Nadeszła długo przez wszystkich oczekiwana wiosna. Słoneczko tak mocno przygrzewało, że aż ptaki i kwiaty wyciągały w górę swoje łebki. Przyroda budziła się do życia. Dzieci uśmiechnięte wybiegły na dwór, ciesząc się ciepłem i zielenią traw. Wszystkie place zabaw po brzegi wypełniły się radosnym krzykiem, a zwierzęta w zoo znów miały się przed kim popisywać.
W pewnym domu mieszkała dziewczynka, która pomimo wszystkich atrakcji związanych z tą piękną porą roku zamęczała swoich bliskich ciągłym: „Nudzi mi się!”. Rodzice i starsza siostra przez okrągły dzień proponowali jej ciekawe zabawy i podsuwali pomysły na to, jak przyjemnie wykorzystać wolny czas. Dziewczynka, która tak strasznie się nudziła, miała sześć lat i piękne imię – Julia.
Pewnego dnia Julia wstała później niż zwykle, ponieważ właśnie zaczęła się przerwa wiosenna. Przed dziewczynką było więc kilka wolnych dni. Kiedy tylko Julia zeszła na śniadanie do kuchni, mama zapytała:
– Jak, kochanie, chcesz spędzić dzisiejszy dzień? Na dworze jest tak pięknie!
Dziewczynka spojrzała tylko na mamę i westchnęła głęboko.
– Chyba nie będziesz tylko wzdychać do wieczora?
– Ale co ja mam robić? – zapytała jak zwykle Julia.
– Może pójdziesz z koleżankami na łąkę? Albo pojeździsz na rowerze? Mogłabyś jeszcze posadzić rzodkiewkę lub fasolkę jak w zeszłym roku – doradzała mama.
– Mamusiu, ale to wszystko jest strasznie nudne – odpowiedziała zniechęcona dziewczynka. Propozycje mamy wcale jej nie odpowiadały. – Nie ma nic ciekawego, co można by dziś robić – marudziła dalej Julia.
Ponieważ mama tylko pokręciła głową, dziewczynka poszła do swojego pokoju pobawić się lalką. Jednak już po dziesięciu minutach zabawa ją znudziła. Wróciła do saloniku i włączyła bajkę. Niestety, bajeczka również nie zaciekawiła Julii. Z pochmurną miną dziewczynka podeszła do okna i patrzyła, jak jej koleżanki bawią się w berka. Mama, widząc, jak jej córeczka pogrąża się coraz bardziej w nudzie, odłożyła na bok żelazko i powiedziała:
– Nie możesz, kochanie, zachowywać się tak jak pewna mała owieczka, bo inaczej staniesz się szybko dużą dziewczynką, która nigdy nie była dzieckiem. A przecież musisz być najpierw małym dzieckiem, aby dorosnąć. Rozumiesz?
– Niezupełnie... – odpowiedziała Julia.
– Opowiem ci zatem historię tej owieczki – zaproponowała mama.
Zobacz też: Ćwiczenia logopedyczne - dźwięki muzyki
Wysoko w górach wśród innych owiec żyła mała owieczka Gaja. Dobrze jej było mieszkać z daleka od miasta. Dookoła były tylko lasy, pola, łąki i pastwiska. Mała owieczka wiodła więc szczęśliwe życie wśród innych wesołych owieczek. Zawsze przy stadzie był duży biały pies pasterski – Bary. Bary był dobrym przyjacielem wszystkich owiec, dlatego martwił się, widząc, że Gaja nie chce się bawić z innymi. Mała owieczka chodziła zawsze sama, a kiedy ktoś proponował jej zabawę, zawsze odpowiadała znudzonym głosem:
– Nie mam ochoty. To strasznie nudne!
Z tego też powodu okropnie się nudziła. Nawet wówczas, gdy przychodził gospodarz i pod opieką Barego wypuszczał wszystkie młode owieczki poza ogrodzenie, aby pobiegały sobie po łące. Młode, rozbrykane owieczki chętnie korzystały z takiej okazji. Na łące było tak pięknie! Wokół rosło mnóstwo kolorowych kwiatów, a parę kroków dalej płynął strumyk. Woda w nim była tak czysta, że owieczki niczym w lusterku przeglądały się w nim codziennie. Codziennie też zauważały, jak się zmieniają i dorastają. Wszystkie, z wyjątkiem Gai, widziały, jak szybko przestają być dziećmi. Bary również to wiedział i żal mu było przyjaciółki.
– Chodź dziś z nami na łąkę! – prosił ją każdego ranka. – Kiedy urośniesz, gospodarz nie pozwoli ci już biegać nad strumyk. Czas mija bardzo szybko! – Pies na próżno tłumaczył owieczce. Gaja za każdym razem odpowiadała:
– To strasznie nudne!
Tak mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Owieczka nie spostrzegła nawet, gdy minęły lato, jesień i zima. Po roku była już całkiem sporą owcą. Pewnego dnia, kiedy gospodarz zaprowadził całe stado na pastwisko, Gaja pomyślała:
– Nareszcie wiosna! Dziś pójdę na łąkę i pobiegnę nad strumyk! Strasznie się wynudziłam przez całą zimę!
Gdy tylko owieczki znalazły się na pastwisku, gospodarz zawołał psa, aby zagonił młode owieczki na łąkę. Gaja pierwsza podbiegła do zagrody. Jakież było jej zdziwienie, gdy nie została wypuszczona poza ogrodzenie pastwiska! Biedna owieczka stała zaskoczona, z żalem patrząc, jak inne owce biegają po łące.
– Dlaczego? – zapytała ze smutkiem.
– Jesteś za duża. Tylko najmłodsze owieczki mogą biegać nad strumień.
Gaja o nic więcej nie pytała. Zrozumiała, że jest już za późno na wesołe brykanie po łące. Żałowała tylko jednego – tego, że gdy była małą owieczką, tak strasznie marudziła.
Polecamy: Bajeczka o lwie, którego nic nie cieszyło
Mama skończyła opowiadać bajkę i zapytała swoją córeczkę:
– Czy teraz, kochanie, rozumiesz, że każdy musi być dzieckiem? A dzieci muszą się bawić. W każdym razie przede wszystkim powinny się bawić.
Julia spojrzała na mamę i zapytała z żalem:
– To znaczy, że jak będę taka duża jak ty, to nie będę mogła się w nic bawić?
– Niezupełnie – tłumaczyła mama. – Będziesz mogła pograć w lotki, pojeździć na rowerze, ale raczej nie pobawisz się lalkami i nie będziesz ganiać motyli z koleżankami. Dorosłych cieszą trochę inne rzeczy niż dzieci. Ja na przykład lubię układać puzzle, ale nie robię już w piasku widoczków z kolorowych szkiełek.
– Ale możesz mi pokazać, jak to się robi? – zapytała niepewnie Julia.
– Oczywiście, córeczko! Kiedy tylko zechcesz – mama uśmiechnęła się i zaraz dodała – ale zaraz potem muszę wracać do prasowania. Sama widzisz, kochanie, że dorośli mają trochę inne zajęcia.
– Wiec chodźmy szybko zrobić te widoczki, bo zaraz urosnę i nie zdążę – zawołała podenerwowana dziewczynka.
– Spokojnie, kochanie. Masz jeszcze dużo czasu – odpowiedziała jej mama.
Bajka pochodzi z książki „Krótkie bajeczki dla chorej córeczki” autorstwa Joanny Moniki Litwin (Oficyna Wydawnicza „Impuls”, 2011). Publikacja za wiedzą wydawcy.