Piotr Polk: „Tata byłby dumny”

Piotr Polk fot. ONS
Jest aktorem, ale czaruje też głosem. Po sukcesie w „Jak oni śpiewają” nagrał płytę „Polk In Love”, która tak spodobała się fanom, że zdobyła status złotej. Wszystko jednak zaczęło się od muzykowania z tatą.
/ 07.07.2009 08:43
Piotr Polk fot. ONS
- W twoim domu była muzyka?
Piotr Polk:
Zawsze, bo mój dziadek grał na tubie (to ta największa trąba w orkiestrze) na zabawach
i weselach. Wychodził z domu w sobotę, a wracał w środę. Wtedy moja babcia najpierw czyściła trąbę – bo zawsze mówił, żeby weselny poczęstunek właśnie do niej zapakować, a potem zszywała garnitur, żeby miał znów w czym wystąpić. 

- Rozumiem, że trzeba było wyczyścić tubę, ale dlaczego zszywała garnitur?
Piotr Polk:
Bo mój dziadek, oprócz tego, że lubił grać, to lubił też się bawić przy muzyce. I czasami zdarzało mu się o coś zahaczyć (śmiech). Po nim talent odziedziczył mój ojciec, który grał pięknie na akordeonie.

- Dziadek i tata byli samoukami?
Piotr Polk:
Tak, ja byłem pierwszym, którego wysłano do szkoły muzycznej. Mój ojciec uwielbiał grać „z kabzy”, czyli z głowy albo jak kto woli – ze słuchu, ale robił to genialnie. Mnie szkoła tego oduczyła. Żałuję, bo nuty to nuty, ale wyobraźnia
i słuch muzyczny są bardzo istotne.

- Chciało ci się chodzić do tej szkoły? Nie zazdrościłeś kolegom wolnego czasu?
Piotr Polk:
Jeździłem do niej 20 km pociągiem, do Lublińca z Kalet, gdzie mieszkaliśmy. Po lekcjach inni szli grać w piłkę, a ja jechałem do szkoły. Wracałem wieczorem, odrabiałem lekcje i tak trzy razy w tygodniu. Miałem naprawdę dość. Ale w życiu tak jest, że czasem to, z czego jesteśmy najbardziej niezadowoleni, zostaje nagrodzone. Poza tym ojciec bardzo chciał, żebym grał z nim. Kupił mi akordeon, żebyśmy usiedli czasem w ogrodzie i we dwóch zagrali. Takie marzenie taty, żeby z syna coś było.

- I naprawdę muzykowaliście?
Piotr Polk:
Mój ojciec miał ciężką pracę, bo zatrudniony był w przemyśle górniczym. Nie zjeżdżał pod ziemię, ale jako technolog obliczał, czy budowana konstrukcja wytrzyma obciążenia. Żeby odreagować stres, siadał w domu, a jak była ładna pogoda, to w ogrodzie, i grał. Najczęściej jednak występował na rodzinnych uroczystościach. Gdy przyszedł odpowiedni moment, wyjmował akordeon, wszyscy rozluźniali krawaty i do późnej nocy przygrywał, a rodzina śpiewała. To było przepiękne.

- Wyobrażam sobie małego chłopca z tym wielkim akordeonem…
Piotr Polk:
Rzeczywiście 96-basowy akordeon, który dostałem od ojca, to potężny instrument. Widać mi było zza niego czubek głowy, nawet klawiatury nie mogłem zobaczyć, tylko taka mała rączka wystawała! (śmiech) Grałem na czuja, na dotyk, wiedziałem, że jak są trzy klawisze czarne, to następne będą białe. Fajnie było.


Piotr Polk - L.O.V.E.



- A nie czułeś, że to obciach? Dzieciaki najczęściej chcą gitarę.
Piotr Polk:
Pamiętam poczucie lekkiego wstydu, gdy pytali mnie, na czym gram. Bo akordeon to taki ludyczny niemiecki instrument i czasami żałowałem, że nie jestem skrzypkiem czy gitarzystą. Pokutowało to we mnie bardzo długo. Teraz, gdy mówię, że gram na akordeonie, to nawet profesjonalni muzycy są pod wrażeniem. Bo to nie jest łatwy instrument.

- To jednak tata miał rację.
Piotr Polk:
Mój tata miał rację w wielu sprawach. Niestety, nie dożył momentu, gdy to zaczęło się jawić jako spełnienie również jego marzeń.

- Byłeś bardzo młody, gdy odszedł.
Piotr Polk:
Miałem 19 lat, powinienem myśleć o dziewczynach, miałem też szkołę, zespół… Tata chorował rok. Wszystko spadło na moje barki, również odpowiedzialność za rodzinę, dom, mamę. Miałem dylemat, czy wybierać się na studia, czy iść do pracy. Myślę, że to on miał wpływ na to, że jestem takim, a nie innym człowiekiem i artystą. Bo ojciec otworzył mnie na muzykę, pokazał, że oprócz rzeczy codziennych i zwykłych jest też wrażliwość, piękno, sztuka. Byłby zadowolony i szczęśliwy, widząc, że doszedłem tu, gdzie doszedłem.

- Jakie masz teraz plany?
Piotr Polk:
Pracuję nad nową płytą, podobną do jazzowo-swingowej „Polk In Love”, różnica będzie polegała na tym, że zaśpiewam po polsku coś stworzonego specjalnie dla mnie, a czasem i przeze mnie. Kręcone będą też nowe odcinki serialu „Ojciec Mateusz”, w którym gram.

- Czy już wiesz, co się będzie działo z twoim bohaterem?
Piotr Polk:
Będą kolejne zagadki, które – o zgrozo! – rozwiąże ksiądz Mateusz, a nie mój podinspektor Orest Możejko.

- To może teraz, gdy ruszasz w trasę, masz przynajmniej chody u policjantów?
Piotr Polk
: Każdemu chyba zdarza się przycisnąć gaz i jak już mam przez to do czynienia z policją, przyznaję po prostu, że wiem, co zrobiłem. Często słyszę wtedy, że „kto jak kto, ale pan powinien wiedzieć, inspektorze”… Szczęśliwie mandatu nie zapłaciłem ani razu.

Rozmawiała Teresa Zuń

Redakcja poleca

REKLAMA