„Wzięliśmy ślub po roku związku, żeby dostać kredyt na mieszkanie. Po 3 latach jestem sfrustrowana i nieszczęśliwa”

Kobieta rozczarowana swoim małżeństwem fot. Adobe Stock
„Od kilku miesięcy flirtuję z mężczyzną poznanym na czasie internetowym dla samotnych. Stał mi się bliższy niż mój własny mąż”.
/ 29.11.2021 13:48
Kobieta rozczarowana swoim małżeństwem fot. Adobe Stock

Naprawdę nie mogłam się doczekać, kiedy Jacek wreszcie pójdzie do swojego pokoju. Zazwyczaj zaraz po obiedzie dziękował i zasiadał przed swoim komputerem, a ja miałam czas dla siebie. I dziś niecierpliwie czekałam, aż wreszcie przestanie dziobać sałatkę i zostanę sama. Kiedyś, parę miesięcy temu, nie przeszkadzało mi to.

Ubolewałam, że tak bardzo się od siebie odsunęliśmy. Nawet nie wiem, jak i kiedy do tego doszło. Jesteśmy małżeństwem od 3 lat. Nie mamy dzieci – oboje jakoś zwlekamy z tą decyzją. I szczerze mówiąc, chyba nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy, więc nawet nie wiem, dlaczego Jacek nie nalega.

Zaczęliśmy się od siebie oddalać

Kiedyś, jeszcze przed ślubem, planowaliśmy, że będziemy mieli dwójkę maluchów. Nie od razu – ustaliliśmy, że najpierw trzeba kupić mieszkanie, urządzić się jakoś, żeby dzieci nie wychowywać na walizkach. Ale teraz już się urządziliśmy. Co prawda, mamy kredyt, ale kto go dziś nie ma? No i wiadomo, że nie spłacimy go szybko, więc tak naprawdę w kwestii powiększania rodziny w zasadzie nie ma to znaczenia. Dlaczego więc on nie wraca do tematu?

Wiem, dlaczego ja na razie zwlekam. Boję się, że dziecko wszystko zmieni, odbierze nam resztę tej intymności i bliskości, której i tak mamy coraz mniej. No i boję się, że pewnego dnia Jacek odejdzie, a ja zostanę całkiem sama. Nie chcę być samotną matką, po prostu nie podołam temu.

Zastanawiałam się, skąd wzięły się takie myśli i nie potrafię tego wytłumaczyć. Może za szybko wszystko się potoczyło? Znaliśmy się z Jackiem zaledwie rok, kiedy podjęliśmy decyzję o ślubie. I duży wpływ miały na to… pieniądze.

Oboje z osobna wynajmowaliśmy wówczas mieszkanie i stwierdziliśmy, że szkoda wyrzucać kasę, ładować ją komuś do kieszeni. Lepiej płacić za swoje. Ale kredyt mogliśmy wziąć tylko we dwójkę. Oczywiście, nie musieliśmy od razu biec do ołtarza – tak było zwyczajnie łatwiej. Mniej formalności, a tych oboje nie lubimy. No więc szybki ślub, kupno mieszkania, urządzanie go…

Może to był błąd?

I nagle okazało się, że mieszkamy razem i jesteśmy na siebie w pewien sposób skazani. Przynajmniej ja to tak zaczęłam odbierać. Nadal kocham Jacka, oczywiście, ale czegoś mi brakuje. Może tej euforii, czekania na siebie, na kolejne spotkanie?

To wspólne załatwianie wszystkiego w banku, wybieranie paneli i mebli, szukanie fachowców, urządzanie mieszkania niby nas zbliżyło, lecz jednocześnie odarło nasz związek z romantyzmu. Za dużo miałam prozy życia, za mało marzeń. Dlatego odsuwałam od siebie myśl o powiększeniu rodziny. I dlatego zaczęłam szukać pocieszenia w internecie…

Nie zamierzałam z nikim randkować. Po prostu kiedyś, z ciekawości, weszłam na forum i zaczęłam czytać wyznania kobiet, które czuły się samotne w małżeństwie. Pisali tam też faceci, którzy próbowali wyjaśnić, jak to wygląda z ich punktu widzenia. Wciągnęłam się w to forum, sama zaczęłam pisać.

Pewnego dnia jeden ze stałych bywalców zaproponował, żebyśmy przeszli na prywatny czat. No i tak to się zaczęło… Przedstawiał się jako Smutny, nie znałam nawet jego imienia. Na początku rozmawialiśmy głównie o mnie i mojej samotności. On zaczął otwierać się po kilku dniach.
- Nie potrafię o sobie mówić – pisał. – Ale rozumiem, że chcesz coś wiedzieć. Najlepiej, jak będziesz pytać, a ja odpowiem.

Nie jestem dumna z tego, co zrobiłam

Konwersowaliśmy ze sobą już tak długo i tak wiele mu o sobie powiedziałam, że poczułam się do tego uprawniona.
- Nie dogadujesz się najlepiej z żoną, prawda? – zaczęłam więc z grubej rury.
- Czy ja wiem… – czytałam pojawiające się na ekranie literki. – Trudno powiedzieć, bo my właściwie ze sobą nie rozmawiamy. Mieszkamy razem, wspólnie jemy posiłki, robimy zakupy, płacimy rachunki i tyle.

- A macie dzieci? – zapytałam.
- Nie – odpisał. – Kiedyś chcieliśmy mieć. A teraz to już sam nie wiem. Ja nawet nie wiem, czy ona mnie jeszcze kocha.
- A sądzisz, że nie?
- Czasem mam wrażenie, że mnie unika – odparł. – Niby nic nie mówi, nie wychodzi z domu wieczorami, nic z tych rzeczy. Ale wiesz, zachowuje się, jakby czekała, aż ja sobie pójdę. Jakbym jej przeszkadzał.

Tego typu rozmowy prowadziliśmy przez kilka miesięcy. Nie zawsze pisaliśmy o nas i naszych problemach. Często wymieniamy się wrażeniami na temat przeczytanych książek i obejrzanych filmów czy poglądami na temat polityki. Bardzo dobrze się rozumieliśmy i szczerze mówiąc, Smutny stał mi się bliższy niż mój własny mąż.

Z nim nie rozmawiałam w ten sposób od dawna. A przecież próbowałam, przynajmniej na początku. Kilka razy organizowałam kolację przy świecach. Zazwyczaj kończyło się to tym, że po pierwszym kieliszku wina on prawie zasypiał.

Fakt, był zmęczony, bo przez ten kredyt i remont mieszkania oboje padaliśmy z przepracowania na twarz. Sama też nieraz miałam wszystkiego dość i kiedy proponował, żebyśmy gdzieś wyszli wieczorem, odpowiadałam, że nie mam siły, że innym razem. Jakoś nie wychodziło nam to wszystko.

A teraz, kiedy nasze życie w miarę się ustabilizowało, żadne z nas nie próbowało już szukać tej bliskości we dwoje. Może to moja wina, bo w tym czasie już czatowałam ze Smutnym? A on dawał mi to, czego brakowało mi w małżeństwie. I jakoś nie czułam potrzeby naprawiania swojego związku. Tylko jak długo to miało trwać? Jaki sens miało małżeństwo, które polega tylko na wspólnym jedzeniu posiłków?

Nie wiem, co mnie podkusiło, że zaproponowałam Smutnemu spotkanie. Chyba oprócz rozmowy z wirtualnym człowiekiem potrzebowałam także fizycznej bliskości. Nie, wcale nie chodziło mi o seks. Po prostu coraz trudniej było mi zwierzać się i rozmawiać z kimś, kogo nigdy nie widziałam na oczy. Zorientowałam się, że staram się go sobie wyobrazić, i wcale nie było to łatwe. Poprosiłam go kiedyś o przysłanie zdjęcia, ale odmówił.
- Nie jestem fotogeniczny, a poza tym… Po co? – zapytał. – Przecież dobrze nam się ze sobą rozmawia. Chyba wygląd nie ma na to wpływu.

Nie potrafiłam mu wytłumaczyć, o co mi chodzi. Ale na tyle mnie to męczyło, że chciałam się z nim spotkać.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – odpowiedział. – Już i tak czuję się winny, że rozmawiam z tobą na takie prywatne tematy. A ja wcale nie mam zamiaru zdradzać żony. Bardzo ją kocham.
- Nikt nie mówi o zdradzie – szybko odpisałam. – Myślałam, że możemy się po prostu umówić na kawę i porozmawiać.
- Tak bardzo ci na tym zależy? – odpisał. – To będzie jak randka, a ja wcale nie o tym myślałem. Dobrze mi się z tobą rozmawia, lubię te nasze wirtualne spotkania, są mi potrzebne. Ale przeniesienie ich do rzeczywistego świata to już będzie coś innego.

Wiedziałam, o co mu chodzi; miał rację. Wahałam się długo, zanim mu to zaproponowałam. Bo ja też miałam wyrzuty sumienia, jakbym w pewnym sensie zdradzała Jacka. A to spotkanie byłoby czymś w rodzaju przypieczętowania tej zdrady. Jednak z jakiegoś powodu bardzo tego potrzebowałam.

Może liczyłam na to, że gdy go zobaczę, to się rozczaruję i zmusi mnie to do ponownego szukania kontaktu z Jackiem? A może przeciwnie – liczyłam, że mi się spodoba, ja jemu też, i to z kolei wymusi dalsze działanie? Wiedziałam jedno – życie z milczącym mężem i wirtualnym przyjacielem nie miało sensu. Chyba po prostu szukałam czegoś, co pomoże mi podjąć decyzję.
- Nie traktuję tego jako randki – odpisałam. – Chcę spotkać żywego człowieka.

Długo nie odpisywał i nawet zastanawiałam się, czy go nie przestraszyłam. Wreszcie przyszła odpowiedź.
- Rozumiem cię, ale i ty zrozum mnie – napisał. – Jedno spotkanie, nic więcej. Nie chcę doprowadzić do dziwnej sytuacji. Szukałem na portalu tylko bratniej duszy.

To było zaskoczenie

Umówiliśmy się w kawiarni, ja miałam mieć czerwoną bluzkę, on miał trzymać w ręku gazetę o komputerach. Przez cały dzień byłam w nerwach. Z jednej strony nie mogłam się doczekać tego spotkania, z drugiej strasznie się bałam. Do tego stopnia, że gdy już szłam do tej kawiarni, to miałam ochotę uciec. I prawie to zrobiłam, gdy na miejscu zobaczyłam… Jacka.
– Co ty tu robisz? – spytałam zdziwiona.
– A ty? – odparł równie zdumiony.

Popatrzyłam na gazetę w jego ręku, on na moją czerwoną bluzkę… Całe szczęście, że powstrzymaliśmy emocje i zamiast pokłócić się i wyjść, zaczęliśmy rozmawiać. Doszliśmy do wniosku, że wszystko naprawimy. Bo skoro tak znakomicie się dogadywaliśmy przez internet i ze wszystkich rozmówców na forum wybraliśmy właśnie siebie, to jednak do siebie pasujemy.

Jesteśmy sobie przeznaczeni. Tyle że zamiast w wirtualnym świecie – musimy nauczyć się rozmawiać w tym rzeczywistym.

Więcej prawdziwych historii:
„Wychowali mnie znerwicowana matka i ojciec alkoholik. Nie dziwię się, że nigdy nie będę normalna”
„Mój mąż zdradził mnie z koleżanką naszej córki. Ona zaszła w ciążę, a on chce wyrzucić mnie z domu”
„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”
„Jestem alkoholiczką. Zdarza mi się zasnąć w melinie, chociaż w domu czekają na mnie wystraszone dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA