Brytyjski serial „The Missing” („Zaginiony”) najnowszym sezonem znów przyciąga przed telewizory miliony widzów. Islandzki „Trapped” („W pułapce”) chwytał za gardło i nie pozwalał przestać o sobie myśleć. Było też mroczne „One of us”, ciężki „Luther”, wciągający „The Fall” czy znakomity „True Detective”.
Przemoc, okrucieństwo, porwania, morderstwa, tajemnice… Dlaczego tak bardzo fascynuje nas świat zbrodni i zagadek kryminalnych?
Inaczej ogląda się psychopatów i morderców z bezpiecznej odległości – wiedząc, że to serialowa fikcja, a my bezpiecznie siedzimy sobie na kanapie. Niewyobrażalne i krwawe historie jednak dzieją się naprawdę. Oto 5 zbrodni, które wstrząsnęły światem.
Polski muzyk zatrzymany za pedofilię. 47-latek to wokalista znanego zespołu.
Fred i Rosemary West, syn zoofila i córka schizofrenika
Brutalne, okrutne, niepojęte. Zbrodnie, jakie przez lata dokonywało to małżeństwo, są trudne do opisania i absolutnie nie do wytłumaczenia.
Cromwell Street 25, Gloucester, Wielka Brytania. Z pozoru normalny dom, szeregowiec, jak inne. Z pozoru. Tu właśnie w latach 70. Frederick i Rosemary West więzili, gwałcili, torturowali i zabijali swoje ofiary. Była wśród nich zarówno ich najstarsza córka Heather, jak i kochanki Freda oraz zupełnie przypadkowe młode dziewczyny. Wszystkie zostały zabite, ich ciała poćwiartowane, a następnie zakopane. Policja znalazła dowody potwierdzające 12 brutalnie zamordowanych kobiet, ale przypuszcza się, że ofiar było znacznie więcej...
Sąsiedzi mówili o nich, że są uczynni. On – robotnik budowlany, ona – kelnerka. Jesienią 1968 roku ich spojrzenia pierwszy raz się spotkały. Rose szybko została kochanką Freda, a wkrótce potem matką ich pierwszej córki.
Sąsiedzi mówili, że są nieco ekscentryczni. On – syn zoofila, ona – córka schizofrenika. Oboje wcześnie przerwali naukę w szkole, pobrali się.
Zimą 1994 roku Rose i Fred spędzą ze sobą ostatnią wspólną noc po 22 latach małżeństwa. To dzień, w którym rozpoczyna się dochodzenie policyjne w sprawie morderstw, które wstrząsnęły Wielką Brytanią.
Policja zainteresowała się rodziną Westów w związku z zaginięciem 16-letniej córki Freda i Rose - Heather. Do mundurowych dotarły też pogłoski dotyczące molestowania dzieci. Wkroczyli więc na posesję przy Cromwell Street 25 z nakazem rewizji. Podobno Fred mówił dzieciom, że jak nie będą się słuchać, to wylądują tam, gdzie Heather, czyli pod patio. Tam też policjanci zaczęli kopać.
„Znaleźliśmy kość udową młodej kobiety oraz szczątki dwóch osób. Identyfikacja była trudna, ponieważ kości nie zawierają takich informacji jak czaszka i zęby. Bez żuchwy trudno ustalić, kim była ofiara i kiedy została zamordowana” – tłumaczył detektyw John Bennett, który zajmował się tą sprawą.
W wyniku gromadzenia kolejnych materiałów dowodowych policji udało się potwierdzić – jedną z ofiar znalezionych pod patio była córka Heather. W szokujących zeznaniach Fred wyjawił, że zakopane są tam też ciała Shirley Robinson, jego kochanki oraz jej koleżanki. Psycholog, który zrobił profil psychologiczny Freda, twierdził, że te trzy morderstwa to tylko wierzchołek góry lodowej. Że musiało być znacznie więcej. Określił go jako agresywnego, seksualnego psychopatę. Psycholog nie mylił się...
Te trzy ofiary nie były pierwszymi zamordowanymi przez Westów. Fred w 1967 roku zamordował swoją kochankę Anne McFall. Była z nim w ósmym miesiącu ciąży. Jej zwłoki poćwiartował, obciął palce u rąk i stóp (to był jego znak charakterystyczny, tak często okaleczał ofiary). Trzy lata później zamordował swoją pierwszą żonę – Catherine Bernadette Costello. Jej poćwiartowane szczątki pochował na łące niedaleko zwłok Anne McFall.
W grudniu 1970 roku Fred West trafia na kilka miesięcy do więzienia za kradzież. W tym czasie jego żona Rosemary morduje jego córkę, swoją pasierbicę – Charmaine. Szczątki 8-letniej dziewczynki Fred zabetonował pod podłogą w kuchni w domu przy Midland Road, gdzie wtedy mieszkali.
Następnymi ofiarami psychopatycznej pary były: 21-letnia Linda i jej rówieśniczka Lucy, 15-letnia Carol i o 4 lata starsza Juanita, 15-letnia Shirley, 21-letnia autostopowiczka Therese, 17-letnia Alison. Zamordowana i zakopana w ogrodzie przy Cromwell Street 25 została też kochanka Freda w zaawansowanej ciąży – Shirley. Przy szczątkach dziewcząt policja znalazła dziwne przedmioty (materiały do krępowania, maski, rurki) – dowody na torturowanie. Fred i Rose karmili swoje chore żądze, wspólnie wykorzystując i torturując te młode dziewczyny. Jedna z nich została znaleziona z głową oklejoną taśmą, z otworem na małą, gumową rurkę, przez którą mogła oddychać. Ofiary były też brutalnie wykorzystywane seksualnie.
Kluczowe dla sprawy Westów okazały się zeznania Caroline Roberts, która była przez jakiś czas opiekunką dzieci Freda i Rose, i mieszkała z nimi. Ona również była przez nich wykorzystywana. Westowie któregoś dnia zgwałcili ją i dusili poduszką. – Grozili, że mnie zabiją. Mówili, że będą trzymać mnie w piwnicy i ich czarnoskórzy znajomi poużywają sobie, a potem mnie zabiją i pochowają pod chodnikiem w Gloucester – zeznawała Caroline. Udało jej się uciec i zgłosić na policję.
Potem dochodziły kolejne fakty dotyczące małżeństwa Westów. Fred chwalił się Caroline, że potrafi robić aborcje, a kobiety, którym robi ten zabieg, są mu tak wdzięczne, że od razu po zabiegu oddają mu się. Sadyzm i zadawanie bólu sprawiały mu dziką satysfakcję. Rose z kolei uprawiała prostytucję. Miała do tego przeznaczoną jedną sypialnię. W ścianach pokoju były dziury specjalnie zrobione po to, żeby Fred mógł się przyglądać kopulującej żonie.
Fred przyznał się do zamordowania 12 kobiet. Jednak uniknął kary – popełnił samobójstwo – powiesił się w celi na sznurze skręconym z prześcieradeł w 1995 roku. Rosemary West, choć nie przyznała się do niczego, została skazana na dożywocie – sąd uznał ją winną brutalnego morderstwa trzech dziewcząt, wliczając w to córkę i pasierbicę, oraz współudziału w pozostałych zbrodniach. Wyrok zapadł 21 listopada 1995 r.
Dom przy Cromwell Street 25 został zburzony.
Sylwestrowy zamach w Stambule. Co najmniej 39 osób nie żyje, kilkadziesiąt jest rannych.
Elizabeth Short, czyli Czarna Dalia - jej historia fascynuje do dziś
Zabójstwo Czarnej Dalii jest jedną z najbardziej fascynujących i niewyjaśnioną do tej pory sprawą w historii śledztw policyjnych w Ameryce. Elizabeth Short stała się po śmierci gwiazdą Hollywood. Powstawały o niej książki i filmy. Policja z Los Angeles nigdy nie znalazła sprawcy.
15 stycznia 1947 roku jedna z mieszkanek, spacerując po centrum Los Angeles ze swoją 3-letnią córką, dokonuje okrutnego odkrycia. Na trawie przy chodniku leżą przecięte na pół w pasie zwłoki młodej kobiety. Głowa jest pełna blizn od zadanych ciosów, kąciki ust są rozcięte od ucha do ucha w makabryczny uśmiech, a nogi rozłożone w szerokim rozkroku. Sekcja zwłok wykazała, że ofiara była torturowana przed śmiercią przez co najmniej trzy godziny. Na nadgarstkach i stopach miała ślady lin sugerujące, że wisiała rozciągnięta w znak X. Narządy rodne miała pocięte ostrym narzędziem, w żołądku znaleziono ludzki kał. Choć śledczy na początkowo podejrzewali przestępstwo na tle seksualnym, okazało się, że ofiara nie została zgwałcona. Przyczyną śmierci była utrata krwi i obrażenia mózgu. Zwłoki były czyste. Oznacza to, że kobieta została zamordowana gdzie indziej, a następnie przecięta na pół i umyta, a dopiero potem przywleczona na trawnik w centrum LA.
Ofiarą okazała się 22-letnia Elizabeth Short. Piękna brunetka o seksownych, krągłych kształtach, ideał kobiety z lat 40. Przydomek Czarna Dalia nadali jej dziennikarze ze względu na czarne, obcisłe kostiumy, w których często chodziła i dalie, które lubiła wpinać we włosy. Widziano też podobieństwo do fikcyjnej postaci popularnego wtedy filmu „Błękitna Dalia”.
Śledztwo w sprawie Elizabeth Short było jednym z większych w historii Los Angeles. Przesłuchano tysiące osób, wyłoniono około 200 podejrzanych, prawie 60 osób zgłosiło się na policję i przyznało do zbrodni, pragnąc rozgłosu. Elizabeth Short prowadziła bujne życie – miała na koncie ciągłe podróże, pracę w barach i restauracjach, bogate życie towarzyskie (policjanci znaleźli jej notes z telefonami do kilkudziesięciu mężczyzn, z którymi się spotykała w ostatnich miesiącach). W ścisłym, wyłonionym przez śledczych gronie podejrzanych, byli: Robert Manley, który jako ostatni widział Elizabeth żywą, Mark Hansen, właściciel klubu i hotelu, w którym kobieta mieszkała przez kilka miesięcy oraz dr Walter Alonzo Bayley, mieszkający niedaleko miejsca, gdzie znaleziono ciało.
Jednak podejrzani albo mieli alibi, albo brakowało wystarczających dowodów, które by któregoś z nich obciążyły. Był nawet pomysł, że Elizabeth została zamordowana przez jednego z działających w LA seryjnych morderców. Mimo zaangażowania ogromnych sił policji i FBI oraz rozgłosu medialnego, sprawcy nie znaleziono. Po prawie dwóch latach prac nad zabójstwem Czarnej Dalii 29 listopada 1949 roku zamknięto sprawę.
Mimo to rożni amatorzy bawiący się w detektywów dalej próbowali odkryć prawdę. Sprawa Czarnej Dalii jest na tyle fascynująca, że powstało o niej wiele filmów (między innymi znany kryminał „Czarna Dalia” Briana de Palmy ze Scarlett Johansson w obsadzie) i powieści. Wątek Czarnej Dalii pojawił się też w serialu „American Horror Story” i grach komputerowych.
Josef Fritzl - zwyrodnialec, który 24 lata gwałcił córkę
Została uprowadzona przez własnego ojca jako 18-latka i przetrzymywana w piwnicy rodzinnego domu w Austrii przez 24 lata. W tym czasie Josef Fritzl regularnie gwałcił ją. Elizabeth urodziła 7 dzieci swojego ojca, jedno z nich umarło tuż po porodzie. Josef spalił je w piecu.
Elizabeth więziona była w specjalnie dla niej zbudowanym bunkrze dźwiękoszczelnym. Jej ojciec planował to kilka lat. Więzienie w piwnicy rodzinnego domu zaczął budować, gdy Elizabeth miała zaledwie 12 lat. Od świata zewnętrznego dzieliło ją 8 par drzwi, ostatnie zamykane na elektroniczny zamek. Fritzl ostrzegł Elizabeth, że drzwi są pod napięciem, choć nie były. Joseph wykorzystywał swoją nieletnią córkę już zanim ją uwięził.
Tego samego dnia, gdy uwięził córkę w piwnicy, Fritzl zgłosił na policji jej rzekome zaginięcie. Twierdził, że uciekła do sekty. Potwór regularnie gwałcił przetrzymywaną córkę. Elizabeth zaszła w ciążę. Dwoje pierwszych dzieci zostaje z nią uwięzione w piwnicy. Trzecie – 8-miesięczną Lisę – Fritzl podrzucił na próg własnego mieszkania, w kartonie i ze spreparowaną informacją o tym, że Elizabeth jest w sekcie i prosi o opiekę nad dzieckiem.
Kiedy urodziło się kolejne dziecko z gwałtu na Elizabeth, ojciec postanowił powiększyć bunkier dla niej i dzieci o 20 metrów kw. Jednak po 10 miesiącach Fritzl znów podrzucił dziecko pod własne drzwi. Jego żona Rosemarie wychowywała wnuki razem ze swoimi dziećmi. Dwa lata później Elizabeth urodziła bliźniaków. Pierwszy z nich umiera po 3 dniach, drugi po kilkunastu miesiącach zostaje podrzucony pod dom Fritzlów podobnie jak poprzednie. Potem rodzi się jeszcze siódme dziecko, Felix. Zostaje w bunkrze z Elizabeth, bo żona Fritzla nie je w stanie opiekować się kolejnym.
W 2008 roku pierwsze dziecko Elizabeth i jej ojca – 19-letnia Kerstin – zapada na ciężką chorobę. Dziewczyna traci przytomność z powodu ostrej niewydolności nerek. Fritzl zabiera ją do szpitala. Parę dni później ojciec wyprowadza z piwnicy Elizabeth oraz dzieci. Żonie tłumaczy, że po 24 latach Elizabeth porzuciła życie w sekcie i postanowiła do nich wrócić. Wieczorem do domu Fritzlów wkracza policja...
Wystarczą 4 dni procesu, żeby Fritzl został uznany winnym za wymuszenia, kazirodztwo, pozbawienie wolności córki Elizabeth, gwałt oraz zmuszanie córki i jej dzieci do niewolnictwa. Zeznania Elizabeth trwały 11 godzin. To nie wszystko. Skazano go też za doprowadzenie do śmierci swojego syna i wnuka jednocześnie – Michaela (jeden z bliźniaków, który umarł trzy dni po narodzinach). Josef Fritzl dostał dożywocie.
Żona Fritzla – Rosemarie – twierdzi, że nie miała pojęcia o tym, co rozgrywało się przez 24 lata w piwnicy jej domu. Nie odwiedziła męża w więzieniu ani nie odpowiedziała na żaden z jego listów. Wyprowadziła się z ich domu i otrzymała rozwód.
Elizabeth zmieniła nazwisko i zamieszkała z dziećmi w anonimowej austriackiej wiosce.
Miejsce popełnienia tej jednej z najobrzydliwszych zbrodni czasów zostało zalane betonem.
To może spotkać każdego. Fala włamań „na klamkę”. Ostrzeżcie znajomych!
Jolanta K. z Czerniejowa - zabiła 5 niemowlaków i włożyła do beczki
Rodziła dzieci w domu w wannie i tam od razu je też topiła. Zwłoki (w sumie pięciu!) maleństw trzymała w zamrażalce. Potem przełożyła je do beczki po kiszonej kapuście. Makabrycznego znaleziska przypadkowo dokonały jej nastoletnie córki latem 2003 roku.
Dwie siostry – 8- i 12-latka – mieszkające w Czerniejewie (woj. lubelskie) tego ciepłego sierpniowego dnia zaczęły sprzątać w domu. Na prośbę babci zajęły się też beczką z piwnicy, z której wydobywał się potworny fetor. Dziewczynki uznały, że to od kiszenia w niej kapusty w zeszłym roku. We dwie przetoczyły beczką na koniec pola. Tam ją otworzyły, żeby wyrzucić zawartość. Ze środka wypadły niemowlęce główki... To było 4 chłopców i dziewczynka.
W mediach zawrzało. Nie było kanału telewizyjnego czy gazety, która nie opisałaby tej makabry.
Nikt na początku nie przypuszczał, że do tego nieludzkiego mordu doszło wiele lat wcześniej – w latach 1992-98. Jolanta K. i jej mąż Andrzej mieszkali wtedy w bloku. Kobieta regularnie zachodziła w ciążę. Jednak nie wszystkie dzieci postanowiła urodzić i wychować. Części z nich, a dokładnie pięcioro, zdecydowała się pozbyć. Jak? Jolanta K. rodziła we własnej łazience w wannie i od razu po urodzeniu topiła w tej wannie dzieci. Przytrzymywała ich maleńkie główki pod wodą aż przestawały oddychać. Zwłoki zawinięte w reklamówki i gazety umieszczała w zamrażalniku, na dnie, pod żywnością. W 1999 roku przeprowadziła się z rodziną do Czerniejowa, tam też do zamrażalnika przeniosła zwłoki swoich dzieci. Po kilku latach wyjęła je i wcisnęła do beczki, w której z mężem kisiła kapustę. Jolanta K. zeznała, że robiła to pod presją i groźbami męża, który nie chciał mieć już więcej dzieci. Sąd uznał, że Jolanta K. podjęła w pełni świadomie i samodzielnie decyzję o zamordowaniu niemowląt, dlatego łagodniejsza kara byłaby niesprawiedliwa. Kobieta została skazana na 25 lat więzienia, a jej mąż za podżeganie do zabójstwa pierwszego dziecka dostał 8 lat.
Łowcy skór - zamiast ratować zabijali dla pieniędzy
Pracownicy łódzkiego pogotowia zamiast ratować ludzkie życie – zabijali. Po co? Dla pieniędzy. Informacje o zgonach sprzedawali do zakładów pogrzebowych. Aferę „łowców skór” odkryli i ujawnili dziennikarze Gazety Wyborczej w 2002 roku.
Kobieta zasłabła w przychodni. Trudno ustalić przyczynę. Wezwane zostaje pogotowie, które ma ją przewieźć do szpitala na obserwację. Jednak pacjentka nie dociera na miejsce. Sanitariusz jeszcze w karetce wstrzykuje jej śmiertelną dawkę leku. Kobieta umiera po kilku minutach. Jej ciało zostaje sprzedane do zakładu pogrzebowego.
Mężczyzna rozbija głowę. Ma zostać przewieziony karetką do szpitala. Sanitariusz, gdy tylko zostaje z tyłu w karetce sam na sam pacjentem, wstrzykuje mu 5 mg Pavulonu. Pacjent dusi się i umiera. Lekarz nie próbuje go nawet ratować. Ofiar „łowców skór” było więcej. W tym potwornym nekrobiznesie brali udział pracownicy łódzkiego pogotowia i właścicieli firm pogrzebowych.
Andrzej N. o pseudonimie „doktor Ebrantil”, czyli jeden z sanitariuszy pogotowia ratunkowego w Łodzi zabijał pacjentów między innymi Pavulonem – lekiem silnie zwiotczającym mięśnie, który kradł z apteki pogotowia. Następnie sprzedawał zabitych pacjentów zakładowi pogrzebowemu Czarna Róża. Został skazany na dożywocie za zabójstwo czterech pacjentów i pomoc sanitariuszowi Karolowi B. w piątym.
Karol B. był dobrym kolegą „doktora Ebrantila”. W Gazecie Wyborczej można było przeczytać, jak mówił o nim „Ebrantil”: „Ma na koncie dwa razy tyle pacjentów co ja. Wymienialiśmy się doświadczeniami. Żeby przyspieszyć uduszenie, siadaliśmy okrakiem na przeponie pacjenta. Karolowi zawsze się udawało, bo ważył ponad 90 kilo. Ja miałem gorzej, bo jestem lekki. Karol dobijał pacjentów po wypadkach, z obrażeniami głowy, bijąc ich drewnianym trepem. Ja chodziłem w tenisówkach, to nie mogłem. Raz zrobiłem to gaśnicą, ale zabryzgałem krwią całą karetkę.”
Karol B. został skazany na 25 lat pozbawienia wolności za „szczególnie okrutne” zabójstwo Pavulonem jednej pacjentki i pomoc Andrzejowi N. w dokonanych przez niego zabójstwach.
Był też Janusz K., lekarz, umyślnie nie ratował pacjentów. Przyczynił się w ten sposób do śmierci dziesięciu osób. Skazany na 6 lat pozbawienia wolności i 10-letni zakaz wykonywania zawodu lekarza.
Drugi lekarz, Paweł W., pseudonim „Don Wasyl” z kolei naraził życie czterech pacjentów. Zmarli. „Ebrantil” mówił o nim, że (jak pisała Gazeta Wyborcza): „Powtarzał, iż 'bycie lekarzem to najlepsza licencja na zabijanie'. Miał specyficzną metodę dobierania leków pacjentom. Nie dawał tych, które powinien podać, by pacjent przeżył.”
To z jego telefonu informowano zakłady pogrzebowe o „skórach”. Skazany na 5 lat więzienie i 10-letni zakaz wykonywania zawodu lekarza.
Cała czwórka została też skazana za branie pieniędzy od zakładów pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach. Rodziny zmarłych były oszukiwane i nagabywane przez pracowników pogotowia i właścicieli zakładów pogrzebowych do skorzystania z usług konkretnej firmy. Cena pochówku była na tyle wysoka, że starczało na zapłatę za „skóry” pogotowiu.