„Podczas seksu w maseczce myślałam, że się uduszę. Ale kredyt sam się nie spłaci”

prostytucja podczas epidemii koronawirusa fot. Adobe Stock
Sandra ma 30 lat i jest prostytutką. Na potrzeby publikacji nie prosiła nawet o zmianę swoich danych. Zaśmiała się tylko, że to „popularne imię w branży, więc i tak nikt jej nie rozpozna”. Chciałyśmy rozmawiać z nią o tym, jak mocno jej budżet ucierpiał na ograniczeniach związanych z epidemią koronawirusa. Szybko się jednak okazało, że temat materiału będzie zupełnie inny. Bo Sandra nie dość, że podczas obostrzeń wiele nie straciła, to teraz zyskuje z nawiązką.
/ 06.06.2020 15:25
prostytucja podczas epidemii koronawirusa fot. Adobe Stock

Sandrę znalazłyśmy na popularnym serwisie z ogłoszeniami towarzyskimi. Zgodziła się na wideorozmowę i na to, żeby spisać jej wypowiedzi na temat prostytucji w czasach koronawirusa.

Wynegocjowałam klasyczny seks zamiast oralnego, żeby było bezpieczniej

Czy nie przychodzili do mnie podczas epidemii? A czy wychodzili po chleb, mleko, leki przeciwbólowe i papier toaletowy? Seks to jest podstawowa potrzeba fizjologiczna. Tak jak jedzenie czy spanie. To tylko oficjalnie prostytutki nie miały klientów. Zresztą, oficjalnie to nawet nasz zawód nie istnieje. A ja nie znam dziewczyny, która przy epidemii nie miałaby co do garnka włożyć. No, chyba że jest kiepska w te klocki, ale takie to nawet i bez epidemii mało zarabiają…

Na początku, gdy usłyszałam o różnych ograniczeniach, byłam załamana. Ale dosłownie za pół godziny dostałam SMS-a od stałego klienta. Chciał wpaść na dobry oral, jak co sobotę. Trochę się wahałam, co odpowiedzieć. Spytałam czy się nie boi. Odpisał, że epidemia nic nie zmienia, bo jego żona i tak nie chce go tknąć nawet małym palcem.

Wynegocjowałam klasyczny seks zamiast seksu oralnego – uznałam, że wtedy możemy być w maseczkach i będzie trochę bezpieczniej. Dezynfekcja rąk, dokładny prysznic, no i te cholerne maseczki. W trakcie myślałam, że się uduszę. Jakoś przetrwałam, uznałam że pewnie teraz z pracą będzie trudno, nie ma co wybrzydzać. Może nawet bardziej go podniecało moje sapanie, a kredyt się sam nie spłaci.

Tym bardziej że drugi stały klient, który zazwyczaj spędzał ze mną w sobotę kilka godzin w najróżniejszych konfiguracjach, wysłał SMS-a że odwołuje rezerwację, bo się nie wyrwie. Brak pretekstu przed żoną – niby logiczne, bo nie wolno się przemieszczać. Trochę próbowałam go skusić fotkami w bieliźnie, bo żałowałam tylu pieniędzy, ale i tak nie dało rady.

Przez parę dni naprawdę była posucha. Cisza. Oglądałam seriale i miałam wizję wielu miesięcy bez zarobku. Już się bałam, że będę musiała zacząć zarabiać na seks-kamerkach, a do tego nigdy w życiu bym się nie zniżyła. Zupełnie nie moja liga. Ja cenię sobie realny kontakt z drugim człowiekiem. Nie dla mnie robienie z siebie głupiej w Internecie.

Ale klienci szybko zaczęli się odzywać. I ci, znudzeni siedzeniem w domu z własnymi partnerkami, które nie zamierzały się przesadnie zajmować swoimi facetami nawet podczas przymusowej izolacji. I ci, którzy są samotni, a tinderowe randki nie wchodziły wtedy w grę. I ci, którzy zazwyczaj korzystali z usług innych dziewczyn, które teraz bały się przyjmować klientów i odmawiały.

Dbałam o bezpieczeństwo – każdemu mierzyłam temperaturę

Ja nie byłam wybredna. Przecież kasjerki w markecie też cały czas musiały mieć kontakt z ludźmi. Nie chciałam tylko przyjmować pracowników medycznych, ale w sumie nie pytałam też nikogo pierwsza o zawód. No i oczywiście dbałam o swoje bezpieczeństwo – każdemu mierzyłam temperaturę i przed wizytą pytałam, czy nie ma objawów przeziębienia. Wypracowałam sobie własne procedury.

Dobrze na tym wyszłam, bo koronawirus nie zrujnował mnie finansowo. Ja przecież nie mogłam zawiesić w ZUS-ie działalności, dostać przestojowego, albo skorzystać z tarczy antykryzysowej…

Teraz za to zaczęły się prawdziwe żniwa. Podniosłam ceny, bo klienci ciągle chcą się umawiać. Doszła mi teraz kolejna grupa – ci wyposzczeni, którzy bali się umawiać przy wszystkich obostrzeniach. Teraz myślą o seksie jak szaleni. Jeden, nazwijmy go Zenek, był u mnie 4 razy w ciągu jednego tygodnia. Jeszcze w trakcie seksu pytał, o której jestem wolna kolejnego dnia. Tyle lat w zawodzie, a już dawno nie miałam tak, żeby mieć problemy z chodzeniem.

Naprawdę mam poczucie, że robię dobrą robotę. Ja się niczego nie wstydzę, mogę wystąpić pod prawdziwym imieniem, możecie nawet dać link do ogłoszenia, miałabym od razu reklamę. Kiedyś chciałam studiować psychologię, być terapeutką, ale trochę nie wyszło. A w sumie wyszło, bo jestem jakby to ująć – taką terapeutką penisów, żeby wulgarnie nie było.

Czytaj więcej ciekawych artykułów:
Mój mąż podoba się innej i nie przeszkadza mi to
Tinder służy mężczyznom do jednego. Wiem, bo tak zdradza mnie mój mąż
Całowanie to nie zdrada - tak uważa wielu mężczyzn

Redakcja poleca

REKLAMA