„Mąż zostawił na pastwę losu mnie i córkę, bo się szaleńczo zakochał. Zawiodłam jako matka, a moje dziecko walczy o życia”

Matka, która ma chorą córkę fot. Adobe Stock
„Zatraciłam się w swoim cierpieniu. Kochałam córkę, ale chciałam, żeby mi dała spokój. Miała nie chorować, być posłuszna, siedzieć sobie grzecznie i nie przeszkadzać, kiedy rozmyślam o swoim zmarnowanym życiu albo godzinami gadałam z przyjaciółką o tym, jak się zemścić na byłym”.
/ 26.01.2022 13:08
Matka, która ma chorą córkę fot. Adobe Stock

- Jak mogłaś tego nie zauważyć? – piekli się mój były mąż. – O czym ty myślałaś?
Mam ochotę się na niego rzucić z pazurami tak, jak wtedy, przed 10 laty. Odchodził, zostawiał mnie i małą Karolinę, bo się szaleńczo zakochał.

– Mam prawo do miłości. – krzyczał. – Nie zabronisz mi, nie zepsujesz tego. Czy to moja wina, że spotkałem kobietę swego życia? Kiedyś myślałem, że ty nią jesteś, ale się pomyliłem. Na dziecko będę płacił.
– Nie robisz łaski, draniu – powiedziałam. – Ale pamiętaj, że córki się tak łatwo nie pozbędziesz.

Karola miała wtedy 6 lat. Kochała ojca i to, że ją zostawił, było nie do pojęcia dla jej małej główki. Posmutniała, przycichła, skuliła się i wyglądała tak, jakby chciała sobą zajmować jak najmniej miejsca. W szkole też usiadła na samym końcu klasy, w ostatniej ławce i dopóki wychowawczyni nie zauważyła, że Karola źle widzi, chowała się tam za plecami innych uczniów.

Ja tego nie widziałam… Byłam nastawiona tylko na swoje cierpienie. Owszem, zajmowałam się nią i domem, ale nie miałam do tego serca, robiłam tylko to, co konieczne. Zupę na obiad, nieważne czy Karola ją lubiła, czy nie. Miała być pożywna i z wkładką mięsną… Żeby starczyła do kolacji. Żadnych deserów. Czasami kupowałam pączka albo słodką bułkę i miałam spokój.

Kochałam moją córkę, ale chciałam, żeby mi dała spokój. Miała nie chorować, być posłuszna, siedzieć sobie grzecznie i nie przeszkadzać, kiedy rozmyślam o swoim zmarnowanym życiu albo godzinami gadałam z przyjaciółką o tym, jak się zemścić na byłym. Do głowy mi nie przyszło, że Karolina tego wszystkiego słucha i moje czarne myśli ją plamią, jak atrament bibułę. Teraz to wiem, wtedy nie wiedziałam…

To wszystko moja wina

Mój były przeprowadził rozwód, godząc się nawet na wzięcie winy wyłącznie na siebie. Nie wiem, po co zabrałam Karolinę do sądu. To znaczy wiem, chciałam, żeby była dla tatusia wyrzutem sumienia, ale wyszło inaczej… okropnie.

Siedziała sama na korytarzu. Była taka mała i bezradna. Kiedy wyszliśmy po ogłoszeniu wyroku, zerwała się z ławki i podbiegła do ojca, próbując go objąć i zmusić do tego, żeby ją wziął na ręce i przytulił.
Wtedy na końcu holu pojawiła się zjawiskowa kobieta. Szczupluteńka, młoda, ekstra ubrana i zawołała:
– Kochanie, jestem tutaj.
Mój były mąż odsunął od siebie Karolę, wyminął ją i pobiegł do tamtej. Nawet się nie odwrócił. Po prostu zniknął. Tak było…

Karolina nie powiedziała ani słowa. Nie płakała. Było mi jej żal, więc zabrałam ją do sądowej kawiarni na lody. Zjadła wszystko, a potem zwymiotowała w taksówce. Kierowca się wkurzył.

Nawet nie widziałam kiedy córka zaczęła zajadać wszystkie zmartwienia. Co ja robiłam, że mi to umknęło? Jak przyniosła klasowe zdjęcie, zobaczyłam, że z moim dzieckiem dzieje się coś złego. Stała na boku, z chmurną miną i wyraźnie odstawała od innych dzieci. Wyglądała na trzy razy starszą od reszty. Była dopiero w czwartej klasie, a miała figurę nastolatki.

Krew mnie zalała ze złości na nią, na jej rówieśników, na nauczycieli, że nie reagują i doprowadzili do takiej sytuacji. Byłam też wściekła na byłego męża, że nas olał. Na niego byłam najbardziej wściekła. Na siebie nie byłam. Nad sobą się znowu użalałam, że mam kolejne zmartwienie i kłopot, że zupełnie nie wiem, co z tym zrobić?

Więc zrobiłam coś najbardziej głupiego i niedobrego dla Karoliny. Zaczęłam wydzwaniać do swoich koleżanek i się im zwierzać, nie zwracając uwagi na to, że Karolina wszystko słyszy. Użalałam się, jakie ja mam ciężkie życie, znikąd pomocy, tylko wieczne zmartwienia. Wszyscy mi współczuli i twierdzili, że powinnam iść do psychologa, albo odesłać Karolę na jakiś czas do ojca.
– Niech się przekona, co ty musisz znosić. – radzili.
Minął następny rok. Widziałam, że moim dzieckiem dzieje się coś złego. Wkraczała w okres pokwitania, więc i hormony robiły swoje. Wreszcie jej zagroziłam, że naprawdę ją odeślę do ojca, jeśli nie przestanie zajadać emocji, dopiero to poskutkowało.

Po jakimś czasie wszyscy dostrzegli, że Karolina się zmieniła. Żeby ją zdopingować, zaczęłam powtarzać przy każdej okazji, że wyładniała. Nie mogę sobie tego wybaczyć.

Akurat w tym okresie zmieniałam pracę. Byłam bardzo zajęta, całe godziny spędzałam poza domem, a kiedy już wracałam, Karola spała, więc właściwie się nie widywałyśmy. Dopiero przyjazd mojej mamy sprawił, że oprzytomniałam…

Już było za późno...

Moja mama mieszka daleko i nie jest specjalnie rodzinna, ale Karola to jej oczko w głowie. Kiedy tylko weszła do naszego mieszkania, od razu zawołała:
– Boże święty, dziecko, ty chora jesteś? Co się stało?
Ja widzę Karolę codziennie, więc się przyzwyczaiłam, że jest blada i już nie przypomina tamtej dziewczynki, ale dla mojej mamy to był szok.
– Kobieto, gdzie ty masz oczy? - krzyknęła moja mama.

Więc i ja zaczęłam się przyglądać mojej córce i faktycznie, dopiero teraz zauważyłam, że coś jest nie tak. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że zawiodłam jako matka.

Tak się zaczęło moje piekło. Trwam w nim już 5 rok. Były terapie, kuracje, szpitale, dwukrotna zapaść i wyniszczenie organizmu. Nic do niej nie docierało, żadne prośby i tłumaczenia. Nie było sposobu, aby zrozumiała, jaką krzywdę sobie robi.

Zawiadomiłam jej ojca, co się dzieje i że potrzebujemy pomocy. Owszem, przyjechał, ale tylko po to, żeby mi zrobić awanturę.
– Gdyby była ze mną – wrzeszczał – nie doszłoby do tego, ale ty jesteś głupią matką i stąd to nieszczęście.
– Więc, czemu z tobą nie była? – spytałam. – Kto ci bronił się nią zajmować?
– Płaciłem alimenty, dzwoniłem do niej… Nie moja wina, że od jakiegoś czasu nie chciała ze mną rozmawiać.
Dalsza rozmowa nie miała sensu. Powiedział, że nie wie, co mógłby zrobić, nie zna się na wychowaniu dziewczyn, zresztą nie ma czasu na zajmowanie się fanaberiami.

Karola jest znowu w szpitalu. Walczą o nią lekarze, ja, moja mama… Tylko ona o siebie nie walczy, mówi, że jest jej wszystko jedno. Doktor tłumaczy mi, że problem nie leży w tym, że ona się zbuntowała przeciwko światu.
– Ja też mam w tym swój udział? – pytam.
– Musi pani sobie sama na to odpowiedzieć – słyszę. – Pani wie najlepiej, czym i jak ją truła…

Wiem. Niestety – wiem.

Uważajcie, bo łatwo przegapić rzeczy najważniejsze. Potem się cierpi i żałuje, ale nie zawsze jest druga szansa. Ja nie wiem, czy ją dostanę…

Czytaj także: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA