fot. Fotolia
Zakaz sprzedaży „śmieciowego” jedzenia
Dieta dziecka żywionego w przedszkolu czy szkole powinna być racjonalna, zbilansowana i wolna od szkodliwych substancji. Powinna składać się z produktów wysokiej jakości i być przede wszystkim zdrowa. Jednak jak zapanować nad dietą młodocianych, gdy jedzenie wydawane na stołówkach i sprzedawane w szkolnych sklepikach nieraz psuje cały rodzicielski trud włożony w edukację żywieniową?
W październiku 2014 r. sejm, uchwalając nowelizację ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, wprowadził zakaz sprzedaży tzw. "śmieciowego jedzenia" w szkołach. Nowe przepisy będą obowiązywać także w przedszkolach.
Celem tych zmian jest ograniczenie dostępu dzieci i młodzieży do produktów spożywczych, które zawierają znaczną ilość składników uznanych za szkodliwe dla ich zdrowia i rozwoju. Chodzi głównie o produkty o wysokiej zawartości nasyconych kwasów tłuszczowych, soli i cukru, które spożywane w nadmiarze mogą być przyczyną przewlekłych chorób dietozależnych. Mowa tu o jedzenie typu fast food i instant, ale także o chipsach, niektórych ciastkach i napojach, w tym napojach energetyzujących.
Brawo! To krok ku reformie żywieniowej, który przychodzi ze wsparciem coraz większej grupie „prozdrowotnych” rodziców, ale to krok jeszcze zdecydowanie za mały. Trzeba cieszyć się z postępu, z tego, co jest, bo przecież nadal dla ogromnej rzeszy rodziców ten mały krok to krok milowy.
Czego dla swoich dzieci pragną świadomi rodzice?
Żyjemy w czasach, gdy wiedza osiągalna jest na wyciągnięcie ręki. Rodzice, którzy dostrzegają wątpliwą wartość odżywczą posiłków, jakie ich dzieci jedzą poza domem, głośno mówią: dość ze śmieciowym i chorobotwórczym jedzeniem w placówkach oświatowych. Piszą np. petycje do instytucji mogących wpłynąć na rodzaj produktów sprzedawanych w szkolnych sklepikach oraz zmianę sposobu żywienia dzieci w przedszkolach i szkołach.
Chcąc, aby pożywienie było zdrowym, pozbawionym chemicznych dodatków budulcem, a nie tylko zapychaczem, buntują się oni przeciwko używaniu np. kostek rosołowych, które oparte są głównie na soli i sztucznych substancjach wzmacniających smak (jak np. glutaminian sodu), które sprzyjają otyłości, alergii, nadciśnieniu oraz chorobom oczu. Protestują przeciwko używaniu mleka krowiego (jednego z głównych alergenów pokarmowych), serów żółtych i topionych, które zalicza się do produktów wysokoprzetworzonych. Występują także przeciw nagminnemu podawaniu płatków śniadaniowych, które są także wysokoprzetworzoną żywnością, a w dodatku z dużą ilością cukru (lub syropem fruktozo-glukozowym) oraz soli. W jadłospisach jest zdecydowanie za dużo cukru, który nie tylko wpływa na rozwój próchnicy i osłabia ogólną odporność organizmu, ale przede wszystkim prowadzi do otyłości, a wraz z nią do szeregu chorób, w tym cukrzycy.
Na przykład deserowe produkty mleczne, podawane w postaci słodkich serków czy jogurtów, stanowią żywność wysokokaloryczną. Wafelki, batony, desery w postaci białej bułki z kremem czekoladowym (w składzie z tłuszczami utwardzonymi o rakotwórczym i miażdżycogennym działaniu) z dodatkiem słodkiego kakao to produkty o wysokim indeksie glikemicznym (IG). Reakcja organizmu dziecka na spożyte produkty o wysokim IG (sprzyjają one otyłości, stanom zapalnym w organizmie, stanowią czynnik rozwoju cukrzycy i miażdżycy) sprawia, że rodzice postulują za wprowadzeniem do menu produktów o niskim i średnim indeksie glikemicznym, do których zalicza się np. pieczywo razowe, pełnoziarniste makarony, ryż brązowy, musli i płatki zbożowe bez cukru, grube kasze, warzywa, rośliny strączkowe, orzechy czy większość owoców. Posiłki na bazie tych produktów są odżywcze i stanowią najwłaściwszy budulec dla rosnącego malucha.
Zobacz też: Zdrowe żywienie – vademecum
Co powinny jeść dzieci w przedszkolach i szkołach?
Przygotowanie posiłków w przedszkolach i na szkolnych stołówkach powinno opierać się na produktach świeżych i nieprzetworzonych. Oprócz usunięcia fast foodów z placówek, powinno ograniczać się sól, biały cukier i rafinowaną pszenną mąkę.
Dzieci uczone jedzenia razowego pieczywa, grubych kasz, ciemnych makaronów i pełnego ryżu, roślin strączkowych, świeżych warzyw i owoców, dzieci, którym nie podaje się parówek i wędlin, będą z pewnością dziećmi zdrowszymi.
Marzeniem zreformowanych rodziców jest, by dzieci otrzymywały mięso, nabiał i jajka pochodzące z ekologicznych źródeł, a nie przemysłowej hodowli. Usunięcie mięsa wieprzowego i wołowego na rzecz drobiu i ryb byłoby lepszym wyborem. Chcieliby też być spokojni o to, że ich dziecko nie dostanie w przedszkolu dżemu, Nutelli, batonów czy słodkich deserków mlecznych. Szczyt marzeń, to móc liczyć na pełnowartościowe wegetariańskie czy nawet wegańskie menu dziecka w placówkach oświaty.
Komu zależy na zdrowiu dzieci?
Tak! Są rodzice, którym zależy na zdrowi ich dzieci. Wydeptali ścieżki i dziś cieszą się z kroków podejmowanych przez sejm. Ale są też rodzice niezainteresowani zdrowym odżywianiem albo mowa o zdrowym jedzeniu jest dla nich bardzo niewygodna…
Niestety, sejmowy czy pedagogiczny trud kształtowania zdrowego odżywiania przyniesie mało korzyści bez zaangażowania samych rodziców. Na zmianie jakości żywienia i dostępu do szkodzących zdrowiu produktów powinno zależeć – jak się wydaje – każdemu rodzicowi, ponieważ lepsze odżywianie to inwestycja w zdrowie i prawidłowy rozwój dzieci.
Efektem zdrowego żywienia dzieci w domu, w przedszkolu i szkole jest silniejsza odporność dzieci oraz lepsza koncentracja i pamięć. A to przekłada się na sukces dziecka.
Nowelizacja ustawy ma wejść w życie 1 września 2015 r.
Zobacz też: Dlaczego tak wielu polskich uczniów ma nadwagę?