania dla dzieci do lat siedmiu i 134 cm wzrostu nie powinny mieć sznurków przy kapturze i na elementach osłaniających szyję.
Łącznie Inspekcja Handlowa zakwestionowała 34 partie z 2039 skontrolowanych (czyli 1,75%).
Jaki skład, jaki rozmiar?
Kolejny etap kontroli dotyczył jakości ubrań. Chodziło głównie o sprawdzenie zgodności deklarowanego przez producentów składu surowcowego z rzeczywistym, określonym w badaniach laboratoryjnych, zewnętrznych cech wyrobów oraz sprawdzeniu zgodności deklarowanego wymiaru z rzeczywistym. Takiej ocenie poddano wyroby z 2129 partii, z czego zakwestionowano 132 partie (6,2%).
Informacje o rodzaju użytego materiału, na przykład 100% bawełny, pozwalają na odpowiednią konserwację, w tym pranie i suszenie. Poza tym jest to niezwykle istotne dla konsumentów uczulonych na określone włókna czy preferujących pewne materiały. Ze względu na inny skład niż deklarowany inspektorzy zakwestionowali aż 122 z 371 partii (32,9%) poddanych specjalistycznym badaniom laboratoryjnym. Niezgodne z zadeklarowanym składem okazały się między innymi: spódnica, która zamiast 100% bawełny zawierała wełnę, wiskozę, akryl i poliester oraz piżama damska w 100% poliestrowa, a nie bawełniana, jak zapewniał przedsiębiorca na opakowaniach. Wątpliwości kontrolerów wzbudziły także skarpety z włókna bambusowego, które, jak się okazało, zawierały to włókno jedynie na… etykiecie.
Oznakowanie do poprawy
Zgodnie z przepisami na każdym wyrobie włókienniczym powinna znajdować się nie tylko informacja o składzie surowcowym, ale i o sposobie konserwacji – określenie między innymi metod prania, suszenia i prasowania – napisana jednolitym, czytelnym wyraźnie widocznym drukiem. Co więcej, informacje te powinny być w języku polskim.
Okazuje się, że i tu mamy do czynienia z różnymi nieprawidłowości. Kontrolerzy stwierdzili je w 1359 z 4024 skontrolowanych partii (33,8%). A dotyczyły między innymi: braku, niepełnej lub sprzecznej informacji o składzie i sposobie konserwacji – na przykład na etykiecie podano „100% bawełna”, a na wszywce „100% poliester”, na etykiecie podano "pranie w temp. 95°C", a na wszywce „pranie w temp. do 40°C”. Którą zatem informacją się kierować? Na tym jednak jeszcze nie koniec, niektórzy producenci w ogóle nie umieszczali na etykietach poprawnych nazw włókien, z których ubrania były uszyte.
Co dalej?
Co się dzieje z wyrobem, który, jak wykazała kontrola, nie spełnia wymagań prawa? Otóż w zależności od stwierdzonych nieprawidłowości przedsiębiorcy mogą dobrowolnie wycofać z obrotu wyroby niewłaściwie oznaczone, a także niezgodne co do składu surowcowego, do momentu poprawy ich oznakowania. Większość kontrolowanych podejmowała właśnie takie działania.
Ponadto Inspekcja Handlowa nałożyła 167 mandatów karnych, a w przypadku 81 produktów wszczęto 28 postępowań.
Więcej na: www.Pro-Test.pl