Locavore lubi foodsheed
Brak adekwatnych, rodzimych terminów językowych sprawia, że idea „jedzenia lokalnie” operuje niestety wciąż globalnym słownictwem. Locavore, eat local, foodsheed – na pierwszy rzut oka terminy te brzmią egzotycznie, ale ich sens jest absolutnie przyziemny.
Locavore to osoba, która, mówiąc najprościej, popiera idee eat local*, a więc wybiera produkty z własnego foodsheed, czyli z obszaru wyznaczającego lokalną strefę produkcji. Na foodsheed składa się cały jedzeniowy ekosystem: gleba, w której wzrastają lokalne warzywa i owoce, proces produkcji, sposób i miejsce przetwarzania, a także konsumpcji gotowego produktu. Wszystkie te elementy muszą znajdować się na obszarze niezbyt oddalonym od siebie..
3 stopnie lokalizmu
Idea eat local (lub eat locally) zakłada, że między miejscem wyprodukowania a konsumentem istnieje maksymalnie 100-milowy dystans. Oznacza to, że mięso, mleko, warzywa czy jaja pochodzą z gospodarstw oddalonych najwyżej o ok. 170 km od nas. Niestety, nie wszystkie produkty, które spożywamy, mogą pochodzić z naszej okolicy.
Nad morzem trudno o lokalne oscypki, w górach zaś o świeżą flądrę. Jeśli natrafiamy na przeszkodę tego typu, powinniśmy wybierać żywność organiczną. Jeżeli ta z jakiś przyczyn jest niedostępna, wybieramy produkty z rodzinnych gospodarstw, a gdy i tych nie ma w pobliżu, wspierajmy rodzimych przedsiębiorców i wytwórców.
Jak to działa w praktyce? W Polsce trudno o „lokalną” kawę, ale nie trudno o lokalną kawiarnię. Zamiast kawy w wielkich „sieciówkach” warto sięgnąć po znacznie tańszą filiżankę cappuccino w stylowej kawiarence tuż obok naszego miejsca zamieszkania. Jeśli i to jest niemożliwe, wybierajmy produkt wytworzony w miejscu, z którego pochodzi. Oznacza to, że kremówka powinna pochodzić z Wadowic, wuzetka z Warszawy, kiełbasa krakowska z Krakowa i analogicznie kluski śląskie ze Śląska.
Dlaczego warto jeść lokalnie?
Dlaczego warto z pokorą godną benedyktyńskiego mnicha katować się domowym jogurtem i kawą z organicznej brukwi? Dlatego, że jedzenie lokalnie wcale nie oznacza drogi przez mękę, konsumowania ogrodowych „wykopów” i innych niecodziennych rarytasów. Lwia część produktów, które stanowią podstawę naszej diety, może być produkowana lub kupowana w naszym najbliższym otoczeniu – chleb, jaja, nabiał, mięso, a nawet ryby, świeże soki owocowe. Oznacza to, że nie tylko jest łatwo dostępna, ale też zdrowsza, bowiem żywność organiczna jest pozbawiona konserwantów, chemicznych polepszaczy, uzdatniaczy itp.
Zobacz też: Jak odchudzić polską kuchnię? (galeria)
Ponadto każdy produkt żywnościowy, który przylatuje do nas z drugiego końca świata, musi być odpowiednio zabezpieczony przed psuciem się. Wiele dni w chłodniach, magazynach i kontenerach nie wpływa korzystnie na jakość oferowanych nam produktów. By zachować ich świeżość, nierzadko stosuje się konserwanty, opryski itp.
Jak jeść lokalnie?
Kupuj przede wszystkim żywność organiczną od producentów w twoim regionie, czyli produkowaną nie dalej niż 170 km od twojego miejsca zamieszkania. Jeśli nie jest to możliwe, wybieraj żywność z uwagi na jej miejsce pochodzenia – nie ma sensu, będąc w Nowym Targu, kupować nabiału z Włoszczowy. Unikaj dyskontów, supermarketów, gigantycznych samów. Kupuj na targach warzywnych bezpośrednio u producentów. Unikaj kupowania warzyw i owoców poza sezonem ich występowania – w ten sposób ograniczasz popyt na chińskie truskawki, greckie ziemniaki czy hiszpańskie ogórki.
Wracamy do natury?
Całkowity powrót do tego, co „naturalne”, „nie skażone przez człowieka” i nieprzetworzone, jest dziś niemożliwe. Możliwy jest natomiast powrót do jedzenia tego, co stanowiło dietę naszych pradziadków i dziadków, do żywności produkowanej lokalnie, w której dodatki polepszające smak, zapach, kolor i konsystencję są całkowicie zbędne.
Zobacz też: 7 grzechów głównych osób odchudzających się
*Eat local – ang. jedz lokalnie, również eat locally – jedz lokalne. Oba terminy odnoszą się do tego samego zjawiska i często używane są synonimicznie.