Dlaczego chcemy być sławni?

Dlaczego chcemy być sławni?/ fot. Fotolia
Powodów, dla których chcemy być sławni jest nieskończenie wiele. W każdym przypadku żądza sławy poparta jest innymi, indywidualnymi pobudkami. Do najczęściej jednak wymienianych należą: możliwość wchodzenia w ogromną ilość stosunków seksualnych, wieczność, bogactwo czy chęć bycia idolem innych osób.
/ 16.11.2011 11:19
Dlaczego chcemy być sławni?/ fot. Fotolia

Być sławnym, by uprawiać seks i reprodukować DNA

Bliżej nieokreślony dziennikarz miał zapytać równie nieokreślonego gwiazdora filmowego, dlaczego postanowił on zostać aktorem. „Ponieważ było mnóstwo ładnych dziewcząt, które chciałem pieprzyć” – miała brzmieć odpowiedź. Z punktu widzenia socjobiologii, pisze Giles, życie polega na dążeniu do reprodukcji DNA i większość ludzkich zachowań powinniśmy interpretować z tej perspektywy. Popularność daje nam zatem możliwość wchodzenia w ogromną liczbę interakcji potencjalnie prowadzących do stosunku seksualnego – to kolejna teoria. Dodatkowo sława, podobnie jak np. bogactwo, może być postrzegana jako rekompensata pewnych biologicznych niedostatków.

Sławny, a więc wieczny

Bardzo interesującą koncepcję Giles podaje za amerykańskim psychologiem Erykiem H. Eriksonem. Jest on twórcą teorii „ośmiu stadiów człowieka”, spośród których siódme, charakteryzujące wiek średni, wiąże się z wewnętrznym konfliktem pomiędzy troską i potrzebą sprawowania pieczy nad kolejnym pokoleniem (Erikson nazywa ten impuls generatywnością) a zajęciem się po prostu sobą. Sława może stanowić pewien złoty środek: daje możliwość zrobienia czegoś dla samego siebie, ale idąca z nią zwykle w parze pewna symboliczna nieśmiertelność pozwala także na pozostawienie czegoś dla przyszłych generacji. Chociaż teoria ta tłumaczy jedynie ewentualny pociąg do sławy u ludzi w średnim wieku, to przy okazji kładzie też fundamenty pod inną, o której dalej.

Sława jest motorem do pracy

Zygmunt Freud nigdy nie pisał o sławie w sposób bezpośredni, jednak – jak zauważa Giles – sugerował, że to właśnie ona, razem z bogactwem i romantyczną miłością, motywowała artystów do ich pracy. W Kulturze jako źródle cierpień Freud opisał koncepcję sublimacji, wedle której – upraszczając do niezbędnego minimum – wszelka aktywność kulturowa powstała w rezultacie przesunięcia na nią popędu seksualnego człowieka. Dlaczego mielibyśmy tak czynić?

Według Gilesa, kultura zaoferowała ludziom pewną „iluzję nieśmiertelności”, dostępną właśnie pod postacią sławy. Dotychczasowa możliwość replikacji poprzez biologiczną reprodukcję otrzymała alternatywę w postaci replikacji kulturowej. Trafnie ujęła to Irene Cara w piosence Fame – „Sława”, śpiewając: I’m gonna live forever – „Zamierzam żyć wiecznie”.

Zobacz także: Jak wyeliminować stres w pracy?

Kopia i oryginał

Jak przekonuje Giles, technologia wytwarzana przez człowieka, intencjonalnie bądź nie, zawsze była w tym celu wykorzystywana. Monety czy portrety stanowiły tylko preludium do wynalezienia fotografii, „chemicznego i fizycznego procesu dającego naturze możliwość reprodukowania samej siebie”, jak opisał ją Louis Jacques Daguerre, twórca dagerotypii, jednej z pierwszych technik fotografii. Film i telewizja sprawiły, że odróżnienie oryginału od kopii stało się już prawie niemożliwe.

„Przez pół godziny mogłeś mieć Tony’ego Hancocka w swoim salonie – i nie tylko wizualną reprezentację Tony’ego Hancocka, ale także reprezentację chodzącą, rozmawiającą, (prawie) trójwymiarową, dostatecznie przekonującą, że to jest Tony Hancock [...] – pisze Giles. „Nic dziwnego, że tak wielu z nas chce być sławnymi” – puentuje.

Czy „boom” na celebrytów ma związek z osłabieniem siły religii na świecie?

Autor na poparcie swojej teorii przytacza spostrzeżenia Lea Braudy’ego, według którego w społeczeństwach, gdzie wiara w życie wieczne związane z religią była bardzo silna (a więc nie istniała konieczność zapewnienia sobie nieśmiertelności inną drogą), np. w zdominowanym przez chrześcijaństwo średniowieczu, gorączka sławy traciła na sile. Analogicznie np. w starożytnym Rzymie, gdzie co prawda istniała koncepcja życia po śmierci, ale była o wiele słabsza niż chrześcijańska, żądza famy była powszechniejsza.

Zobacz także: Wiara – jaka rolę pełni na starość?

Idąc tym tropem, można by przyjąć, że współczesny „boom” na celebrytów koreluje z osłabieniem się wiary religijnej w świecie Zachodu w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Jeszcze inny argument Gilesa opiera się na dość trafnej obserwacji, iż w sztuce, najpowszechniejszej chyba metodzie osiągania tej symbolicznej nieśmiertelności (w przeciwieństwie do polityki czy sportu, poddanym o wiele większym represjom), mamy do czynienia z nadreprezentatywnością homoseksualistów, dla których przeważnie jest to jedyny sposób umożliwiający zachowanie swojej jednostkowej „esencji”.

Fragment pochodzi z książki „CeWEBryci – sława w sieci” Michała Janczewskiego (wydawnictwo Impuls, 2011). Publikacja za zgodą wydawcy.

Redakcja poleca

REKLAMA