„Jako nastolatek podkochiwałem się w sąsiadce. Po 15 latach znów pojawiła się w moim życiu i skradła mi serce”

Para, która spotkała się po latach fot. Adobe Stock, BGStock72
„Do Warszawy przyjechałyśmy cztery miesiące po odejściu mojego ojca. Zmarł na raka, trwało to zaledwie parę tygodni. Mama sprzedała dom, pospłacała długi i kupiła to mieszkanie przy Dolnej. Tylko na takie było nas stać”.
/ 19.11.2022 13:40
Para, która spotkała się po latach fot. Adobe Stock, BGStock72

Artur, stojąc już w drzwiach, nagle odwrócił się i podniósł kciuk do góry.
– Wyluzuj stary, wieczorem się napijesz.
Wiedziałem, że niczego nie zaleję, bo impreza jest służbowa i nie mogę się upić. A zrobiłbym to z prawdziwą przyjemnością, bo wycofanie się klienta, i to na tym etapie współpracy, jest dołujące, a w dodatku z pewnością mocno rąbnie mnie po kieszeni.

Chciałem szybko wrócić do domu

W knajpie byłem przed czasem, ale przy drzwiach stał już służbowy komitet powitalny – Żaneta, szefowa naszego piaru oraz jej dwie asystentki. Moich klientów, będzie na szczęście tylko troje, liczyłem na to, że albo szybko się zmyją, albo zajmą sami sobą.

Najpierw dostrzegłem warkocz: luźny, gruby, sięgający do połowy pleców. Wyglądał jakoś znajomo. Szybko zrobiłem w głowie przegląd bliższych i dalszych koleżanek, ale żadna nie miała ani takiego warkocza, ani takich włosów. Brązowych i poskręcanych. Ich właścicielka chciała chyba uporządkować tę burzę na głowie, ale udało jej się to tylko do pewnego stopnia. Ta, skądinąd całkiem przecież zwyczajna fryzura, pochłonęła moją uwagę do tego stopnia, że przestałem słuchać Wojtka. Niesłusznie, bo niebawem będę robił dla niego następną kampanię reklamową, a on na ogół gada niegłupio. Na szczęście po chwili podeszła do nas Żaneta, która chętnie zajęła się Wojtusiem.

„Brązowy warkocz” zniknął mi z pola widzenia

Z kieliszkiem czerwonego wina w ręce przeciskałem się przez tłum, szukając nieznajomej dziewczyny. Właśnie przeleciało mi przez głowę, że chyba zupełnie zgłupiałem, kiedy ktoś wpadł na mnie z impetem. Wino spłynęło po rękawie marynarki.
– Boże, strasznie pana przepraszam – patrzyły na mnie szeroko otwarte ciemne oczy. To była ona, dziewczyna z warkoczem. Niezdolny wykrztusić nawet pół słowa gapiłem się na nią jak zaczarowany. W końcu dotarło do mnie, że coś mówi.
– Czy pan się dobrze czuje? – musiałem mieć nietęgą minę, bo pytanie zostało zadane z nieudawaną troską.
– Trzeba to posypać solą wtedy na pewno nie będzie plamy – dziewczyna przyłożyła do mojego rękawa papierową serwetkę.
– Ja panią znam, miała pani takiego dużego pluszowego misia koala.
– Mam go do tej pory… ale skąd pan to wie?
No tak, powiedziałem coś, czego na pewno nie powinienem był mówić, a w każdym razie nie na samym początku znajomości.

Bo jak mam wytłumaczyć tej młodej ładnej kobiecie, że kiedy była nastolatką, podglądałem ją przez okno. To było prawie 15 lat temu. Uczyłem się wtedy do matury, Ponieważ mieliśmy tylko dwa pokoje, wieczorami instalowałem się przy kuchennym stole, który stał pod oknem. Kiedy znudziły mnie już epoki literackie i historia polskich powstań obserwowałem mieszkańców kamienicy naprzeciwko. Z naszego trzeciego piętra wszystko było doskonale widać, o ile oczywiście, okna nie zostały zasłonięte. Pewnego dnia w mieszkaniu, które stało puste, zaczął się remont, a potem pojawiła się w nim kobieta z dziewczynką. Mała mogła mieć 10-12 lat. Była chuda jak patyk i miała szopę ciemnych włosów.

Zaciekawiła mnie ta smarkula

Nie żeby interesowały mnie małolaty, ale wydawała się jakaś taka spokojna, może smutna. Zupełnie inna niż moja postrzelona siostra i jej rozchichotane przyjaciółki. Wieczory spędzała na kanapie z książką, czasem przed telewizorem. Jej matka, przypuszczam, że to była matka, godzinami czytała coś przy kuchennym stole.

Zadane przez dziewczynę pytanie nadal wisiało między nami, a ja nie wiedziałem, jak na nie odpowiedzieć. Ochłonąłem jednak nieco i przyszło mi do głowy, że to nie musi być tamta dziewczynka, w końcu wtedy nie było takiego wyboru pluszowych zabawek, może misia koala miało co drugie dziecko.
– Czy mieszkała pani przy Dolnej? – spytałem.
– Tak, przez kilka lat, pan też tam mieszkał?
„No tak, teraz mam już tylko dwa wyjścia: powiedzieć prawdę, albo odwrócić się na pięcie i uciec, gdzie pieprz rośnie.”

Wybrałem pierwszą ewentualność, dziewczyna coraz bardziej mi się podobała. Może to głupio zabrzmi, ale miałem wrażenie, że z ufnością czeka na to, co powiem, albo co się wydarzy.
– Wszystko pani opowiem, pod warunkiem, że wysłucha mnie pani do końca. Nie odezwała się, tylko siknęła głową.
– Jestem gotowa – w jej wzroku dostrzegłem zachętę. Powiedziałem więc wszystko, jak na spowiedzi. No, prawie wszystko.
– To byłam ja – stwierdziła i zamilkła. Zastanawiałem się, czy opisać jej tę scenę, która mną wstrząsnęła i przyczyniła się do tego, że tak bardzo zainteresowała mnie dziewczynka z misiem koala.
– To było niedługo po tym, jak się wprowadziłyście. Wróciłem z lekcji angielskiego, rodzina była już po kolacji, usiadłem więc sam przy stole i spojrzałem w okno. Zobaczyłem tę małą, to znaczy panią – poprawiłem się – płakała pani rozpaczliwie przytulona do swojej zabawki. A za ścianą pani matka – w moim głosie musiała wyczuć pytający ton, bo skinęła głową – spokojnie czytała leżące przed nią papiery. Proszę mi wierzyć wyglądało to naprawdę bardzo dramatycznie…
– Wiem, bo było dramatyczne. Powiem panu, bo nie mam powodu, żeby coś ukrywać. Do Warszawy przyjechałyśmy cztery miesiące po śmierci mojego ojca. Umarł na raka, trwało to zaledwie parę tygodni. Mama sprzedała dom, pospłacała długi i kupiła to mieszkanie przy Dolnej. Tylko na takie było nas stać. Ciotka, siostra mamy, znalazła jej pracę w wydawnictwie, robiła korekty, dlatego widział ją pan wiecznie coś czytającą.

Zamilkła, ale wydawało mi się, że nie skończyła jeszcze swojej opowieści. Miałem rację, bo po chwili ciągnęła dalej.
– Wbrew temu, co pan myśli troszczyła się o mnie, ale musiała zarobić na życie. Obu nam strasznie go brakowało, to od niego czerpałyśmy energię, radość i chęć do życia. Kiedy go zabrakło świat zrobił się szary i nieżyczliwy. A tego misia dostałam od taty na szóste chyba urodziny, po śmierci ojca sypiałam z nim jeszcze przez wiele lat.
Teraz ja milczałem, bo dotarło do mnie, że nie wszystko jest takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka.
– Przepraszam – powiedziałem – i za to, że panią podglądałem, i za to, jak oceniłem zachowanie pani mamy. Czy może mi pani wybaczyć?
Uśmiechnęła się, a mnie zrobiło się jakoś ciepło na sercu.
– Ale musi pan to jakoś odpokutować. Jeszcze nie wiem jak, ale jeśli da mi pan  trochę czasu, na pewno wymyślę jakąś dotkliwą karę.
– Jestem gotów. A teraz jeśli nie ma tu pani specjalnych obowiązków, może przeniesiemy się do bardziej kameralnego lokalu.
Wstała i wyciągnęła do mnie rękę.
– Chodźmy więc – powiedziała – Mam na imię Aleksandra, a ty?
Choć upłynęły już dwa tygodnie, Ola nadal zastanawia się nad karą dla mnie, a ja coraz bardziej się boję.

Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA