„Ktoś szarpał za klamkę do mojego mieszkania” - taki dramatyczny apel mieszkanki warszawskiej Białołęki to w ciągu ostatniego tygodnia kolejny przypadek próby włamu „na klamkę”. Policja ostrzega, że „klamkowcy” grasują w całej Polsce. Zwłaszcza w okresie świątecznym i noworocznym, kiedy wracamy z gości, z zabawy sylwestrowej i zapominamy przekręcić zamka.
Warszawa, Sopot, Gorzów Wielkopolski to kolejne miasta, w których mieszkańcy przestają czuć się bezpiecznie we własnych domach. Bo czasem kończy się na naciśnięciu klamki, a czasem złodziej usiłuje w bezczelny sposób sforsować drzwi szarpiąc i łomocząc. Tak jak było ostatniego wieczora na Białołęce, czy kilka dni wcześniej w Trójmieście. W internecie krążą ostrzeżenia i relacje przestraszonych mieszkańców, którzy mieli nieproszonych gości. Wspólnoty mieszkaniowe apelują nie tylko o zamykanie drzwi do własnych mieszkań, ale także do części wspólnych, na korytarze, klatki schodowe. Tylko w taki sposób można ustrzec się przed bardzo popularnym w ostatnim czasie wśród złodziei, włamaniem „na klamkę”.
W październiku kobieta-„klamkowiec” okradła w ten sposób mieszkanie na warszawskiej Ochocie. Po prostu nacisnęła klamkę i weszła do mieszkania wynosząc z niego wiele wartościowych przedmiotów, w tym laptopa Sony. Właściciele mieszkania pogrążeni byli we śnie.
„Klamkowcy” zazwyczaj kradną to, co jest najbliżej wejścia. Telefony, portfele, kluczyki do samochodów, którym potrafią wyjechać nawet z podziemnego garażu. Co bardziej zuchwali paradują po całym mieszkaniu chowając do toreb lub worków laptopy, biżuterię i oszczędności.
Zazwyczaj w nocy, ale niekiedy także w ciągu dnia, zwłaszcza jeśli słyszą, że w domu panuje rozgardiasz, np. trwa impreza. Takie włamanie jest jeszcze bardziej dotkliwe dla okradzionych. Nie dość, że tracą kosztowności, to na dodatek mają świadomość, że przestępcy spacerowali po ich domu. Że w każdej chwili mogli wyrządzić im krzywdę.
O tym się mówi - bądź na bieżąco z Polki.pl.