Rodzina, z której pochodzę, nie jest szczególnie patriotyczna. W każdym razie jako dziecko nie widywałam ich w patriotycznych okolicznościach. Nie rozpływali się nade mną, kiedy klepałam socjalistyczne wierszyki albo śpiewałam wyuczone na szkolnym chórze piosenki o krążowniku Aurora czy o pierwszym maja. Wyłgiwali się od pochodów, partyjnych przynależności i czynów społecznych. Ożywili się trochę – jak wszyscy – przy okazji Okrągłego Stołu, z nadzieją, też jak wszyscy, patrzyli w lata dziewięćdziesiąte oraz kibicowali na przykład Mazowieckiemu. Czy łaknienie normalniejszego życia w ojczyźnie to już patriotyzm? Nie wiem.
Moja rodzina, jak wielu Polaków, nie dała się omamić urokom Polski Ludowej. Spora część rodziny osiadła za granicą w różnych fajnych krajach, więc ci, co zostali, mieli dość dobre rozeznanie, jak to jest żyć w dostatniej Szwecji czy USA. Komu udało się odwiedzić tamtych, przywoził bajeczne zdjęcia jak z innego świata – wujek na tle wieżowców i estakad, kuzyn i jego olbrzymi dom. Na moim ulubionym był mój chrzestny, zgrywus i artysta, pławiący się na dmuchanym fotelu w swoim lazurowym basenie, z cygarem w zębach i szampanem w specjalnym wgłębieniu fotela. Zdjęcia miały piękne kolory i zaokrąglone rożki.
Czasem nasi emigranci przysyłali nam paczki, w których oprócz praktycznych prezentów były dowcipne gadżety – jak papier toaletowy w kwiatki, zdumiewające słodycze (Toblerone), zapachowe papierosy. Namacalne dowody na zbytek zachodniego świata.
Jak ze świadomością tej „lepszości” kochać swoją poczciwą, biedną, rozkradaną, oszukiwaną (więc może frajerską?) Polskę? – No… niełatwo.
Nosisz bluzę z napisem "Śmierć Wrogom Ojczyzny"? Pomyśl trochę...
Jako nastolatka rozsmakowałam się w jeżdżeniu, zwiedzaniu i górskich wędrówkach. Z każdej wyprawy wracałam pełna wrażeń i nowych obrazów pod powiekami. Zagranicy jeszcze wtedy nie znałam, Polską byłam zachwycona. Czy to był patriotyzm? Może tak. Jakaś jego odmiana krajoznawcza.
Równocześnie zaczęłam się interesować światem. Śledzić wiadomości, czytać prasę. Docierało do mnie, jak wiele trudnych, groźnych, potwornych sytuacji zdarza się co dzień „gdzieś”. Konflikty zbrojne. Głód. Epidemie. Bieda nie do wyobrażenia. Niestabilne płyty tektoniczne, skutkujące trzęsieniami ziemi. Erupcje wulkanów. Trąby powietrzne. Wielkie fale zmiatające całe połacie nadmorskich ziemi. To wszystko jest nam oszczędzone.
Czy ulga z tego powodu to patriotyzm? Czy raczej zawstydzające uczucie (inni mają gorzej)?
Czym dla mnie jest patriotyzm? Czym jest dla Ciebie?Jaki jest współczesny patriota?
Dziś ustrój mamy inny, Polskę wolną – choć wielu by z tym stwierdzeniem polemizowało. Ja zaś mam nieodparte wrażenie, że każda frakcja usiłuje narzucić na tę Polskę sieć swojego widzimisię i skroić ją na swoją miarę.
Tego właśnie najogromniej nie znoszę w polityce: zasłaniania się Polską. „Dobrem Polski”. Że to „dla Polski”. Krótko mówiąc, wycierania sobie mordy Polską.
Może i nie najlepszy ze mnie patriota, choć staram się żyć uczciwie, wywieszam flagę, a Polsce życzę jak najlepiej. Ale tych faryzeuszy patriotyzmu znieść nie mogę – mniej więcej tak jak kibolskich wybryków oraz wszechpolskich „prawdziwych Polaków”.
A jak z Twoim patriotyzmem?
Całuję!
P.
Kochana P.!
Ostatnio taki mętlik intelektualno-emocjonalny w narodzie, że może warto przypomnieć definicję patriotyzmu: „Patriotyzm to miłość do ojczyzny, własnego narodu połączona z gotowością ponoszenia dla nich ofiar”.
Zatem jak z moim patriotyzmem - pytasz.
Zależy, kto by miał oceniać. Jeśli „prawdziwi Polacy”, to chyba nie najlepiej – nie mam koszulki z flagą, chorągiewki na aucie, nie noszę transparentów z żądaniem: „Polska dla Polaków”. Nie manifestuję głośno, nie obnoszę się z miłością na ustach i w bicepsach. Nie deklaruję gotowości, ani tym bardziej nie przechodzę do czynów, jeśli chodzi o ponoszenie ofiar. Choć w przypadku „prawdziwych Polaków” ofiary są zawsze po drugiej stronie barykady: inne nacje, inne światopoglądy, inne opinie - „prawdziwy Polak” jest gotów zrobić z każdego, kto się od niego różni, ofiarę.
Co zrobimy, gdy zabraknie w Polsce lekarzy i pielęgniarek?
Jeśli pytasz o ocenę subiektywną – mój patriotyzm ma się wyśmienicie. I to nie tylko w deklaracjach. Sprawa ma się podobnie jak z miłością do drugiej osoby. Po okresie zauroczenia przychodzi codzienność. Żmudna, powtarzalna, często z problemami. Motyle odleciały z brzucha, teraz trzeba uczucie i przywiązanie budować nie tylko sercem, ale i głową. Działać z myślą o drugiej osobie i dla jej dobra, czasem nawet kosztem swojej wygody.
Więc działam:
- Ukończyłam filologię polską – z miłości do języka, twórców i ich dzieł. Moja praca polega na tym, by „odpowiednie dać rzeczy słowo”, i by to słowo było staranne i poprawne. Wszystko z miłości do polszczyzny.
- Urodziłam troje dzieci, które staram się wychować na mądrych i dobrych ludzi. Fajnych dorosłych Polaków, którzy będą dbali o innych i podnosili PKB.
- Dbam o edukację dzieci – czytam im książki, zabieram do biblioteki, muzeum, na wystawy. Dużo jeździmy po Polsce, nie ustając w zachwycie nad jej różnorodnością i pięknem.
- Pracuję, płacę podatki, nie ukrywam dochodów, nie wyłudzam VAT-u
- Nie palę, nie piję, nie porzucam niedopałków ani flaszek na ulicy.
- Kocham zwierzęta, jednym się z miłością opiekuję.
- Nie mam nieszczelnego szamba, nie wywożę śmieci do lasu, z papierkiem zawsze trafiam do kosza.
- Wspieram WOŚP i inne akcje charytatywne.
11 listopada będziemy świętować lokalnie, u nas, w Sulejówku – pójdziemy na uroczysty capstrzyk i koncert orkiestry wojskowej.
Tak, jestem patriotką. Zwykłą, codzienną patriotką.
Całuję,
Twoja A.
Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.
Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl