Opowiem wam historię mojego małżeństwa. Od razu zastrzegam, że nie będzie zbyt długa. Zakochałem się w Anicie, jak to mówią, od pierwszego wejrzenia. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, chodziłem z głową w chmurach, wprost nieprzytomny ze szczęścia. Zachwycony jej urodą, operatywnością i – jak mi się wydawało – trzeźwym podejściem do życia.
Oboje chodziliśmy do tej samej podstawówki
Później ona poszła do technikum ekonomicznego, a ja do budowlanego. Potem złożyłem papiery do studium pomaturalnego, ona zaś zrobiła kursy księgowości i zaczęła pracować w firmie znajomych jej ojca. Miała niezłą pensję. Trochę mnie krępowało, że więcej zarabiała ode mnie, bo ja, ucząc się, dorabiałem głównie na budowach. Dołowała mnie nie tylko harówa w bardzo trudnych warunkach, ale i zachowania facetów, jakich tam spotykałem. Wtedy pierwszy raz poczułem, że Anita zasługuje na kogoś lepszego. I jak łatwo mogę ją stracić. Była dla mnie królewną z bajki. Tylko czy z mojej?
Widziałem, jak bardzo imponuje jej szef. Jego firma świetnie się rozwijała. Miał kasę na podróże, drogie ciuchy, samochód i dom, który przypominał pałac. Opowiadała mi o tym wszystkim z błyskiem w oku i snuła plany, jak szybko powinienem założyć własną firmę budowlaną i zarobić kasę, abyśmy mogli żyć na takim poziomie.
Kiedy po skończeniu studium zaczepiłem się w biurze renomowanej firmy budowlanej, moja ukochana zaczęła planować ślub. Oczywiście bardzo chciałem się z nią ożenić, ale myślałem, że najpierw powinienem zdobyć coś pewniejszego niż umowa zlecenie. Ona jednak była nieprzejednana. Dlatego pół roku później oświadczyłem się jej podczas kolacji w drogiej knajpie, wręczając pierścionek kupiony za trzykrotność mojej pensji. Zresztą, forsa nieważna. Czego ja bym nie zrobił dla mojej ukochanej.
Rozpoczęliśmy przygotowania do ślubu i wesela
Okazało się, że moja dziewczyna ma już wszystko zaplanowane i nie chce słyszeć o zmianach. Najpierw obraziła się na majowy termin uroczystości. A przecież mój przyjaciel, który miał być naszym świadkiem, wyjeżdżał na początku czerwca do Anglii.
– Nie będzie Roberta, to będzie ktoś inny, wielkie rzeczy – uznała od razu.
– Ale maj to najbardziej romantyczny miesiąc – przekonywałem.
– Nie słyszałeś, że miesiąc bez litery „r” przynosi pecha?! – wykrzyknęła.
– Odkąd wierzysz w zabobony? – uśmiechnąłem się z niedowierzaniem, lecz ona naprawdę się zirytowała.
Musiałem ustąpić. W końcu wesele ma się tylko raz w życiu… Jeśli ona wymarzyła sobie czerwiec, niech tak zostanie.
Po okresie względnego spokoju nadszedł czas tworzenia listy gości. I okazało się, że jej lista przekracza długością tę moją dwa razy, choć to moja rodzina jest liczniejsza. Pomyślałem, że nie stać nas na takie wielkie przyjęcie. Kiedy jednak próbowałem to wytłumaczyć Anicie, wściekła się po raz kolejny:
– Nieźle się zaczyna. Może w ogóle wszystko odwołajmy? Musisz się wykłócać o każdy grosz? Aż tak jesteś skąpy?
Zamurowało się. „To chyba wpływ stylu życia szefostwa” – pomyślałem i już miałem jej coś ostro odpowiedzieć, ale zaczęła płakać. Zrobiło mi się głupio. „Jest taka piękna. Zasługuje na wszystko, co najlepsze, a trafił jej się taki biedak i nieudacznik” – przywołałem się do porządku i znowu zgodziłem na wszystko.
Nasi rodzice zresztą też twierdzili, że wypada wyprawić okazałe wesele. Ostatecznie, od czego są kredyty. Nie chcę wymieniać wszystkich etapów tej drogi przez mękę, jaką okazały się przygotowania do ślubu. Już sama sprawa zaproszeń omal nie skończyła się rozstaniem. Oczywiście Anita wypatrzyła najdroższe, jakie były na rynku. Nie rozumiałem, dlaczego mamy wydawać fortunę na kawałek papieru. Mimo wszystko znowu zacisnąłem zęby. Nagrodą był jej promienny uśmiech.
Nie brałem udziału w wyborze sukni
Miałem ją zobaczyć dopiero w dniu ślubu. Wolałem nawet nie myśleć o kosztach kreacji, która – w co nie wątpiłem – musiała być niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. No i nie pomyliłem się. Szedłem dumny jak paw, że mam fantastyczną żonę. Anita wyglądała zjawiskowo. Mogły się schować nasze celebrytki i inne gwiazdy. Wyglądała jak miss świata. A faceci… Cóż, założę się, że w tamtym momencie nie było takiego, który by mi nie zazdrościł. Nic dziwnego, że kroczyłem środkiem kościoła dumny niczym paw.
Kiedy na koniec ceremonii usłyszałem Marsz Weselny, nie mogłem uwierzyć, że ta doskonała istota stała się moją żoną. Dawno temu jeden z moich wujaszków dowcipnisiów przestrzegał mnie przed pannami młodymi, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki po odejściu od ołtarza zmieniają się ze słodkich księżniczek w hetery. Chociaż ja pierwsze niepokojące oznaki zauważyłem już wcześniej, udawałem przed samym sobą, że są to nic nieznaczące drobiazgi. Prawdziwie niepokojące symptomy miałem dopiero zauważyć. I to w stężonej dawce.
Przy składaniu życzeń zrobiło mi się przykro, kiedy zobaczyłem, jak Anita potraktowała moją mamę. Mama chciała synową tylko pocałować, lecz ta gwałtownie się odsunęła. Tłumaczyła mi później, że mama nastąpiła jej na rąbek sukni i dlatego mogło to tak wyglądać. Ale widziałem, że mamusi zrobiło się przykro. Na ten widok ścisnęło mi się serce. Po życzeniach wsiedliśmy do naszej limuzyny i pojechaliśmy na wesele. Pomimo wszystkich koszmarnych kosztów jednak dobrze, że się odbyło. Inaczej nie miałbym szansy zrozumieć, jak wielki popełniam błąd, wiążąc się z tą kobietą.
Dzień, w którym moja żona brylowała wśród gości jak gwiazda, był również dniem, kiedy łuski spadły mi z oczu i zobaczyłem prawdziwą Anitę – próżną, bezwstydną (tak, nie boję się użyć tego staroświeckiego słowa) i głupią dziewczynę, najbardziej zakochaną w… samej sobie.
Widziałem maślane oczy wielu facetów i reakcję Anity na hołdy, które składali jej urodzie. Przyjmowała je niczym królowa świadoma swojej potęgi i władzy. Widziałem, że dosłownie żyje uwielbieniem. A ja dla niej jakbym w ogóle nie istniał. Przypominała sobie o mnie dopiero, kiedy trzeba było pokroić tort czy zatańczyć walca. Poza tym ciągle gdzieś mi znikała albo nie nie schodziła z parkietu. Oczywiście każdy chce sobie potańczyć na weselu, ale ona dawała nawet popisy solo, co trochę mnie żenowało. Sam więc musiałem czynić honory domu.
Nie obyło się bez typowo weselnych zabaw
Jedną z nich jest tzw. zbieranie na wózek dla dziecka, czyli gra polegająca na tym, że za każdy taniec z panną młodą lub panem młodym trzeba zapłacić. Chociaż nie ma określonej stawki, to gdy chodziło o kobietę tak atrakcyjną jak moja świeżo poślubiona żona, ta zabawa stała się pretekstem do dość zaciekłej licytacji. Na parkiecie po prostu zaroiło się od rozochoconych mężczyzn. Wielu z nich miało już dobrze w czubie. Panowie przy wtórze głupkowatych żarcików wodzireja wrzucali do worka coraz większe kwoty. A ja musiałem robić dobrą minę do złej gry…
W pewnym momencie gromada chętnych do tańca trochę się wykruszyła, bo skończyły im się pieniądze albo zostali przywołani do porządku przez swoje panie. Na placu boju zostało tylko dwóch panów o zasobnych portfelach – szef Anity i jej daleki kuzyn z Kanady. Na twarzy żony tego pierwszego malowała się wściekła irytacja. W mojej głowie zakiełkowało wtedy podejrzenie: może Anitka ma romans ze swoim szefem?!
Obserwowałem ją, ale nic na to nie wskazywało. Flirtowała z wieloma facetami (tak, flirtowała z facetami na swoim własnym weselu!), a jej szef po chwili wrócił do żony i dobrze się bawił bez Anity przez resztę wieczoru.
Nie znam własnej żony
Ona zresztą też szalała (w przeciwieństwie do mnie). Sporo piła, co było dla mnie kolejnym niemiłym zaskoczeniem, bo dotychczas nie widziałem, aby nadużywała alkoholu. „Kim jest ta dziewczyna? Czyżbym jej wcale nie znał?” – przebiegło mi przez głowę.
– Nie przejmuj się. To stres. Nic dziwnego, że chce się teraz trochę zabawić – jej siostra dała mi lekkiego kuksańca. – A ty nie bądź taki ponury, szwagierku.
I pociągnęła mnie na parkiet.
Gdy mnie panie pociągnęły na parkiet, ona zniknęła. Później dopadła mnie moja matka chrzestna. Po jakiejś godzinie zorientowałem się, że nigdzie nie ma Anity. Postanowiłem wyjść i jej poszukać w ogrodzie rozciągającym się wokół domu weselnego. Po alejkach przedzielonych żywopłotami snuło się kilka przytulonych par. Szedłem przed siebie, prosto do altanki w głębi ogrodu. Wkrótce dostrzegłem, że ktoś tam jest. Przez ażurowe ścianki widać było białą suknię. Wstrzymałem oddech i podszedłem bliżej.
Była tam moja żona i jej kuzyn z Kanady
Podobno nigdy wcześniej się nie widzieli… Cóż, szybko nadrabiali zaległości. Całowali się namiętnie. On miał rozpiętą koszulę, a ona była potargana, welonu nigdzie nie zauważyłem. Kiedy mnie spostrzegli, on tylko się roześmiał, ale Anita przeraziła się nie na żarty. Przez sekundę patrzyliśmy sobie w oczy. To wystarczyło, abym powiedział: „Dość”. Poczułem, że moja miłość wyparowała jak wiosenny deszcz.
W naszym wypadku owo „r” w nazwie miesiąca oznaczało rychły rozwód. Jedyną pociechą dla mnie było to, że na własnym weselu odkryłem prawdziwy charakter mojej żony. Zabolało. Jednak byłoby gorzej, gdyby oszukiwała mnie w małżeństwie latami.
Czytaj także:
„O tym, że zostanę mamą, dowiedziałam się tuż przed porodem. Wszyscy pytają mnie, jak to możliwe - a ja naprawdę nie wiem!”
„Mąż chciał ze mnie zrobić kurę domową. Tak mu dałam popalić, że teraz nawet nie wpuszcza mnie do kuchni”
„Mówią o mnie złodziejka mężów. Ale przecież gdyby nie chciał, toby od niej nie odszedł!”