„W szufladzie męża znalazłam babską bieliznę. Myślałam, że mnie zdradza, a on... sam się w nie przebiera”

mój mąż nosi damskie ubrania fot. Adobe Stock
Gdy znalazłam u Franka damskie fatałaszki, wpadłam w furię. Byłam pewna, że mąż mnie zdradza.
/ 02.02.2021 06:55
mój mąż nosi damskie ubrania fot. Adobe Stock

Dlaczego tak szybko wyszłam za Franka? Przecież ledwie go poznałam, a już byliśmy zaręczeni... Odpowiedź brzmi: bo zakochałam się w nim jak szalona! Stanowił kompletne przeciwieństwo Marka, mojego eksmęża – kulturysty i macho.

Marek mnóstwo czasu spędzał na siłowni i przy Franku był wielki jak szafa. Kiedyś mi to imponowało, czułam się przy nim bezpieczna. Ale tak naprawdę byłam w tym związku bardzo samotna. Szybko się okazało, że nie mamy z Markiem żadnych wspólnych tematów, a całe jego życie kręci się tylko wokół odpowiedniej diety i ćwiczeń.

Moje pierwsze małżeństwo było porażką

Nie pozwalał mi nawet dla siebie gotować. Uznał bowiem, że nie robię tego według odpowiednich zasad. Pierwszej romantycznej kolacji przy świecach, którą dla niego przyrządziłam zgodnie z myślą, że do męskiego serca trafia się przez żołądek, nawet nie tknął. Była ponoć za tłusta.

Mimo że przepłakałam potem cały wieczór, zdecydowałam się wyjść za Marka. Może dlatego, że wyglądał świetnie i zazdrościły mi go wszystkie koleżanki... Nasze małżeństwo było jednak nijakie. Niby mieszkaliśmy razem, ale żyliśmy praktycznie osobno. On interesował się tylko swoimi treningami i zawodami kulturystycznymi oraz pracą na siłowni, którą założył z koleżanką, także kulturystką. W pewnym momencie zorientowałam się, że spędza z nią więcej czasu, niż ze mną i uznałam, że nasze małżeństwo to farsa.
– Powinniście się pobrać z Beatą – powiedziałam mu, a gdy nie zaprzeczył domyśliłam się, że i jemu taka myśl już chodziła po głowie.

Rozstaliśmy się w przyjaźni i od czasu do czasu nawet wpadałam do niego i Beaty z wizytą. Przygotowywali mi wtedy dietetyczne koktajle i dostawałam kolejny karnet na ich siłownię. Mój eksmąż był więc szczęśliwy, a ja? Po rozwodzie wbrew pozorom nie było mi łatwo, chociaż rozstaliśmy się z Markiem bez żalu. Owszem, szukałam swojej drugiej połówki, jednak nie wychodziło mi to najlepiej. Czasem nawet nawiedzały mnie ponure myśli, że źle zrobiłam, rozstając się z mężem. No bo, gruncie rzeczy, czy było mi z nim źle? Porządny facet, solidny aż do bólu, nie pił, nie bił, nie oglądał się za innymi babami…

No dobrze, może się i oglądał, ale dopiero, kiedy zaczęłam się od niego izolować w łóżku i życiu codziennym. Natomiast sądząc po tym, jak kochał i rozpieszczał swoich siostrzeńców, byłby bardzo dobrym ojcem. A to na pewno przemawiało na jego korzyść. Niestety, stało się – i to Beata spodziewała się teraz jego dziecka. To mnie ostatecznie upewniło, że moje małżeństwo z Markiem to zamknięty rozdział i… odblokowało! Spotkałam na swej drodze Franka.

A wszystko przez przypadek. Zresztą, tak jest zazwyczaj. Marka na przykład poznałam, kiedy poszła mi opona w samochodzie, i stojąc na poboczu, machałam w oczekiwaniu na jakiegoś litościwego kierowcę. Natomiast Franka poznałam, gdy umówiłam się z koleżanką na kawę. Okazało się, że nasz ulubiony lokal był tego dnia zamknięty z powodu urlopu, więc poszłyśmy do innego. Franek także akurat do niego wpadł. Wywiązała się między nami dyskusja, przedstawił mi się. Kiedy wychodził, zostawił mi swoją wizytówkę, mówiąc, że jest bankowcem, więc gdybym kiedykolwiek potrzebowała porady finansowej

Właściwie żadnej porady nie potrzebowałam, ale ten facet tak mi się spodobał, że postanowiłam trochę improwizować. Zadzwoniłam do niego kilka dni później, wymyśliwszy uprzednio jakiś niezwykle poważny problem, z którym nijak nie potrafię sobie poradzić. Spodobało mi się, że dokładnie pamiętał, kim jestem...
Spotkaliśmy się. Z przyjemnością i zachwytem patrzyłam na jego szczupłą sylwetkę i długie, subtelne palce. Jak u pianisty. Dla mnie – idealne. W ogóle Franek cały był idealny z tymi swoimi klasycznymi rysami przedwojennego amanta. Zakochałam się jak wariatka! A co najważniejsze – z wzajemnością.

Następne tygodnie były jak sen. Franek mnie rozpieszczał i pozwalał rozpieszczać siebie. Wreszcie gotowałam dla mojego ukochanego mężczyzny, a on jadł wszystko ze smakiem, nie dopytując się o wartości odżywcze i kalorie. Był czuły i opiekuńczy. Dopiero teraz pojęłam, że poczucie bezpieczeństwa nie opiera się się na tym, że prowadzam się z facetem wielkim jak szafa, którego wszyscy się boją, tylko na tym, że ktoś zna moje potrzeby i odgaduje pragnienia, wychodząc im naprzeciw.

Wiedziałam, że to ten jedyny

Czułam, że chcę spędzić z Frankiem już wszystkie moje dni do końca świata. Dlatego tak bardzo rozstroiły mnie te kobiece fatałaszki w jego mieszkaniu... Trafiłam na nie przypadkiem, chcąc odruchowo zamknąć lekko wysuniętą szufladę. Nie dała się domknąć, bo coś się przycięło, więc ją otworzyłam. I wtedy odkryłam jedwabną bieliznę, pończochy i inne babskie drobiazgi. Ku mojemu zdumieniu znalazłam tam nawet sukienkę.

Na ich widok dosłownie zamarłam w bezruchu. Czyżby Franek spotykał się z inną kobietą, a jego słowa o miłości do mnie były tylko pustą gadaniną?! Nie wiedziałam, czy mam go o to spytać, czy nie… W końcu i tak sam zauważył moją bladość i zaczął dopytywać, co się dzieje. Wtedy mu powiedziałam.
– Ach, to! – speszył się i lekko zarumienił. – To rzeczy mojej byłej. Wiem, już nie powinno ich tutaj być, ale je zostawiła, potem wyjechała za granicę…
– A nie możesz jej po prostu wysłać paczki? – zapytałam wprost.
– Chyba tak zrobię – odetchnął.

Ja także, bo kiedy przyszłam do niego następnym razem, babskich ciuszków nie było. Sprawdziłam. A jednak to odkrycie spotęgowało moją chęć zagarnięcia Franka na dobre tylko dla siebie. Zaczęłam dyskretnie przebąkiwać o ślubie, a on na szczęście szybko podjął ten temat. Kiedy prowadził mnie do ołtarza, byłam w siódmym niebie! Na szczęście z Markiem mieliśmy ślub cywilny, więc teraz mogłam przysięgać przed Bogiem.

Małżeństwo z Frankiem było dla mnie niczym pobyt w raju. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego męża i śmiałam się sama do siebie z dawnych niepokojów, że niepotrzebnie rozwiodłam się z Markiem.
Zresztą, najlepszym miernikiem atrakcyjności faceta są inne kobiety i to, jak na niego reagują. Marka moje koleżanki uwielbiały, ale przy Franku poziom ich zachwytu wzrósł jeszcze bardziej. Inga, dziennikarka, nawet się śmiała, że musi nas opisać w reportażu, bo tak idealne zgranie w związku rzadko się zdarza.

A jednak to właśnie Inga przyszła do mnie z tamtą zadziwiającą nowiną.
– Słuchaj, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale… Robię ostatnio materiał o transwestytach, byłam kilka dni temu w ich klubie i od tamtej pory gryzę się z myślami, bo… – przerwała.
– No mów wreszcie! – roześmiałam się, nie podejrzewając, że jej historia w jakikolwiek sposób może dotyczyć mnie.

Sądziłam, że chce się poradzić jak kobieta kobiety, w jaki sposób ująć temat. Niejeden raz już to robiła w przeszłości.
– To nie jest takie proste. Boję się, że mnie znienawidzisz! – Inga spojrzała mi prosto w oczy. – Ale jako przyjaciółka wiem, że nie powinnam tego przed tobą ukrywać. Widziałam w tym klubie Franka.
Och, wielkie mi rzeczy! I po to ta cała tajemniczość i gadanie o nienawiści? Roześmiałam się i machnęłam ręką.
– Pewnie umówił się tam ze swoimi klientami – powiedziałam. – Takie dziwaczne miejsca są ostatnio modne.
Zamilkłam, widząc jej minę. Nagle poczułam, że dzieje się coś złego.

Nie zrozumiałaś mnie, kochana - Inga pokręciła głową. – Twój mąż tam był. Sam. Przebrany za kobietę.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostatnie, co zobaczyłam, to otwarte usta Ingi. Chyba coś do mnie krzyczała… Zemdlałam. Dopiero po kilku minutach udało się mnie docucić. Nie wiedziałam, co się dzieje. Kiedy otworzyłam oczy, przyjaciółka patrzyła na mnie z miną skruszonej winowajczyni.
– Boże, tak strasznie się przestraszyłam! – zawołała. – Przepraszam! Powinnam była to ująć jakoś delikatniej…

Tylko jak można delikatniej przekazać kobiecie informację, że jej mąż paraduje w babskich łachach? Umalowany?! Nagle wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość. Te ciuchy w szufladzie, podobno należące do innej dziewczyny, tak naprawdę były Franka! Poza tym wiele razy mi się wydawało, że ktoś ruszał moje kosmetyki. Szczególnie jaskrawe cienie do powiek, które dostałam na imieniny i używałam ich tylko od czasu do czasu. Jakoś za szybko ich ubywało…
– Nie mam do ciebie najmniejszej pretensji, ale teraz wolałabym zostać sama – powiedziałam Indze.

Wyszła ze spuszczoną głową. Dopiero wtedy się rozpłakałam. A kiedy już zabrakło mi łez, zaczęłam szukać. Przetrząsnęłam wszystkie zakamarki mieszkania i wreszcie trafiłam na to, o czym wiedziałam, że gdzieś musi być. Pudło z damskimi fatałaszkami. Na jego widok zebrało mi się na wymioty… Te jedwabie i koronki przesiąknięte perfumami! Rozłożyłam je na kanapie i westchnęłam. Wzięłam do ręki czerwone stringi i pomyślałam z obrzydzeniem: „Nosił je facet. Mój mąż!”. Zwymiotowałam…

Potem wypłukałam usta, obtarłam twarz i usiadłam, czekając na Franka. Godziny ciągnęły się w nieskończoność. Kiedy w końcu usłyszałam szczęk kluczy w zamku, wstałam. Wszedł do pokoju, a jego wzrok od razu padł na ciuchy porozrzucane na kanapie. W jego oczach pojawiły się łzy. To wzbudziło we mnie jeszcze większą furię.
Wynoś się z mojego domu i z mojego życia, ty zboczeńcu! – wysyczałam.
Franek nawet nie próbował się tłumaczyć. Po prostu wyszedł bez słowa.

W ciągu kilku kolejnych dni próbowałam planować spokojnie rozwód i dalsze życie, jednak… Nie potrafiłam. Tak bardzo się już przyzwyczaiłam do myśli, że całe swoje życie spędzę z moim ukochanym Frankiem. Ale on mnie zawiódł, oszukał, zrobił ze mnie pośmiewisko przed ludźmi… Wtedy dostałam mejla od Ingi. Wysłała mi linki do artykułów w internecie o mężczyznach takich jak Franek.

Z początku w ogóle nie zamierzałam do nich zaglądać, lecz w końcu to zrobiłam. Przeczytałam, że transwestyci raz na jakiś czas upodabniają się do płci przeciwnej w stroju i w zachowaniu, żeby osiągnąć satysfakcję seksualną. Ponoć muszą to robić. To jest jak nałóg. Nie pozwala o sobie zapomnieć, nawet gdy bardzo się tego chce. Podobno większość transwestytów ukrywa się ze swoją przypadłością. Wstydzi się jej. W oczach społeczeństwa pragną być przykładnymi synami, mężami, ojcami, a nie zboczeńcami…

„Ale przecież są zboczeńcami, na miłość boską!” – przemknęło mi przez głowę. A jednak... tak bardzo tęskniłam za Frankiem, za tym jacy byliśmy razem szczęśliwi. Za wieczorami przy herbatce z miodem, wyprawami rowerowymi i wspólnie spędzonymi upojnymi nocami. Może i przyjęłabym męża z powrotem, ale bałam się ośmieszenia. W grę wchodził odwieczny dylemat. Co ludzie powiedzą?! I tutaj znowu wtrąciła się Inga. Przyjechała do mnie z winem.
– Przysięgam, że nikomu nie mówiłam i nigdy nie powiem – oświadczyła mi.

Nadal nie byłam przekonana, lecz kiedy zadzwonił Franek z pytaniem, czy może wpaść po resztę swoich rzeczy, zgodziłam się. I wbrew temu, co sobie obiecywałam, zostałam wtedy w domu…
Wydawał się zaskoczony moim widokiem, w jego oczach dojrzałam nadzieję. Czułam, że ma ochotę wziąć mnie w ramiona i, szczerze mówiąc, skrycie o tym marzyłam. Lecz on tylko spojrzał na mnie błagalnie i szepnął:
Aniu, porozmawiajmy, proszę
Usłyszałam, jak mu jest ciężko na świecie, bo od kiedy wie o swojej przypadłości, musi się ukrywać. Udawać, że bieliznę kupuje dla żony, i walczyć z nachodzącą go czasami chęcią przebrania się w moje sukienki. Ale na co dzień czuje się stuprocentowym mężczyzną. Chciałby mnie chronić i mieć ze mną dzieci.

Niektórzy z moich kolegów… Są tacy sami jak ja… Założyli szczęśliwe rodziny – powiedział Franek. – Ich żony wiedzą o wszystkim i wspierają ich psychicznie. To jest możliwe i chociaż nie śmiem cię prosić, żebyśmy byli razem, bardzo bym tego pragnął. Kocham cię.
– Chyba nie dam rady… – westchnęłam, wciąż bijąc się z myślami.

Franek pokiwał głową, wziął swoją torbę i wyszedł. A mnie serce krwawiło. I nagle przed oczami przeleciały mi tysiące obrazów, wszystkie szczęśliwe chwile. Z Markiem rozwiodłam się, bo nie potrafiłam zaakceptować tego, że tak bardzo dbał o swoje ciało. A teraz nie umiem pogodzić się z myślą, że Franek jest inny. Ma swoje… dziwactwo. I jego też stracę. Mimo że tak bardzo go kocham.

Gdzie znajdę drugiego takiego mężczyznę? Przecież w każdym znajdę coś, co mi się nie spodoba. I nigdy nie zaznam szczęścia… Kiedy to sobie uświadomiłam, wybiegłam, tak jak stałam, za mężem. Dogoniłam go już na przystanku autobusowym. Złapałam za rękę.
Wracaj do domu – poprosiłam.
Nigdy nie zapomnę wyrazu wdzięczności, jaki pojawił się w jego oczach. Od tamtej chwili minęło już pięć lat. Mamy dwoje dzieci. Niczego nie żałuję.

Więcej prawdziwych historii:
„To miał być niezapomniany ślub - gdy zobaczyłem swoją małżonkę w objęciach kuzyna, wiedziałem, że taki będzie”
„Mój mąż ma karierę, kolegów, doktorat - a ja? Od kilku lat tylko pieluchy, obiadki, sprzątanie. Czy to coś złego, że czasem chcę uciec?”
„W gniewie powiedziałam mężowi, że nie chcę go więcej widzieć. Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo będę żałować tych słów...”

Redakcja poleca

REKLAMA