Współczuję niedoszłym gimnazjalistom, że będą tkwić w podstawówce

szczęśliwe nastolatki fot. Fotolia
Etap gimnazjum był dla mnie jednym z najfajniejszych życiowych okresów, który wspominam z łezką w oku. 3 lata, które ukształtowały mnie bardziej, niż liceum czy studia.
Edyta Liebert / 20.11.2016 20:33
szczęśliwe nastolatki fot. Fotolia

Likwidacja gimnazjum rani me serce. 3 lata między podstawówką a liceum/technikum/zawodówką (niepotrzebne skreślić) zdaniem naszych rządzących to bolący wrzód, który musi zostać usunięty i wchłonięty przez 8-klasową podstawówkę. Nauczycielką nie jestem, do polityczki mi daleko, a do odprowadzania dzieci do szkoły mam jeszcze kilka ładnych lat. Ale wypowiedzieć, się wypowiem, bo sama gimnazjum kończyłam i zapamiętałam to jako najlepszy czas.

Dlaczego Pani kłamie? - list otwarty do minister Zalewskiej w sprawie reformy i likwidacji gimnazjów

Podstawówkę pamiętam jak przez mgłę, mimo że nie dzielą mnie od niej lata świetlne. To nie kwestia dziurawej pamięci, a mechanizmu wyparcia. Pewnie też pamiętasz, ile to razy chciałaś postawić na swoim, a nie mogłaś oznajmić "wychodzę", "to moje życie", "sama sobie poradzę".  Każde zdanie w pamiętniku zaczynałaś od tego, co będziesz robić, kiedy dorośniesz i czego to nie powiesz tej wrednej Kasi, Natalii czy gburowatemu Tomkowi, kiedy w końcu zbierzesz się na odwagę?
Pamiętasz też pewnie stanie na końcu rzędu na w-fie, bo "najniżsi na koniec", te długie kolejki do szkolnego sklepiku z nauczycielką, bo przecież starsi spychają maluchy na tyły (a i ta 10 minut stania po lizaka ze strzelającą posypką psu w kufer); bycie dzieciakiem "dojeżdżającym" z końca świata, totalnej prowincji prowincji, którą szkolni koledzy uważali za inną planetę, nienawidziłaś szczepień, fluoryzacji, gry w zbijaka w mieszanej grupie... Tak, ja także. Odliczałam dni do bycia dorosłą, bo dorosłość jawiła się wówczas jako sen o wolności.

I bach, gimnazjum.

Nowe-stare otoczenie, inna klasa i koleżanki. Pierwsze podrygi miłosne (Spojrzał na mnie? Powiedz, że spojrzał!), grupowe chichoty na korytarzach, pierwsze pocieranie niemal startych do cna zapachowych stron w katalogu  AVON i pierwsze perfumowane roletki. Malinowy błyszczyk i pomadka nivea o perłowym zabarwieniu szły w ruch co 15 minut na lekcji polskiego i nieustannie gościły w twoim piórniku obok długopisów, linijek i cyrkla. Nie musiałaś już przynosić  kanapek z dżemem truskawkowym w obleśnym papierze śniadaniowym, bo ponoć zdrowiej niż w sreberku. W kąt rzuciłaś termos z herbatą – zamieniłaś go na nisko procentowy alkohol w torbie z diverse’a.

Pierwsza dorosłość miała kolor pomarańczy, kiedy z koleżankami testowałaś po raz pierwszy samoopalacz w szatni przy sali sportowej i bałaś się, że twój mikry biust już nigdy nie objawi się światu w pierwotnym, naturalnym odcieniu (jak na dorosłego człowieka przystało, czytałaś uważnie zalecenia i testowałaś w "niewidocznym miejscu"...). Czasem też kolor... trawy, kiedy to na rynku pojawiły się pierwsze pianki koloryzujące do włosów i musiałyście je przetestować na szkolnej wycieczce przed dyskoteką.

Pierwsza dorosłość miała smak jabłkowego piwa i zapach pierwszego papierosa w parku, pierwszego stresu i ekscytacji przed złapaniem na gorącym uczynku. Jeszcze 3, jeszcze tylko 2... lata do 18-tki. Tak blisko, i tak daleko, mówiłaś sobie, trzymając za rękę pierwszego chłopaka, z którym zaczęłaś chodzić dzięki jego koledze, który przekazał twojej przyjaciółce-na-wieczność, że ten i ten "chciałby z tobą chodzić". Współcześnie byłaby to kartka co najwyżej z wyznaniem #SzarpałbymJakReksioSzynkę* i pojawiło się na Snapie.

Wtedy jeszcze nie wiedziałaś, że dorosłość to nie mentolowe LMy ani umiejętność wypicia kilku piw i jednoczesnego utrzymania się na nogach do momentu, kiedy odbierze cię tata o 23. Prędzej czy później i tak przecież dowiesz się, że dorosłość jest wtedy, kiedy nie ma możliwości sfałszowania usprawiedliwienia nieobecności w pracy, a zaczynają się pierwsze rachunki za prąd i zakup nowego AGD. Nie ma co tego przyspieszać, ale wtedy czułaś, że możesz wszystko.

Oblicze gimnazjum przed dekadę bardzo się zmieniło, ale z pewnością jeśli i ty je ukończyłaś pamiętasz, jak dumnie brzmiało stwierdzenie "jestem w gimnazjum". A jak będzie brzmieć "kończę podstawówkę"? Trochę współczuję młodzieży, którą ograbiono z tych udokumentowanych 3 lat buntu, wewnętrznej i zewnętrznej transformacji (poczucie niezrozumienia & pryszcze). Nie będą mogli pierwszych ważnych, "dorosłych" doświadczeń włożyć do tej przegródki, a wszystko będzie jedną, dłużącą się jak kolejka do jednego sklepiku z cukierkami, podstawówką. Tam będzie i 150 cm strachu przed starszymi, i 180 cm chęci ucieczki do liceum przed gówniarzami. Za 10 lat pewnie dowiemy się, kto ma lepsze wspomnienia...

* tudzież #JakJehowyKlamkę, jak kto woli.

Roszczeniowa Trzydziestka: Kosz dla kolesia, czyli kiedy lepiej zerwać
 

Redakcja poleca

REKLAMA