„Przeczesywanie kilkudziesięciu kilometrów pasa brzegowego od strony morza, patrolowanie brzegu, obserwacja przyniosła zamierzony skutek. Ciała udało się znaleźć i oddać rodzinie” – donoszą ratownicy WOPR w komunikacie na Facebooku. To oznacza koniec akcji poszukiwawczej w Darłówku. Po tragedii, w której w falach Bałtyku zginęła trójka rodzeństwa, ludzie nadal poruszeni komentują różne wątki. Również ratownikom wodnym, biorącym udział w akcji, udzielają się emocje. „Takim poszukiwaniom towarzyszy myśl, że trzeba znaleźć daną osobę, aby jej bliscy mieli szansę na ostatnie pożegnanie z nią. Takie akcje pamięta się latami” – mówił w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” ratownik, który wyłowił z wody ciało 11-letniej dziewczynki.
Dramat w Darłówku – morze zabrało trójkę dzieci
Przypomnijmy – we wtorek trójka dzieci została porwana w Darłówku przez fale Bałtyku. Rodzina z Wielkopolski spędzała tam wakacje. Matka na chwilę oddaliła się do najmłodszego dziecka na brzeg, wtedy jej dwóch synów i córka zniknęli z pola widzenia. Chociaż ludzie od razu utworzyli tzw. żywy łańcuch i ratownicy ruszyli na poszukiwania, udało się wydobyć tylko 14-latka. Chłopiec niestety zmarł kilka godzin później w szpitalu. Poszukiwania pozostałej dwójki trwały kilka dni. W weekend udało się zakończyć akcje – ratownicy wyłowili z wody ciała wszystkich dzieci.
„Serce pęka!”
Udział w takiej akcji ratunkowej to ogromne emocje nawet dla doświadczonych ratowników. „Dziennik Bałtycki” rozmawiał z Andrzejem Stępkowskim, szefem WOPR Powiatu Sławieńskiego, który wyłowił ciało 11-latki. „Wypatrzyły ją osoby, które płynęły statkiem wycieczkowym. Straż Graniczna zlokalizowała jej ciało, a ja podjąłem ją z wody” – mówił. Co się czuje w takich sytuacjach? „Emocje są ogromne, ale człowiek działa według wyuczonych schematów. W pewnym momencie włącza się tzw. automatyzm. Jednak, gdy widzi się taką małą dziewczynkę, to serce pęka” – mówił Andrzej Stępkowski na łamach „Dziennika Bałtyckiego”.
„Wystarczy kilka sekund i dramat gotowy”
Ratownik przestrzega też przed groźnymi wodami Bałtyku. „Te dzieci nigdy nie powinny się znaleźć w tym miejscu w wodzie. Tam fale bardzo mocno uderzają o głazy i się od nich odbijają, czy też cofają, powodując silny i bardzo mocny prąd wsteczny. Ten prąd musiał zabrać dwójkę dzieci w morze. Tu trzeba powiedzieć, że ludzie sobie nie zdają sprawy z obecności takich sił w Bałtyku, a wystarczy kilka sekund i dramat gotowy” – czytamy w „Dzienniku Bałtyckim” w rozmowie z pracownikiem WOPR.
Czas na wyciszenie emocji
Po tragedii w Darłówku i zakończeniu akcji poszukiwawczej, służby ratownictwa wodnego apelują: „Zważywszy na okoliczności prosimy o wyciszenie emocji i nie podsycanie ich komentarzami. Oceny pozostawmy dla siebie lub dla instytucji powołanych do tego”.
To jednak może okazać się nie koniec sprawy. Adwokat rodziny zapowiedział złożenie do prokuratury zawiadomienia przeciwko ratownikom pełniącym feralnego dnia dyżur na plaży. Zarzuca im narażanie dzieci na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia i życia. W związku z wypadkiem prokuratura wszczęła śledztwo.
Więcej o tragedii w Darłówku:Oświadczenie rodziny w sprawie tragedii w Darłówku: „Nie jest prawdą, że dzieci kąpały się przy czerwonej fladze”Ludzie już wydali wyrok na matkę. Ratownicy: „Nie byłaby w stanie uratować dzieci”„Jesteśmy wstrząśnięci. To były dobre dzieci”. Mieszkańcy Sulmierzyc w żałobie. Zorganizowali wsparcie dla rodziców porwanych przez fale dzieci