Jestem zazdrosna o swojego partnera. Wiem, że on mnie nie zdradzi i rozumiem, że mogą mu się podobać inne kobiety, bo to u mężczyzn normalne (chociaż nieraz mi przykro z tego powodu). Jednak ja okazuję swą zazdrość z głupiego powodu, gdy inne dziewczyny „podbijają” (zalecają się) do mojego chłopaka. Na przykład ostatnio była u nas w domu sytuacja, że lokatorka chodziła w samym ręczniku lub w samej bieliźnie po domu. Mój ukochany jej nie widział, ale myśl, że mógłby ją zobaczyć nawet przypadkiem nie dawała mi spokoju. Wobec lokatorki jestem miła (naprawdę darzę ją sympatią). Wcześniej ta lokatorka zachowywała się neutralnie w stosunku do mojego partnera, ale ostatnio szuka wymówek i okazji, by z nim porozmawiać. Sypia w salonie, a gdy my wychodzimy wcześniej do pracy, ona również wcześnie wstaje (nawet gdy ma wolne lub idzie później do pracy), choć zwykle lubiła pospać.
Czytałam, że zazdrość może brać się z niskiej samooceny. Takową też mam, ale szukałam wielu sposobów, by poprawić ją sobie, lecz nic nie pomagało.
Pracuję za granicą i nie mam szansy na podjęcie terapii psychologicznej. Proszę mi polecić jakieś wskazówki, jak hamować w sobie tę zazdrość bądź jak polepszyć swoją samoocenę? Dziękuję i pozdrawiam. Magdalena.
Odpowiedź psychologa:
Pani Magdaleno, tacy jesteśmy jacy myślimy że jesteśmy... te słowa przyszły mi do głowy, gdy przeczytałam Pani maila. Zestawia Pani przeżywaną zazdrość i jej związek z niskim poczuciem własnej wartości. Z Pani maila wynika, że to dobry trop. Nasze przekonania dotyczące nas samych mają swoje źródło w dotychczasowych doświadczeniach, które niosą ze sobą informacje, kim jesteśmy, na co nas stać, co potrafimy, czego nie umiemy, jak świat nas spostrzega, co mówią i jak traktują nas inni.
Na ogólny obraz siebie składają się liczne doświadczenia życiowe zarówno dobre, jak i niedobre. Dobre umacniają wiarę w siebie, niedobre ją podważają. W rezultacie wielu niespełnionych pragnień i oczekiwań tracimy pewność siebie, chwieje się nasze poczucie własnej wartości. Gdy w trudnych momentach życia, po kolejnych porażkach, mamy obok siebie osobę lub osoby, które nas pocieszają, dodają otuchy, starają się pomóc, wtedy nasza samoocena nie legnie w gruzach. Jeśli natomiast narażeni jesteśmy na bezwzględny krytycyzm czy surową ocenę, bywa gorzej.
Budujemy swoją samoocenę „przeglądając się” w lustrze opinii wypowiadanych pod naszym adresem od początku naszego istnienia. Tak rodzą się przekonania na swój temat. Bywa, że zniekształcają nam obraz siebie na wiele lat. Być może niska samoocena, o której Pani pisze jest rezultatem tych „krzywych zwierciadeł”. Droga do uleczenia się z negatywnej samooceny wiedzie m.in. poprzez robienie rzeczy, które powodują, że dana osoba będzie z siebie dumna. Pomogą jej ludzie, którzy potrafią to zauważyć, docenić, pochwalić. Choćby po to aby się upewnić, że ta duma jest uzasadniona. To najlepsza afirmacja dla osoby, która czuje się „do niczego”, „gorsza od innych”. To najlepszy sposób na powolne wydobywanie się z „dołka” psychicznego. Proszę rozejrzeć się wokół siebie i stworzyć własną grupę samopomocową złożoną z osób Pani życzliwych, które lubią Panią, do których ma Pani zaufanie. Być może jedną z nich jest Pani partner.
A lokatorka? Może warto zwrócić jej uwagę na zachowania, które wzbudzają Pani niepokój.
Polecamy: Czy zazdrość ma płeć?