Od 9 listopada wszystkie szkoły w Polsce przeszły na naukę zdalną, z powodu pogarszającej się sytuacji epidemicznej w kraju. Dla wielu rodziców stanowi to nie lada problem, bo nie każdy z nich może pozwolić sobie na rezygnację z pracy, by zajmować się dzieckiem, albo nie jest w stanie zapewnić uczniowi odpowiednich warunków do nauki przez internet.
W związku z tym, co raz więcej rodziców postanawia „przechytrzyć” obostrzenia i mimo decyzji rządu posyła swoje dzieci do szkół. Jak to możliwe?
Rodzice obeszli obostrzenia MEN
O luce w reżimie sanitarnym, którą wykorzystują rodzice, pisze serwis „WP Kobieta”. Okazuje się, że wystarczy zgłosić dyrektorowi placówki, do której chodzi nasze dziecko, że nie mamy w domu możliwości zapewnić uczniowi warunków do nauki zdalnej. Może to być kwestia braku przestrzeni, sprzętu (np. komputera) lub łącza internetowego.
Dla uczniów, którzy ze względu na niepełnosprawność lub np. warunki domowe nie będą mogli uczyć się zdalnie w domu, dyrektor szkoły będzie zobowiązany zorganizować nauczanie stacjonarne lub zdalne w szkole (z wykorzystaniem komputerów i niezbędnego sprzętu znajdującego się w szkole) - czytamy w rozporządzeniu MEN dot. nauczania zdalnego
Dyrektor szkoły musi przyjąć taki wniosek i przygotować dla ucznia zajęcia stacjonarne lub zdalne w budynku szkoły, przy wykorzystaniu sprzętu zapewnionego przez placówkę.
Rodzice, którzy nie chcą zostawiać swoich dzieci w domu (z różnych powodów), tłumnie wykorzystują tę lukę w przepisach. Wnioski nieustannie spływają do dyrektorów szkół. Jak informuje „WP Kobieta”, w niektórych placówkach z tego powodu stacjonarnie wciąż uczy się nawet 70% uczniów.
Zobacz również:
Znaleziono dowody na mutacje koronawirusa u zwierząt. Czy czeka nas nowa pandemia?
Premier Morawiecki tłumaczy, dlaczego podczas wprowadzania obostrzeń nie zamknięto kościołów
26-latek 8 godzin czekał na przyjęcie do szpitala. Mężczyzna zmarł