Amerykanie przez lata żyli w błogiej nieświadomości sądząc, że Zinfandel jest rdzennym szczepem amerykańskim. Aby tą tezę uwiarygodnić (bądź podważyć) w latach 90-tych ubiegłego wieku zaczęto prowadzić badania genetyczne. Okazały się one tak skomplikowane, że „Archiwum X” może się przy nich wydawać łatwym do zrozumienia serialem.
W poszukiwaniu korzeni
Najpierw okazało się, że zin należy do europejskiego gatunku vitis vinifera więc niejako z definicji nie może pochodzić ze Stanów. Zaczęto więc szukać – skąd mógł przywędrować. Tropy prowadziły do Pugli, a konkretnie do szczepu Primitivo. Badania wykazały, że choć rzeczywiście istnieje podobieństwo pomiędzy badanymi szczepami, to o identyczności jednak nie da się mówić. Żeby było zabawniej pomysłowi Włosi nim jeszcze ukazały się wyniki badań, zaczęli eksportować swoje Primitivo do USA nazywając je „włoskim Zinfandlem”. Bardziej szczegółowe badania dowiodły sprawy wyjątkowo bolesnej dla Włochów. Otóż ustalono, że Primitivo jest klonem Zinfandla!
Polecamy: Wino premierów - Barolo
Ślad w Chorwacji
Następne ślady prowadziły za Adriatyk, a konkretnie do Chorwacji. Wykazano duże podobieństwo pomiędzy zinem a odmianą Plavac Mali. Czy tym razem trafiono? Prawie. Plavac Mali okazał się kolejnym „synem” Zinfandla, tym razem „poczętym” przy współudziale odmiany Dobricic. Choć jeszcze nie znaleziono odpowiedzi, to udało się zawęzić obszar poszukiwań.
Zaskakujące rozwiązanie
Naukowcy z Chorwacji odnaleźli niezwykle rzadki szczep Crljenak kastelanski znany również jako Pribidrab. I to był strzał w dziesiątkę. Genotypy obu odmian identycznie się pokryły. Byliśmy więc już w połowie drogi. Należało odpowiedzieć czemu amerykańska winorośl przybrała tajemnicze imię i wywędrowała za ocean. Okazało się, że Zinfandel wyruszył za Wielką Wodę nie z Włoch, nie z Chorwacji, tylko... z Austrii. Sadzonki przywiózł do Stanów George Gibbs z wiedeńskiej szkółki. I wtedy, prawdopodobnie przez niedopatrzenie, został ochrzczony mianem austrian Zierfadler.
Gorączka złota i wino
Szczep rozprzestrzeniał się w iście amerykańskim stylu. Pomogła mu w tym Gorączka Złota w połowie XIX wieku. Poszukiwacze zużywali ogromne ilości drewna i drutu potrzebne przy poszukiwaniach. Zinfandel bez problemu obywał się bez umocnień, zresztą w starych kalifornijskich winnicach wciąż można spotkać takie krzewy. Ponadto z pewnością pomogło mu pragnienie poszukiwaczy złota. W latach 80-tych XIX wieku był już głównym graczem w dolinach Napa i Sonoma. Zadomowił się do tego stopnia, że to właśnie z niego wyrabiano wino w domowych warunkach podczas prohibicji.
Wino piknikowe
Zinfandel zaczął nieco tracić uznanie w oczach Amerykanów na rzecz odmian europejskich dopiero w latach 80-tych XX wieku. Wymyślono wtedy coś zupełnie genialnego. Stworzono wina idealne dla naprawdę masowego odbiorcy: lekkie, łatwe, z niską zawartością alkoholu i śladowymi taninami, z wyraźnymi aromatami owoców, a do tego różowe. Dla zmylenia nazwano je White Zinfandel. Te piknikowe wina do tego stopnia usamodzielniły się, że wielu myślało, że White Zinfandel to osobna odmiana. Królowały one i w Polsce po odzyskaniu suwerenności. Z jednej strony wprowadzały nas w trudny świat win, a z drugiej strony ugruntowały nieprawdziwy mit Kalifornii jako ziemi produkującej „cienkusze”.
Czytaj także: Kolory wina
Tymczasem klasyczny, czerwony Zinfandel potrafi dać wina wyjątkowo mocne z porządną strukturą. Najczęściej wyczujemy w nim nuty malin, jeżyn, śliwek, smażonego dżemu, a także akcenty ziołowe i kwiatowe.