Tym, którzy chcą poznać prawdę o mężczyznach, proponujemy bestseller amerykańskiej dziennikarki Nory Vincent, która w 2003 roku zrezygnowała z pracy, aby zebrać materiały do książki „ "Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem” (tyt. oryg.: „Self-Made Man. One Woman’s Journey into Manhood and Back Again”). Autorka na osiemnaście miesięcy - dzięki pomocy charakteryzatorki, trenera z siłowni i zastosowaniu paru pomysłowych gadżetów - zamieniła się w mężczyznę. Tak powstała jedna z najbardziej kontrowersyjnych książek-reportaży, która ukaże się tej jesieni w Polsce. Zachęcamy do lektury fragmentu dotyczącego zakamarków świata męskiej seksualności:
Przyciągnęła mnie do siebie, zbliżając drobne piersi do moich policzków, a następnie, poruszając ramionami, zaczęła nimi bujać na boki. Prawdopodobnie na jej ustach zagościł szczery uśmiech. W końcu postawiła nogę na moim kolanie, wdusiła w nie piętę i odsłoniła zatknięty przy kostce zwitek banknotów, żebym mogła dołożyć składkę.
– Teraz – rozkazała.
W ten sposób zostałam wprowadzona w podstawy seksualnego wymiaru psychiki mężczyzny, której większość kobiet nie zna albo nie chce znać. Ale niby jak miałyby się czegoś dowiedzieć? Wątpliwe, aby partnerzy czy mężowie specjalnie im się zwierzali nawet z tego, co robili za czasów kawalerskich. To dla nich zbyt wstydliwy temat lub, co pewnie bliższe prawdy, zbyt poważne konsekwencje mógł za sobą pociągać. Jeżeli mężczyzna przyznaje się do wizyty w klubie ze striptizem, może stracić w oczach wielu kolegów, a jeżeli jeszcze stwierdzi, że dobrze się bawił albo że zaspokoił swoje potrzeby seksualne w pokoju na zapleczu, zdyskredytuje się jeszcze bardziej. Właśnie dlatego mężczyźni, których poznałam, nie opowiadali nigdy swoim kobietom o takich norach ze striptizem czy popędzie seksualnym, który mieli zamiar w nich zaspokoić.
(...)
– Czego większość mężczyzn szuka u kobiet? Nie chodzi o to, aby znaleźć miłą osobę. Nie szukamy kogoś, kto wychowa nasze dzieci. Nie szukamy kogoś, kto zakasze rękawy, będzie ciężko pracować i przyniesie do domu pieniądze. Facet szuka kobiety, która będzie się z nim pieprzyć. W dziewięćdziesięciu pięciu procentach tak wygląda motywacja mężczyzny szukającego kobiety. I nie ma się z czego tłumaczyć.
(...)
Czasami nawet szacownym mężczyznom prowadzącym stateczne życie krążą po głowie dzikie, kosmate myśli, skrywane jak najdalej od miłości i towarzyszącej jej odpowiedzialności związaną z rolą ojca i męża. Jakże mogłoby być inaczej? Choć mężczyźni bardzo by tego chcieli, popędy i żądze nie znikają z chwilą zawarcia związku małżeńskiego. Wyłącznie za sprawą społecznego mitu, a może życzeniowego myślenia kobiet moglibyśmy uznać, że jest inaczej. W rezultacie mężczyzna i kobieta muszą się sami uporać z brutalną rzeczywistością, raniąc się przy tym nawzajem, jako że konflikt między pierwotną męską seksualnością a cywilizowaną rolą mężczyzny bywa trudny do rozwiązania.
Korzenie idei klubów striptizowych oraz myśli i uczuć, dzięki którym istnieją, sięgają samego dna mrocznej męskiej seksualności, którego wielu mężczyzn dotyka przynajmniej jedną nogą. Nieważne jak wysoko pnie się w cywilizowanym świecie, nieważne jak wytwornie, jak mądrze i jak bystro spogląda z wyżyn swojego wieku i dokonań – statystycznemu facetowi z tyłu głowy bez przerwy odtwarza się pornol. A im bardziej wykształcony, zaangażowany w politykę i wyrafinowany, tym bardziej wstydzi się tych niskich skłonności.
Nawet najbardziej poczciwi i moralni mężczyźni, z którymi rozmawiałam o upodobaniach seksualnych, wspominali często o siedzącym w nich satyrze, pozwalającym – szczególnie w młodzieńczym obłędzie pierwotnej potrzeby pieprzenia się – robić rzeczy, których się później wstydzili.
– Pamiętam, że na studiach chodziłem do łóżka z kobietami, których nie znałem i, co gorsza, nie chciałem znać – opowiadał Ron, absolwent jednego z najbardziej prestiżowych i elitarnych uniwersytetów w USA, człowiek pióra zarabiający na życie w świecie znaków. – Czułem się okropnie, widząc, do czego zmusza mnie ciało. Większość kobiet rzucałem bez większych ceregieli i dziś mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Traktowałem je okropnie, ale zmuszało mnie do tego chorobliwe pragnienie ulżenia sobie.
(...)
Gina była niewielkiego wzrostu, w porywach metr pięćdziesiąt. Pomijając biust o rozmiarze podwójnego D, miała budowę szesnastoletniej gimnastyczki. (...) Kiedy zapytałam, dlaczego pracuje, skoro nie dla pieniędzy, odpowiedziała po prostu: „Kocham mężczyzn”. Nawet jeżeli rzeczywiście na początku kariery darzyła ich sympatią, w co i tak wątpiłam, trudno uwierzyć, aby to nastawienie mogło wytrzymać próbę czasu akurat w tym barze. To tak, jakby powiedzieć, że wybrało się zawód koronera, ponieważ lubi się towarzystwo ludzi.
Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej uderzała mnie nie tyle jej rzekoma miłość do mężczyzn, co wyraźne obrzydzenie wobec kobiet. O kobiecych narządach płciowych mówiła tak, jakby to były śmieci. Uważała je za coś odrażającego. Nie czuła obrzydzenia do zaspokajanych przez siebie mężczyzn, wręcz przeciwnie – zastanawiała się, dlaczego oni nie żywią tego uczucia do niej. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ktokolwiek miałby marzyć o zbliżeniu się do kobiecego krocza nawet na kilometr. Ciągnęła dalej ten temat, ale chyba za długo. (...)
Nie zdziwiłam się, że przepełniała ją odraza do siebie – wszyscy ją tam czuli – jednak gwałtowność, z jaką wyrażała awersję do kobiecej anatomii oraz jej nieprzemijająca miłość do rodzaju męskiego skłoniły mnie do uznania, że usilnie starała się w ten sposób zatrzeć jakieś traumatyczne wydarzenie z przeszłości albo nie dopuścić do siebie tego, co naprawdę myślała o swoim obecnym życiu. Uznałam jednak, że nie można tych rzeczy rozdzielać.
Nie pozwalała ani mnie, ani innym klientom odgadnąć, co naprawdę myśli. Oszukiwanie się stanowiło składnik biznesu, nieodłączną część przedstawienia, które obie strony odgrywały przed sobą. Nikt nie przychodził tu w poszukiwaniu rzeczywistości. Wszyscy chcieli od niej jak najdalej uciec. Możliwe, że mężczyźni (zapewne wielu z nich) czuli się w tej knajpie jak w świecie z bajki. Rzeczywistość wyglądała dokładnie odwrotnie: prawdziwie i ohydnie, bo na samym jej dnie znajdowały się rozstępy na brzuchach tancerek i wysłużone kanapy...
Norah Vincent
Powyższy fragment pochodzi z książki:
Norah Vincent „Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem”, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2006