Już od lat Pierwsze Komunie coraz bardziej przypominają mini wesela, a problem z każdym rokiem narasta. Dziewczynki wyglądają jak małe panny młode, z wyszukanymi fryzurami, eleganckimi kreacjami, a nawet starannym manicure, makijażem i... opalenizną. To nie miejska legenda - raptem kilka dni temu widziałam na facebookowej grupie zapytanie o to, w którym solarium pracownice nie będą robić problemów i przyjmą dziewczynkę, której matka chciałaby zafundować na ten wyjątkowy dzień sztuczną opaleniznę. Oczywiście wszystko musi pięknie się komponować z (teoretycznie) niewinną bielą pierwszokomunijnej sukienki.
Wiele parafii decyduje się na jednakowe stroje, zalecając ubranie dziewczynek i chłopców w skromne alby. To jednak wcale nie studzi zapału - w końcu nawet wtedy można poszaleć z makijażem, zamówić wyróżniający się wianek, a może i wynająć dla dziecka... bryczkę (przypominającą baśniową karetę), którą będzie mogło uroczyście podjechać do kościoła. Z drugiej strony, mamy w kontrze coraz silniejszy obóz tych, którzy dzieci do komunii nie wysyłają, a organizują pociechom samo przyjęcie bez sakramentu, tak aby nie czuły się pokrzywdzone w grupie rówieśników - głównie brakiem pierwszokomunijnych prezentów.
A gdzie w tym wszystkim sens tej uroczystości?
Ze wzruszeniem wspominam opowieści mojego dziadka, gdy za całą imprezę komunijną służyło wspólne wyjście na oranżadę (rarytas pity pierwszy raz w życiu), a jedynym prezentem mogła być co najwyżej książeczka do nabożeństwa. Oczywiście, były to trudne czasy powojenne, mam więc nadzieję, że nigdy nie wrócą - chociaż jak pokazuje przykład naszych sąsiadów, nawet w XXI wieku działania wojenne nie są wcale abstrakcją.
fot. Adobe Stock, EVOGRAF.MX
Nie chodzi tutaj o dążenie do ascetyzmu i namawianie dziecka do ekscytacji z powodu oranżady i książeczki do nabożeństwa, ale o chwilę refleksji, czy to aby nie rodzice napędzają większość konsumpcyjnej otoczki wokół teoretycznie dziecięcej uroczystości? Czy to nie dorośli wpajają dzieciom, jak ważna jest w tym dniu nienaganna fryzura i festiwal najdroższych prezentów? Czy jest w ogóle sens, by dziecko przyjmowało sakrament tylko po to, żeby urządzić mu wystawne przyjęcie, a sąsiedzi byli pod wrażeniem?
Jeśli szukasz w tym poradniku uniwersalnej recepty na to, jak nie popaść w szalony obłęd przygotowań, muszę cię rozczarować - ona po prostu nie istnieje. Wszystko jak zwykle rozbija się o zwykły, zdrowy rozsądek i umiejętność nieulegania presji innych. Przemyśl dobrze kwestię mądrych prezentów na komunię - jako rodzic masz na to wpływ, tym bardziej że goście z pewnością będą wypytywać, co kupić. Oczywiście, co roku na komunijnej liście TOP wysoko plasują się quady i elektroniczne gadżety, ale może twoje dziecko ucieszyłoby się z mikroskopu, teleskopu albo innego nietypowego prezentu, które rozwinie jego umiejętności? W ramach oderwania od ekranów, świetnie sprawdzi się też trampolina ogrodowa, na którą goście mogą się złożyć.
Przypomnij sobie dzień własnej Pierwszej Komunii. Co z niego pamiętasz po latach? Czy radość, że w jednym miejscu zgromadziły się najbliższe ci osoby? Czy dumę, że teraz uczestniczysz w niezwykle tajemniczym wydarzeniu? Czy tremę przed publiczną recytacją wierszyka? A może zazdrość, że koleżanka z ławki obok ma wianek z żywych kwiatów? Zastanów się, co ma w przyszłości wspominać twoje dziecko. Przygotowanie do Pierwszej Komunii nie zaczyna się kilka dni przed uroczystością, a wiele lat wcześniej. W wartościach, które wpajasz swojemu dziecku. W tym, że lepiej byłoby być, niż mieć. W tym, że presja grupy nie jest najważniejsza, a swoim statusem materialnym wcale nie warto się popisywać przed innymi.
Obok zakupu butów, przymiarek sukienki i wyboru menu na komunię, pamiętaj również o przygotowaniu duchowym. Porozmawiaj z dzieckiem o tym, co to jest Komunia Święta, a także poćwiczcie razem pieśni komunijne.
Czytaj także:
Książka na komunię - przegląd wartościowych propozycji
Cytaty na komunię - z Pisma Świętego i inne