Państwo Rzymkowscy pochodzą z Twardogóry na Dolnym Śląsku. Są lekko upośledzeni. Nie przeszkadza im to jednak normalnie funkcjonować. Pan Kamil pracuje na utrzymanie rodziny. Pani Karolina zajmuje się domem i - do niedawna - synem Wiktorem. W kwietniu sąd zadecydował o odebraniu syna małżonkom.
Dom dziecka za niską wagę?
Syn państwa Rzymkowskich przyszedł na świat w marcu tego roku. Chłopiec urodził się zdrowy. Szczęśliwi rodzice zabrali dziecko do domu. Po miesiącu udali się z synem na wizytę kontrolną. W czasie ważenia okazało się, że Wiktor stracił na wadze 300 g.
Lekarze zadecydowali, że dziecko powinno zostać w szpitalu w Oleśnicy. Chłopiec miał pozostać na badaniach przez dwa tygodnie. Niestety sprawa przybrała zaskakujący obrót.
Pierwszego dnia powiedziano nam, że Wiktorek może mieć bezobjawowe zapalenie płuc i dlatego chudnie. Ale kolejnego dnia lekarka zaczęła nas wypytywać, czy dajemy mu jeść. Kilka godzin później zawiadomiła sąd rodzinny, że dziecko jest niedożywione i zaniedbane
- powiedział pan Kamil w rozmowie z fakt.pl.
Sąd Rejonowy w Oleśnicy interweniował natychmiastowo. Wydano decyzję o umieszczeniu Wiktora w domu dziecka Krzydlinie Małej. Państwo Rzymkowscy są zrozpaczeni. Małżonkowie mają możliwość odwiedzania swojego syna w domu dziecka trzy razy w tygodniu po pół godziny. Chętnie to robią. Jednak ich celem jest odzyskanie syna. Złożyli zażalenie na decyzję sądu. Starają się o jej cofnięcie. Pani Karolina nie ukrywa, że odebranie dziecka było dla niej traumatycznym przeżyciem.
Czujemy się skrzywdzeni. Tęsknimy za naszym dzieckiem
- powiedzieli Rzymkowscy w rozmowie z TVP3 Wrocław.
Przeczytaj: Na czym dokładnie polega ograniczenie praw rodzicielskich? W jakich przypadkach może ono nastąpić?
Według relacji rodziców chłopca, nikt nawet nie chciał z nimi rozmawiać. Słowa rodziców potwierdza Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Twardogórze. Jak czytamy na portalu fakt.pl, twierdzą, że nikt nie przeprowadzał wywiadu środowiskowego w sprawie rodziny państwa Rzymkowskich. Niewykluczone jednak, że robiły to inne instytucje.
Przeczytaj:
„Wspomnienie twarzy tej dziewczynki nie daje mi spać”. Wstrząsające wyznanie ratownika z Darłówka
„Moja córka nie jest downem” - pisze mama Tosi. W akcję włączyły się inne mamy!