„Zajmowałem się dziewczyną kumpla w ramach przysługi. Aż się zakochałem i wszystko się skomplikowało”

Mężczyzna randkujący z zajętą dziewczyną fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
Zaczęliśmy się spotykać po koleżeńsku. I nawet mi do głowy nie przyszło, co wyniknie z tych spotkań.
/ 07.05.2021 12:52
Mężczyzna randkujący z zajętą dziewczyną fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Telefon od Iwony mocno mnie zaskoczył. Zaproponowała mi wspólny wypad na koncert znanej grupy rockowej. Wszystko pięknie, gdyby nie kilka faktów. Iwona nie była moją dziewczyną ani nawet bliską przyjaciółką. Ot, stara znajoma jeszcze z podstawówki. Mieszkaliśmy niedaleko od siebie, ale nigdy nas nic nie łączyło. Szczerze mówiąc, ona nawet niespecjalnie mi się podobała.

W dodatku od jakiegoś czasu spotykała się z Irkiem, innym wspólnym kolegą ze szkoły, obecnie zawodowym sportowcem. Krótko mówiąc, poczułem się zakłopotany tą propozycją. Po pierwsze nie chciałem nikomu (czyli Irkowi) wchodzić w paradę, a po drugie, właściwie wcale nie zależało mi na spotkaniu z tą dziewczyną. Ponieważ jednak, jak mówi stare porzekadło: „Kobiecie się nie odmawia”, zgodziłem się, choć bez entuzjazmu. Postanowiłem zresztą od razu wyjaśnić z nią wszystkie niedomówienia.

I tak byłem sam, więc nie widziałem problemu

Koncert odbywał się w dużej sali widowiskowej, mieliśmy miejsca tuż przy scenie. Iwona na powitanie cmoknęła mnie w policzek, jak to jest przyjęte między znajomymi, ale poczułem się głupio. Musiała to zauważyć, bo od razu przeszła do rzeczy.
– Pewnie zastanawiasz się, dlaczego cię tu ściągnęłam – zaczęła.
– Prawdę mówiąc, owszem. Wiesz, nie chciałbym wyjść na…
– Nie przejmuj się. Chodzi o to, że żal mi było tych biletów, a Irek wyjechał na dłuższe zgrupowanie. On cały czas gra w tej swojej drużynie siatkarskiej. Tak, tak, nadal jestem z Irkiem, nic się nie zmieniło. On wie o wszystkim, jeśli o to ci chodzi.
– W porządku, nie mam więcej pytań – uśmiechnąłem się.
A więc wszystko się wyjaśniło. Przez chwilę miałem pełnić obowiązki „chłopaka zastępczego”. Niech tak będzie, w końcu czego się nie robi dla starej znajomości. W dodatku nie miałem w tym czasie dziewczyny. Może właśnie dlatego trafiło na mnie?

Koncert się udał, bawiliśmy się dobrze, chociaż ja dużo uwagi poświęcałem Iwonie. Widywałem ją wprawdzie od czasu do czasu, zwykle przypadkowo, ale dawno z nią nie rozmawiałem. Teraz nadrabiałem zaległości. Na wszelki wypadek staraliśmy się oboje mówić o wszystkim i o niczym i unikać tematów osobistych.

Ponieważ nie chciała zwrotu pieniędzy za bilet na koncert („Bilety kupił jeszcze Mirek, to jego pieniądze”), w ramach rewanżu zaprosiłem ją do kawiarni, co ktoś pewnie by uznał za typową randkę. Wypiliśmy po lampce wina i odprowadziłem ją do domu. W dalszym ciągu mieszkała z rodzicami pod starym, znanym mi adresem. Czyli nie wprowadziła się do Irka, czego się w pierwszej chwili spodziewałem. Ciekawe dlaczego?

W nocy długo nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się, czy nie było w naszym spotkaniu drugiego dna, oczywiście z jej strony. Nic na to nie wskazywało. Odniosłem po prostu wrażenie, że Iwona była spragniona zwykłych kontaktów towarzyskich. Dlatego nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem telefon od niej dwa dni później. Tym razem zaproponowała mi wspólne wyjście na basen. „O, kurczę, posuwamy się dalej, tylko dokąd? Byle nie za daleko…” – pomyślałem. Swoją drogą, byłem ciekaw, jak Iwona wygląda w kostiumie kąpielowym. Dotąd nie myślałem o niej w tych kategoriach, ale teraz…

Wyglądała całkiem nieźle. Ona z kolei dość krytycznie popatrzyła na moją skromną muskulaturę (tak mi się przynajmniej wydawało). No cóż, nie każdy jest sportsmenem. Pewnie w porównaniu z Irkiem prezentowałem się słabo. Ale co mi tam. W końcu nie romansowaliśmy ze sobą, prawda?

Niespodziewanie spotkaliśmy na basenie jeszcze kilkoro znajomych i cała wyprawa zakończyła się w pobliskim pubie. Atmosfera, jak chyba zwykle przy takich okazjach, była bardzo przyjemna. Od czasu do czasu łowiłem zdziwione spojrzenia, a w którymś momencie na bok odciągnął mnie stary kumpel, Michał.
– Słuchaj, to ty teraz jesteś z Iwoną? – spytał mnie szeptem.
– Nie, dlaczego? Czy wspólne wyjście na basen musi od razu coś znaczyć? – zaśmiałem się.
– No, w zasadzie niekoniecznie…
– No więc to nic nie znaczy.

Ponoć zajmował się tylko swoją karierą sportową

Ale ludzie lubią wszędzie wietrzyć sensacje i z drobiazgów robić wielkie wydarzenia. Odebrałem jeszcze jeden telefon w tej sprawie. Tym razem inny stary znajomy ostrzegał mnie przed Iwoną, która, jego zdaniem, musi się zawsze na kimś „zawiesić” i może narobić mi kłopotów.

W tym momencie cała ta sytuacja wydała mi się wręcz zabawna. Jakich kłopotów? Z Irkiem?! Czy ludzie nie mają większych problemów?! Mimo wszystko, przy okazji następnego spotkania z Iwoną (wyciągnęła mnie na nowo otwartą wystawę malarską – czyżby pamiętała o moich zainteresowaniach?), powiedziałem jej o swoich przemyśleniach:
– Wiesz, Iwona, może dajmy sobie spokój z tymi wspólnymi wypadami? Wszyscy już robią z nas parę, a przecież tak nie jest i nie o to chodzi.

Spojrzała na mnie zdumiona i przez dłuższą chwilę nic nie mówiła.
– Ludzie są, jacy są. Nic nie poradzisz. Ale powiedz mi, czy masz sobie coś do zarzucenia? Bo ja nie mam.
To fakt, zachowywaliśmy się przecież wyjątkowo grzecznie. W końcu były to tylko koleżeńskie spotkania. A przy tym całkiem sympatycznie. Dużo rozmawialiśmy na różne tematy. Zadziwiła mnie swoimi zainteresowaniami i oczytaniem. Od jakiegoś czasu stałem się wielkim fanem książek fantasy, a i ona czytywała tego rodzaju lektury. W trakcie tych rozmów pierwszy raz usłyszałem od niej
krytyczne słowa na temat Irka:
– On się ostatnio tak skoncentrował na swojej karierze, że na nic innego właściwie nie ma czasu.
– Rozumiem go, każdy chciałby coś w życiu osiągnąć, a nie każdy ma okazję i możliwości… – broniłem go.
– Niby tak, ale wszystko zależy od tego, jakim to się dzieje kosztem.
Hm, trochę mnie zaskoczyła tymi uwagami. Były takie… osobiste. Jakby odkryła we mnie przyjaciela. Cóż, muszę przyznać, że i w moim podejściu do Iwony nastąpiła zmiana.

Najpierw traktowałem nasze spotkania jako swego rodzaju obowiązek, a teraz zaczynało mi się to podobać. Nigdy nie prowadziłem intensywnego życia towarzyskiego, dopiero przy niej to się zmieniło. Natomiast w naszych relacjach niczego nie zmienił niespodziewany telefon od Irka. Swoją drogą, skąd Irek miał mój numer? Może od niej? Podziękował mi za zaopiekowanie się, jak to określił, jego „skarbem”, kiedy go nie było.
– Wiesz, jak to jest: dziewczyna chce się trochę rozerwać, a mnie nie ma. Fajnie, że nawet w takiej sytuacji można na kogoś liczyć. Ostatnio zresztą w ogóle mam coraz mniej czasu na cokolwiek. Treningi i mecze zajmują mi 24 godziny na dobę…
– Ale zgrupowanie niedługo ci się kończy? – upewniłem się.
– Dopiero za dwa tygodnie.

A więc dostałem oficjalne przyzwolenie. Super!

Ta wiadomość, ku mojemu własnemu zaskoczeniu, ucieszyła mnie. Bałem się, że Irek szykuje się już do powrotu, a to oznaczało niechybnie koniec spotkań z Iwoną. Ten telefon zresztą w ogóle mnie ucieszył. Nie dość, że sytuacja się zrobiła zupełnie jasna, to wręcz dostałem oficjalne przyzwolenie na zajmowanie się „skarbem”. Mogłem działać.

Teraz więc to ja wystąpiłem z zaproszeniem: zabrałem Iwonę do teatru. Szczerze mówiąc, sam bywałem tam rzadko, ale oczywiście nie chwaliłem się tym specjalnie. Iwona cieszyła się jak dziecko. Pierwszy raz od dawna udało mi się sprawić komuś taką przyjemność. Natomiast ja w ogóle nie pamiętam, o czym była sztuka. Myślałem o czymś innym…

W ciągu następnych dwóch tygodni jeszcze kilka razy wychodziliśmy gdzieś razem. Chociaż nie przyznawałem się do tego, zacząłem odliczać każdy dzień, jaki pozostał do powrotu Irka. W którymś momencie złapałem się nawet na tym, że marzę, by obecny stan, niby przejściowy, nigdy się nie skończył. Coś takiego! Czyżbym się zakochał?! Starałem się o tym nie myśleć, jednak… nie dało się. Zacząłem się zastanawiać, czy Iwona nadal jest dla mnie tylko zwykłą koleżanką, czy może kimś więcej. A jeśli tak, to fatalnie, bo z jej strony nie zauważałem żadnych sygnałów… Łamałem sobie tym głowę aż do powrotu Irka.

Kiedy wrócił, Iwona urządziła imprezę, na którą zaprosiła również mnie. W pierwszej chwili nie zamierzałem iść. Nawet nie z powodu wyrzutów sumienia, bo tych przecież nie miałem. Po prostu trudno mi było wyobrazić sobie sytuację, w której oni znowu są razem, przytulają się, całują, a ja stoję obok i na to patrzę… Nie mogłem się opędzić od takich myśli. Do licha! Co się ze mną porobiło?! Trochę na złość sobie, a może też z ciekawości, postanowiłem iść.

Iwona wyglądała świetnie i była w szampańskim nastroju. Biegała od jednej koleżanki do drugiej, robiła kolorowe drinki i śmiała się głośno. Natomiast ja chodziłem jak struty. Wprawdzie nie musiałem patrzeć na pocałunki Iwony i Irka, bo tego publicznie nie robili, ale sama świadomość, że ta impreza oznacza koniec pewnego fajnego etapu, działała na mnie przygnębiająco.

Uratował mnie chyba tylko alkohol. Drinki odrobinę poprawiły mi nastrój, jednak nie na tyle, żeby nie było mi przykro z powodu zachowania Iwony. Poza zdawkowym powitaniem jakby mnie nie dostrzegała. Przez całą imprezę nie zamieniła ze mną nawet jednego słowa. Ba! Nawet na mnie nie spojrzała. Może to zresztą lepiej? Przecież i tak nic by z tego nie wyszło… Ona ma faceta.

Następnego dnia czekało mnie jednak prawdziwe zaskoczenie. W okolicach południa zadzwoniła Iwona.
– Masz chwilkę wieczorem? – zapytała jakby nigdy nic.
– Mam – odpowiedziałem odruchowo, sam nie wiem dlaczego.
– To może wyskoczylibyśmy do jakiegoś lokalu na drinka? – zaproponowała. – Pogadalibyśmy…
– Zaraz, zaraz! – dopiero teraz dotarło do mnie, co ona mówi. – Jak to? Przecież Irek już wrócił…
– I nie musisz go zastępować? – dodała za mnie, ale w jej głosie wyczuwałem jakąś dziwną nerwowość.
– Nie to chciałem powiedzieć, ale teraz to chyba raczej z nim powinnaś gdzieś wyskoczyć – odparłem.
W słuchawce zaległa cisza. Już myślałem, że coś nas rozłączyło, ale w końcu Iwona powiedziała cicho:
Rozstałam się z nim…
– Jak to?! – zdziwiłem się.
– Tak to. Jesteśmy po długiej rozmowie. W końcu doszliśmy do zgodnego wniosku, że nasze oczekiwania i plany są zupełnie rozbieżne.
– Na imprezie nic na to nie wskazywało – zauważyłem z wyrzutem.
– Dopiero po niej wszystko się rozstrzygnęło. Wiem, zachowałam się wczoraj trochę nie w porządku. Wszystko przez to, że nie wiedziałam, jak to się potoczy. Przepraszam… Więc jak będzie? Spotkamy się?

Zalała mnie fala radości.
– Jasne, że tak! – zawołałem.
– Przyjadę po ciebie. Wiesz, bardzo…
– Fajnie! – przerwała mi i usłyszałem jej śmiech. – Lepiej nic teraz nie mów, będziemy mieli na to czas.
Jeszcze długo nie mogłem ochłonąć. No proszę, tego się nie spodziewałem. Wprawdzie nadal nie byłem pewien, co właściwie do niej czuję, ale przecież teraz będzie mnóstwo okazji, żeby to sobie uświadomić…

Czytaj więcej:
„Julka w ogóle nie dbała o mojego synka. Umiała ugotować co najwyżej wodę na herbatę. Ciągle jedli pizzę”
„Nasze piękne małżeństwo zaczęło się od regularnej wojny. Całe lato dokuczaliśmy sobie jak najgorsi wrogowie”
„Narzeczony ze mną zerwał, a ja... postanowiłam w końcu się za siebie wziąć. I wtedy on nagle zapragnął się zejść”

Redakcja poleca

REKLAMA