„Miesiącami mnie dręczył i prześladował. Osaczał i wyznawał chorą miłość, ale policja i tak miała to gdzieś. Co, jeśli dojdzie do tragedii?"

Miałam stalkera fot. Adobe Stock, rock_the_stock
„Zawsze miał ze sobą książkę. Ale zauważyłam, że coraz częściej zamiast czytać, wpatrywał się we mnie. Najpierw dyskretnie, potem coraz śmielej. Pewnego razu, gdy zwolniło się miejsce obok mnie, natychmiast się przysiadł. – Mam na imię Adrian i bardzo chcę panią poznać – powiedział".
/ 19.10.2022 11:36
Miałam stalkera fot. Adobe Stock, rock_the_stock

Adriana zobaczyłam po raz pierwszy w kolejce podmiejskiej. Jak zwykle jechałam tą o szóstej, do pracy do Warszawy. Z wyglądu niczym szczególnym się nie wyróżniał. Ot, zwyczajny facet, na oko trzydziestoparoletni. Siedział sobie i czytał książkę. Było to dość niezwykłe, bo inni podróżni starali się w tym czasie oprzytomnieć lub złapać jeszcze kilka minut dodatkowego snu.

A on wyglądał bardzo rześko i był wyraźnie zafascynowany swoją lekturą.

Przez kolejne dni widywałam go codziennie

Zawsze miał ze sobą książkę. Ale zauważyłam, że coraz częściej zamiast czytać, wpatrywał się we mnie. Najpierw dyskretnie, potem coraz śmielej. Pewnego razu, gdy zwolniło się miejsce obok mnie, natychmiast się przysiadł.

– Mam na imię Adrian i bardzo chcę panią poznać – powiedział.

Wtedy nie podejrzewałam, że ta znajomość zmieni moje życie w koszmar.…

Na początku wszystko wyglądało niewinnie. Po prostu wsiadałam do kolejki i szukałam Adriana. Zawsze trzymał dla mnie miejsce. Przez 45 minut podróży rozmawialiśmy o książkach, filmach, mojej pracy i pasjach. Adrian chciał wiedzieć o mnie wszystko, ale o swoim życiu mówił niechętnie. Wiedziałam tylko, że mieszka gdzieś koło Nasielska i pracuje w jakiejś hurtowni.

– Ale się chyba zwolnię, bo za słabo płacą – twierdził.

Pomyślałam, że wtedy pewnie przestanie jeździć kolejką i stracę fajnego towarzysza podróży… Po miesiącu wspólnych dojazdów Adrian zaczął się dziwnie zachowywać.

Niby przypadkiem się do mnie przytulał

Ni stąd, ni zowąd przerywał jakąś opowieść i mówił, że jestem piękna i chciałby poznać mnie bliżej. Zdarzało się to coraz częściej. Czułam się trochę nieswojo. Niedawno się rozwiodłam i byłam sama, ale nie chciałam, by pomyślał, że mogłoby nas łączyć coś więcej.

Dla mnie był tylko znajomym z pociągu. Dojeżdżaliśmy razem do Warszawy i się rozstawaliśmy. Ja szłam do metra, on do tramwaju. I na tym koniec.

– Wiesz, jesteś naprawdę wspaniała… Mógłbym z tobą spędzić resztę życia – powiedział któregoś dnia.

– O matko, może mi się jeszcze oświadczysz – roześmiałam się.

Byłam przekonana, że potraktuje to jak żart. Nazajutrz przekonałam się, że niestety nie. Gdy tylko wsiadłam do kolejki, zobaczyłam, że Adrian trzyma w ręku olbrzymi bukiet róż.

Julito, kocham cię, jak nikogo na świecie. Czy zostaniesz moją żoną? – zapytał rozemocjonowany, gdy tylko zamknęły się drzwi. I klęknął przede mną.

Senni zazwyczaj podróżni wyraźnie się na ten widok ożywili. Zaczęli klaskać, krzyczeć, żebym się zgodziła. A ja stałam zaskoczona i nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić. Nie miałam zamiaru przyjmować tych oświadczyn, ale nie chciałam też urazić Adriana.

– Daj spokój, wstawaj, porozmawiamy o tym później – próbowałam studzić emocje, ale on się nie poddawał.

– Odpowiedz mi, tu i teraz. Czekam! – nalegał.

Był bardzo pewny siebie.

Chyba nie wyobrażał sobie, iż mogłabym odmówić

Wkurzył mnie tym okropnie.

– Nie, nie zostanę twoją żoną. To chore, przecież właściwie się nie znamy! – krzyknęłam.

W kolejce zapanowała cisza. Wszyscy czekali, co zrobi Adrian. A on zerwał się z kolan i odwrócił się w ich stronę.

– Tylko się tak ze mną droczy, jak to kobieta – stwierdził z uśmiechem.

A potem złapał mnie za ramię tak mocno, że aż zabolało.

I tak będziesz moja, czy ci się to podoba, czy nie – szepnął i wyskoczył z kolejki na najbliższej stacji.

Przez okno widziałam, jak wyrzuca kwiaty do kosza. W pracy nie mogłam się na niczym skupić. Przez cały czas myślałam o tym, co się stało. Pod koniec dnia zwierzyłam się koleżankom.

– To takie romantyczne... – rozmarzyły się.

A mnie ta sytuacja wcale nie wydawała się romantyczna. Jeszcze się wtedy nie bałam Adriana, ale gdzieś w głębi duszy czułam, że lepiej trzymać się od niego z daleka. Miałam więc nadzieję, że po tym, jak dostał ode mnie kosza, więcej go nie zobaczę. przez kilka dni rzeczywiście się nie pokazywał.

Już prawie zapomniałam o jego istnieniu, gdy nagle się pojawił

Tym razem czekał na mnie na peronie.

– Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytał.

Chciałam odejść, ale zagrodził mi drogę.

– Wiesz, powinienem się na ciebie obrazić, ale postanowiłem dać ci jeszcze jedną szansę – stwierdził.

To wtedy uświadomiłam sobie, że Adrian nie zamierza się poddać. Tamtego dnia w czasie podróży próbowałam przemówić mu do rozsądku. Tłumaczyłam, że chętnie zostanę jego koleżanką, ale na nic więcej nie może liczyć. Gdy to nie pomogło, posunęłam się do kłamstwa.

Opowiedziałam, że jestem lesbijką i faceci w ogóle mnie nie interesują. Ale i to go nie zraziło.

Człowieku, odczep się ode mnie. Nie rozumiesz, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? – wykrzyczałam wreszcie.

Ale on tylko się uśmiechnął.

– Kochanie, tylko ci się tak wydaje. Jak mnie lepiej poznasz, na pewno pokochasz. A będzie okazja. Zwolniłem się z hurtowni, więc mam teraz dla ciebie mnóstwo czasu – stwierdził beztrosko.

Adrian nie odstępował mnie na krok

Każdego ranka czekał na mnie na peronie, a potem jechał ze mną aż do pracy. Starałam się go ignorować. Kiedy próbował ze mną rozmawiać, odwracałam głowę i milczałam albo szłam na drugi koniec pociągu. Ale on chodził za mną krok w krok i powtarzał tę samą śpiewkę, że się we mnie zakochał i chce, żebym została jego żoną.

Miałam wrażenie, że gdyby mógł, poszedłby nawet za mną do biura. Byłam coraz bardziej przerażona. Zawsze wydawało mi się, że jestem silną kobietą i potrafię sama rozwiązywać swoje problemy. Ala ta sytuacja mnie przerosła. Adrian stawał się coraz bardziej natarczywy.

Zauważyłam też, że moje milczenie zaczęło go denerwować.

– No dość już tych dąsów. Przestań się wygłupiać, przecież wiem, że mnie pragniesz – powtarzał.

I próbował mnie pocałować lub chociaż przytulić. Z trudnością udawało mi się go odepchnąć.

Postanowiłam opowiedzieć o wszystkim tacie

Wcześniej o niczym mu nie wspominałam – chorował na serce, nie chciałam go niepotrzebnie denerwować. Teraz jednak nie miałam wyjścia.

– Zatłukę sukinsyna – zaczął się odgrażać, kiedy usłyszał całą historię.

Gdy trochę ochłonął, stwierdził, że będzie odprowadzał mnie do pracy. I porozmawia sobie z moim prześladowcą. Na widok taty Adrian wcale się nie speszył. Wręcz przeciwnie. Bezczelnie do nas podszedł. Gdy ojciec powiedział, kim jest, bardzo się ucieszył.

– O, jak to miło poznać przyszłego teścia – stwierdził.

Tata aż poczerwieniał z wściekłości.

– Zostaw moją córkę w spokoju, bo pożałujesz – krzyknął.

Adrian tylko się roześmiał.

– Tak? A co ty mi możesz zrobić, staruszku? – zapytał lekceważąco.

Ale odsunął się od nas na kilka kroków. Przez następne dni tata codziennie odwoził mnie do pracy. Niewiele to zmieniło. Co prawda Adrian nie próbował już do nas podchodzić, ale zawsze był dwa kroki za nami. Czatował na peronie, siadał niedaleko nas w kolejce. Kiedy tylko na niego spoglądałam, przesyłał mi pocałunki lub składał palce w kształt serca.

Doprowadzało mnie to do szału

Tata próbował reagować, straszyć go, wypraszać z kolejki, ale on nic sobie z tego nie robił.

– Czego pan chce, to publiczny transport. Mam dobowy bilet i mogę tu siedzieć, ile chcę – mówił, wzruszając ramionami.

Widać było, że czuje się bardzo pewnie. Po tygodniu takiej „zabawy” oboje mieliśmy dość. Postanowiłam zgłosić sprawę policji. Przecież tata nie mógł do końca życia jeździć ze mną do Warszawy! Byłam przekonana, że prawo stoi po mojej stronie.

Adrian zostanie przesłuchany i dostanie zakaz zbliżania się do mnie. Przecież uporczywe prześladowanie i nękanie to przestępstwo! Niestety, bardzo się zawiodłam. Policjant grzecznie mnie wysłuchał, a potem powiedział, że nie widzi niczego niezgodnego z prawem. Bo Adrian mnie nie zaczepia, nie grozi, nie próbuje wejść do mojego domu, nie wydzwania po nocach i nie wysyła SMS-sów.

Nie ma żadnych dowodów na to, że jest pani prześladowana. Proszę nagrywać to śledzenie albo zmienić środek transportu. Może wtedy zgubi trop i się od pani odczepi… – poradził.

– No pewnie, wy zajmiecie się sprawą, jak mnie zabije! – zdenerwowałam się.

Z wściekłości aż się rozpłakałam.

– Tato, policja nic nie zrobi. Wymyśl coś, dłużej tego nie wytrzymam – błagałam po powrocie do domu.

Spojrzał na mnie poważnie.

– Nie martw się, obiecuję, że już jutro ten facet zniknie z twojego życia. Tylko o nic nie pytaj – powiedział stanowczo.

Znałam swojego ojca. Wiedziałam, że dotrzyma słowa

I nie zawiodłam się. Nie spodziewałam się jednak, że wymyśli taki szatański plan… Następnego dnia jak zwykle poszliśmy na dworzec. Po drodze dołączyło do nas dwóch rosłych panów. Przywitali się z tatą i powiedzieli, że są gotowi do akcji. Przestraszyłam się nie na żarty.

– O Boże, czy wy go zamierzacie pobić albo…? – zapytałam.

Nie martwiłam się o Adriana. Po prostu nie chciałam, żeby tato miał kłopoty.

– Nic się nie martw, wszystko będzie w porządku – usłyszałam.

Choć do odjazdu kolejki był jeszcze kwadrans, na peronie stało już sporo ludzi. Wśród nich był oczywiście Adrian. Koledzy taty podeszli do niego i chwycili mocno pod ramiona. A tata zaczął… przemawiać.

– Proszę państwa, proszę o uwagę. Ten młody człowiek od dłuższego czasu prześladuje moją córkę. Śledzi ją, nęka. Koniecznie chce zostać moim zięciem. Chciałbym, żebyście go dobrze zapamiętali, bo to sukinsyn i łachudra. Ale żeby nic nie umknęło waszej uwadze, nasz kochaś zaprezentuje się tak, jak go pan Bóg stworzył. Przy okazji zobaczymy, czy nadaje się na zięcia...

Możecie mi wierzyć lub nie, ale Adrian zdjął ubranie. Oczywiście nie sam. Koledzy taty mu pomogli. Na początku próbował się wyrywać, wzywać pomocy. Ale jakoś nikt nie spieszył mu na ratunek. Po kilku minutach stał na peronie zupełnie nagusieńki. Wpatrywało się w niego chyba z pięćdziesiąt zaciekawionych osób.

– Uu, słabiutko, nie ma się czym pochwalić – skomentował nagle ktoś głośno.

Ludzie zaczęli się śmiać. Spojrzałam na Adriana. Był czerwony ze wstydu.

W jego oczach zobaczyłam tylko upokorzenie i strach

Poczułam wielką satysfakcję. Tata wyciągnął z kieszeni jego spodni dokumenty i spisał dane.

– To tak na wszelki wypadek, gdybyś chciał jeszcze kiedyś pojawić się w naszej okolicy. Znajdę cię. Ale wtedy kara będzie surowsza – zagroził, patrząc mu w oczy.

A potem powiedział kolegom, żeby go puścili. Kiedy Adrian uciekał w pobliskie krzaki, tata się roześmiał.

– No co, nie chcesz z nami jechać dzisiaj do Warszawy? – krzyknął za nim.

Od tamtego dnia minął miesiąc. Przedstawienie z Adrianem w roli głównej ciągle jest tematem kolejkowych dyskusji. Sam bohater zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tata jest pewny, że się więcej nie pojawi. Wytłumaczył mi nawet dlaczego.

– Widzisz, córciu, on wie, że nie ma żałośniejszego widoku niż przerażony i zawstydzony mężczyzna bez gaci… 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA