Porody rodzinne są modne. Tak modne, że ten, kto pozostaje „retro” wytykany jest palcami jako wsteczniak i ignorant. A tymczasem…
W zderzeniu z całą demagogią i filmową romantyką oddychających i prących tatusiów, którzy przecinają pępowinę stając się bohaterami narodu, jest całkiem pokaźny zestaw argumentów przeciw, na których się dziś subiektywnie skupimy. Bo choć pary rozpływają się najczęściej w zachwytach nad tym niebiańskim doświadczeniem ginekologicznym, powstaje pytanie: czy mają faktycznie jakiś wybór?
Co z tradycją?
Dlaczego przez ponad dwa tysiące lat dobrze udokumentowanej historii ludzkości praktykowano małżeństwa, wspólne wychowanie potomstwa, monogamię i ojcowską miłość na miarę Kochanowskiego, a jednak do porodu nikt nigdy faceta nie zapraszał? Bo to nienaturalne. Bo rolą kobiety jest donoszenie i sprowadzenie na świat dziecka, a w razie powodzenia, dumny ojciec ma teraz obowiązek i troskę zadbać o chleb na stole i dobrą radę na życie. Zaangażowanie w proces krwawego wypychania latorośli na świat jest dla mężczyzny z punktu widzenia natury tak wrodzone jak asystowanie przy zmienianie tamponów. Czy do tego dążymy?
Co z panami?
Nowoczesny modny tatuś jest często metroseksualny, chętnie pierze, gotuje i idzie na urlop rodzicielski. Szczerzy się do obiektywu na sesji z brzuszkiem i chodzi douczać się do szkoły rodzenia. Po nocach zaś nie marzy o niczym innym niż akcji porodowej własnej partnerki. Weźmy wszak pod uwagę, że faceci na świecie, dzięki Bogu, są wciąż różni i zdarzają się jeszcze tacy, którzy przychodzą spoceni na gotowy obiad, zarabiają na dom, a w wolnych chwilach lubią iść z kumplem na piwo albo gokarty. A mimo wszystko kochający z nich mężowie, świetni kochankowie, a później także wspaniali ojcowie, którzy śnią wszak o pięknych Azjatkach, a nie pępowinie. Tacy mężczyźni mają przywilej i prawo na porody nie chodzić i naciski ze strony mamuś oraz służby zdrowia są tutaj jakby „faux pas.”
Co z kobietami?
Statystyczna kobieta ma prawo bać się porodu, czuć się bezbronna, przerażona, słaba, pragnąca wsparcia. Ale statystyczna kobieta nie lubi też być widywana przez ukochanego w rozwojowym stadium poczwarki, która spocona, rozwrzeszczana, nieumalowana wyciska z siebie potomstwo. To krępuje, nawet jeśli on widział ją już bez makijażu. Poza tym, niech rękę podniesie ta, która na co dzień nie ma poczucia, że facet zawsze wie lepiej - którędy jechać, co kupić, jak postępować w pracy. Czy obecność mądrali, który będzie pouczał jak oddychać i kiedy przeć naprawdę jest czynnikiem uspokajającym? Czy w obliczu bólu, skurczów i zmęczenia ktoś trzymający za rączkę i dający dobre rady jest faktycznie spełnieniem marzeń?
Co z seksem?
Jeśli pierwsza myśl przychodząca wam do głowy, to że nikt nie myśli seksie w kontekście cudu nowego życia, to gratulujemy i dziękujemy za uwagę. Normalni ludzie mają po ciążowych wertepach wszak zwykle nadzieję, że sześć tygodni po porodzie podejmą tą piękną fizjologiczną czynność okazywania sobie miłości. I teraz pytanie zasadnicze - czy facet, który damskie waginy ogląda na monitorze w wersji ogolonej, śliskiej i apetycznej po ujrzeniu trzykilogramowego stworka przepychającego się przez coś, co kiedyś służyło rozkoszy, a teraz kojarzy się z weterynarią, ma szansę na rychłą erekcję? Impotencja poporodowa nie jest zjawiskiem częstym, ale opisanym, zaś przypadków, kiedy po porodzie tatusiowi się nagle odechciewa… na pół na roku są autentycznie miliony.