„Piję do nieprzytomności i często śpię na melinach. Zrozumiałam, że jestem na dnie, gdy okazało się, że jestem w ciąży”

kobieta uzależniona od alkoholu fot. Adobe Stock
„Stoczyłam się na dno. Nie obchodziło mnie, czy sąsiedzi widzą mnie brudną, śmierdzącą i pijaną. Nie wiedziałam, kto mnie zgwałcił i kiedy. Wiedziałam, że pod sercem noszę jednak owoc tego gwałtu. Chciałam mieć aborcję, ale ciąża była dla mnie jedyną szansą na wyjście na prostą”.
/ 20.12.2021 12:34
kobieta uzależniona od alkoholu fot. Adobe Stock

Koiłam nerwy alkoholem, ale pomagał na krótko...Do domu przywiózł mnie poczciwy taksówkarz, bo zrobiło mu się żal "kobitki, która nie mogła utrzymać pionu". Opowiedział moim dzieciom, że siedziałam na trawniku i śmiałam się głupkowato. Nie znalazł przy mnie torebki, ani kluczy do mieszkania, ani dokumentów. Ktoś je później odesłał, ale zamki i tak zmieniłam, zresztą nie pierwszy raz! Na szczęście, zanim się upiłam, na przedramieniu wypisałam sobie flamastrem własny adres, jakbym czuła, że może mi się przydać. Nic nie pamiętam!

Zaczęło się banalnie

Najgorsze jest to, że znowu widziały mnie dzieci. Musiały mnie zaprowadzić do łóżka, rozebrać, chyba trochę umyć, bo pewnie wyglądałam strasznie. Tak już bywało, więc miały czas się przyzwyczaić, ale kiedy przytomnieję z ciężkiego kaca jest mi przykro i wstyd. Wiele razy pytano mnie, jak i kiedy to się zaczęło? Więc, to było tak: cztery lata temu zostawił mnie mąż, bo nie mógł „wytrzymać na krótkiej smyczy!” Tak mówił...

Rzeczywiście, sprawdzałam go na każdym kroku. Kieszenie, rachunki, wyciągi z banku, bilingi... Byłam przekonana, że mam do tego prawo, bo wziął ze mną ślub, więc należy do mnie bez żadnych marginesów na prywatność. A on mi tłumaczył: „Każdy potrzebuje trochę swobody”. Kompletnie nie rozumiałam, o co chodzi? Przecież jest mój!

Kiedy się zerwał z uwięzi, we mnie skręcił się taki supeł, którego nijak nie mogłam rozplątać; byłam tak spięta, że wszystko mnie bolało... tylko łyk gorzały mnie rozluźniał i dawał trochę spokoju.
Najpierw łyk, potem już trzeba było wypić więcej, żeby się znieczulić.

Jak wpadłam na pomysł, że wódka może mi pomóc? Otóż, gdy Jacek mi powiedział, że z nami koniec, akurat szykowałam uroczystą kolację na rocznicę naszego poznania. Powiedział, co miał powiedzieć, trzasnął drzwiami i zniknął z mojego życia. Ja zostałam przy tym zastawionym stole, z pieczenią dochodzącą w piekarniku i naszykowanym alkoholem.

Musiałam zwilżyć wyschnięte gardło, bo zaglądała mi w oczy śmierć przez uduszenie. Więc, wypiłam, co było, a potem słaniając się i obijając po kuchni jeszcze przytomnie wyłączyłam piekarnik i zadzwoniłam do rodziców, żeby przywieźli dzieci dopiero jutro wieczorem. Nie powiedziałam, co się stało, bo byłam pewna, że to jakiś głupi żart, że wszystko się wyjaśni i znowu będzie normalnie...

Wtedy wóda pozwoliła mi przetrwać, bo jestem pewna, że wyskoczyłabym z okna na siódmym piętrze, gdyby nie znieczuliła tego strasznego bólu, który wlazł we mnie i nie chciał odpuścić. Ale ona jest zdradliwą i wredną suką; przyczai się, niby nie warczy i nie gryzie, ale kiedy już ma blisko twój nos lub rękę, wtedy – cap!

To pozwala mi przeżyć

Na początku mojego picia kontrolowałam, co się dzieje. A może po prostu wystarczało mi mniej, żeby poczuć to cudne odprężenie w środku. Żeby odetchnąć głęboko i tak, aż do przepony, a nie płytko, tylko do połowy płuc.

Od razu mogłam wstawić brudne naczynia do zmywarki, przeprać coś na prędce, a nawet ugotować zupę dla dzieci. Tylko coraz częściej zdarzało się, że drugi i piąty kieliszek wypijałam za szybko i wtedy naczynia były wstawione do połowy, pranie ledwo zamoczone, a w garnku pływały dwa kartofle i pół marchwi; reszta leżała na stole albo na podłodze. Na moje nieszczęście miałam kasę, bo i moi rodzice i mama Jacka zaczęli mi bardzo pomagać finansowo. Dopóki się nie zorientowali, co się ze mną dzieje, mogłam płynąć na fali dobrego drinka i dna w portmonetce nie było widać. A dla pijaka czasami bieda jest ratunkiem. Nie zawsze tak jest, ale się zdarza!

Z kim piłam? No, do kieliszka nie trudno znaleźć towarzystwo. Z kobietami piłam rzadziej, bo one, dopóki chlają na jakimś poziomie kryją się w swoich domach i zaprawiają się w samotności. Z tymi, co to już im wszystko jedno mnie jeszcze było nie po drodze, więc zostawali faceci.

Nawet nie wyobrażacie sobie, ilu takich plącze się po biurach, budowach i innych miejscach. Natychmiast zdradza ich "wczorajszy" oddech i podpuchnięte oczy. Niby są ogoleni i odświeżeni, ale od razu się wyczuwa, że marzą tylko o piwku, a potem jeszcze jednym i jeszcze...

Znajdowałam takich wszędzie. Miałam jeszcze tyle wstydu czy strachu o dzieci, że ich nie przyprowadzałam do domu. Piliśmy w prowizorycznej pijalce na zapleczu sklepu, gdzie personel dbający o zyski wystawiał nam skrzynki po warzywach i pozwalał sikać w gęstych krzakach dzikiego jaśminu.

Często się do mnie kleili, ale ja byłam kompletnie niewrażliwa na taki kontakt, więc, po jakimś czasie dali mi spokój. Zresztą wiedzieli, że mąż mnie rzucił i nawet trochę współczuli, chociaż z nich samych mężowie byli pod psem. Dlatego myślę, że nie zgwałcił mnie żaden z nich. Ale, mogę się mylić!
Świat w moich oczach był coraz bardziej zamazany.

Wszyscy o mnie walczyli. Bezskutecznie

Boże kochany! Jak o mnie walczyli moi rodzice. Nawet księdza proboszcza zawezwali na pomoc, bo przecież wcześniej byłam praktykująca i wierząca. Ale go wyśmiałam; nawet obraziłam wykrzykując, że jak Pan Bóg pozwala, żebym tak cierpiała, to niech pozwoli również na to, żebym się leczyła tak, jak potrafię.

Najgorzej jest mi teraz – kiedy od jakiegoś czasu (dziewięćdziesiąt cztery dni i osiemnaście godzin!) nie piję – myśleć o Janku i Zosi – moich dzieciach.

Druga klasa gimnazjum i pierwsza licealna – to już wiek, kiedy się dużo rozumie. Ale one nie mogły pojąć, dlaczego ja, ich matka tak strasznie je krzywdzę? A ja, nie umiem do dzisiaj im tego wytłumaczyć. Co z ciebie za matka? Pytali moi rodzice. Dzieci są najważniejsze, a ty, zamiast myśleć o nich, roztapiasz się we własnym bólu i tylko to ci w głowie. To szczyt egoizmu! No, cóż... mieli rację.

Przypominam sobie, wtedy gdy przywiózł mnie taksówkarz, miałam na sobie tę żółtą sukienkę i szpilki. Może, dlatego nie uciekłam, że obcasy były za wysokie i nogi mi się poplątały, a może dlatego, że było mi wszystko jedno, co się dzieje. Wtedy, przed wyjściem z domu Zosia zapytała mnie:
– A może mamusiu zostałabyś dzisiaj w domu? Tak ładnie wyglądasz; poszlibyśmy z Jaśkiem do parku, albo na lody...?
Tylko prychnęłam. Córka miała oczy pełne łez. Nie umiała mnie zatrzymać, a bała się, że stanie się coś złego.

No i dlatego między innymi nikogo nie oskarżam. Nie składam doniesienia na policję. Nie szukam sprawców. A przede wszystkim, nie szukam ojca dziecka, które ma się urodzić. Bo jestem w ciąży. Nie wiem, z kim.

Jasne, myślałam, żeby usunąć... Bo jakich genów można się spodziewać po takim ojcu? No, a ja...? Przez moment wydawało mi się, że jak się pozbędę ciąży, sprawa będzie załatwiona. A jednak obudził się we mnie ludzki instynkt. Jakby udzielał mi ostatniej przestrogi.

Ta ciąża – to twoja ostatnia szansa. Jeśli ją sobie odbierzesz, zginiesz. Utoniesz w wódce i w łajdactwie, bo już nic cię nie powstrzyma!

Ten instynkt uświadomił mi także, że to malutkie pod moim sercem nie ma nikogo, kto by je bronił. Tylko ono i ja wiemy, że jest i czeka, czy je skażę, czy ocalę? Wtedy dojrzała we mnie decyzja, że urodzę to dziecko, i niech się dzieje, co chce. Na szczęście nie mam HIV ani kiły. Badania nic nie wykazały. Ciąża się rozwija prawidłowo. Spódnice zaczynają być w pasie ciasne, staniki też, więc niedługo wszyscy się dowiedzą.

Mnie obchodzi tylko to, co powiedzą Zosia i Jasiek? Tylko to mnie obchodzi! Mam jeszcze trochę pieniędzy. Nie wszystko zdążyłam przepuścić na wódę, więc jakoś jestem na razie bezpieczna pod tym względem. Czterdzieści lat to nie jest starość. Mogę jeszcze wnuków doczekać od tego najmłodszego dziecka, jeśli wszystko się ułoży tak, jak planuję.

Moja mama pozłości się, ale wybaczy i na pewno pomoże. Z tej strony jestem zupełnie spokojna. Tylko, co dzieci powiedzą? Tak strasznie się tego boję, że od razu chce mi się napić i nie myśleć. Na razie wytrzymuję. Jednak, bez pomocy mogę nie dać rady. A nawet jestem pewna, że nie dam. No, to, gdzie mam iść? Może ktoś mi podpowie?

Więcej prawdziwych historii:
„Na tydzień przed świętami dowiedziałam się, że zostanę bez pracy. Nie takiego prezentu się spodziewałam”
„Chciałam być idealną żoną i matką, a rodzina zaczęła traktować mnie jak służącą”
„Mój mąż zdradził mnie z koleżanką naszej córki. Ona zaszła w ciążę, a on chce wyrzucić mnie z domu”
„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”

Redakcja poleca

REKLAMA