„Żyłem jak w bajce, lecz w końcu moja bańka prysła. Dzieci zawiodły mnie na całej linii i nikt nie poda mi wody na starość”

samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, alfa27
„Moja żona tak szlochała, jakby przeczuwała, że traci Anetkę na zawsze, że już się nie będą widywały, że córka nawet na jej pogrzeb nie przyjedzie, bo taka jest reguła – Anetka zacznie żyć od nowa, jakby się na nowo narodziła właśnie do tego życia”.
/ 16.04.2023 16:30
samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, alfa27

Przeszedłem na emeryturę i od razu się posypałem zdrowotnie. Wcześniej nie miałam czasu na chorowanie, zresztą nienawidzę pigułek, szpitali, zastrzyków i wizyt w przychodniach. Kiedy mnie coś bolało albo czułem, że zbliża się jakieś przeziębienie, wypijałem spory kieliszek nalewki na miodzie i miałem spokój.

Moja zmarła przed trzema laty żona zawsze powtarzała, że ja jestem nie do zdarcia, a tu nagle prawie z dnia na dzień przyplątała się bezsenność, kołatanie serca, bóle wędrujące od wątroby, poprzez żołądek do nerek i jeszcze inne, równie paskudne dolegliwości, które potrafią zepsuć każdy dzień i noc. Przede wszystkim zaś napędzają złe myśli, bo jak się ma tyle lat co ja, to już jest z górki, niestety…

Co najgorsze, nie bardzo miałem się komu zwierzyć ze swoich kłopotów. Rodzeństwa nie mam, ze szwagierką jestem w stosunkach zaledwie poprawnych, a moje własne dzieci są ode mnie daleko i właściwie nie mam z nimi kontaktu. Nie chodzi o to, że jesteśmy pokłóceni albo że się nie rozumiemy i nie akceptujemy. Przyczyna naszego oddalenia jest zupełnie inna… No, ale może opowiem o tym od początku.

Moje życie nie przebiegało równo i prosto

Po maturze wstąpiłem do seminarium duchownego i byłem tam prawie do święceń, czyli sześć lat. Pochodzę z bardzo katolickiej rodziny, ale u nas nie było nigdy żadnego księdza, więc moja decyzja uszczęśliwiła nie tylko rodziców, ale i dziadków. Byli dumni i szczycili się, że ich ukochany jedynak niedługo włoży sutannę.

Tak by pewnie było, gdybym się nie zakochał i nie złamał ślubów czystości. Moja przyszła żona była w ciąży, kiedy zawiadomiłem wszystkich, że odchodzę z seminarium i zaczynam nowe, świeckie życie. Nie wszyscy to przyjęli spokojnie. Dziadek za mną nie rozmawiał przez następne lata i pozwolił się odwiedzić dopiero na dzień przed swoją śmiercią, z babcią było jeszcze gorzej, bo przeszła zawał na wieść o mojej decyzji, ale najtrudniej przyszło mi się porozumieć z mamą i tatą.

Nie przyszli na nasz ślub, a pierwszego wnuka zobaczyli dopiero wtedy, kiedy szedł do komunii. Wtedy na świecie była już także córka i ona skradła serca dziadków, godząc nas na czas, kiedy jeszcze byli na tym świecie.

Skończyłem zaocznie studia i ciężko pracowałem, żeby utrzymać rodzinę i żeby żona mogła poświęcić się wychowaniu naszych dzieci. Sama tego chciała, była świetną matką i jeśli cokolwiek nas różniło, to tylko jej podejście do wiary. Była ateistką, ale nie przeszkadzała mi w religijnym kształtowaniu córki i syna. Ja praktykowałem, bo przecież nie ciążył na mnie grzech złamania sakramentu: odszedłem z seminarium przez złożeniem ślubów!

Wszystko wspaniale się układało

Czy kiedykolwiek tego żałowałem? Nie, nigdy. Byłem szczęśliwy z moją żoną, uwielbiałem dzieciaki. Patrzyłem, jak zdrowo rosną, jakie są zdolne, mądre, urocze, i myślałem, że gdyby Bóg miał do mnie pretensje, że wybrałem, jak wybrałem, nie dałby mi takiego cudownego prezentu i nie błogosławił mnie i im w każdym dniu naszego życia.

I Błażej, i Anetka byli nie tylko inteligentni i zdolni, ale także bardzo urodziwi. To po mojej żonie, która zachwycała wdziękiem i pięknością, ale i trochę po mnie. Oboje wyglądali jak gwiazdy kina albo modelingu. Planowaliśmy ich przyszłość. Chcieliśmy, żeby Błażej poszedł na medycynę, bo oprócz talentu do przedmiotów ścisłych i przyrodniczych miał czułe, dobre serce i pomagał, komu tylko było to potrzebne. Nie protestował, nie mówił, że ma inne plany. Skończył wydział lekarski i dopiero wtedy wybuchła bomba!

Oświadczył, że wstępuje do zakonu. I to nie jakiegoś normalnego, otwartego, tylko do klauzury, i to z najsurowszą regułą. Był dorosły. Na nic się zdały nasze prośby i błagania. Spokojnie, z uśmiechem, ale i z całkowitą pewnością powiedział, że jego decyzja jest nieodwołalna i że kochając nas najbardziej na tym świecie, wybiera jednak inną miłość. Co mogliśmy zrobić?

Dopiero wtedy zrozumiałem, co musieli czuć moi rodzice, kiedy słuchali, jak mówię prawie to samo co Błażej, tylko zamiast Boga na pierwszym miejscu stawiam kobietę. Byłem tak samo uparty i nieustępliwy, więc od razu pojąłem, że nic nie wskóram protestami. Błażej zrobi to, co uzna za słuszne. Zupełnie jak ja…

Byłem sam na jego obłóczynach. Żona już wtedy ciężko chorowała, zresztą od razu zapowiedziała, że nie weźmie udziału w tej ceremonii. Choć prawie nigdy nie płaczę, to wtedy mi się to zdarzyło. Już wtedy czułem, że czeka mnie jeszcze jeden wstrząs i że stanie się to za przyczyną Anetki. Tak, ona też wybrała klauzurę, tylko nie czekała, aż skończy studia.

Pamiętam łzy mojej żony i widzę, jak klęczy przed Anetką, błagając ją, aby nie robiła tego, co chce uczynić. Moja córka zawsze była łagodna i ustępliwa, ale tym razem miała pewność, że robi dobrze, i nie wzruszył jej płacz matki. Wprawdzie też uklękła, próbując ją podnieść z podłogi, ale nie chciała obiecać nawet, że wszystko jeszcze przemyśli, że da nam czas na oswojenie się z jej decyzją, że wszystko się odwlecze, a może i zmieni. Moja żona tak szlochała, jakby przeczuwała, że traci Anetkę na zawsze, że już się nie będą widywały, że córka nawet na jej pogrzeb nie przyjedzie, bo taka jest reguła – Anetka zacznie żyć od nowa, jakby się na nowo narodziła właśnie do tego życia.

Odebrał mi dzieci w odwecie?

Na jej śluby wieczyste nie pojechałem, nie byłem w stanie patrzeć, jak przywdziewa habit i welon. Wprawdzie miała prawie siedem lat, żeby zrezygnować i wrócić do świata, bo najpierw był postulat, potem długi nowicjat, ale nie zmieniła zdania i w taki oto sposób straciłem dwoje dzieci: niby żyją, są gdzieś, ale jakby ich wcale nie było.

Najpierw myślałem, że to Bóg mi wymierzył sprawiedliwość za to, co kiedyś zrobiłem, ale znajomy ksiądz mi wytłumaczył, że popełniam straszny błąd, tak rozumując. Pamiętam, jak mówiłem: „Ja Mu się wymknąłem, to sięgnął po to, co dla mnie najcenniejsze, zupełnie jak w bajkach o złym czarowniku, który żeby ukarać tych, co mu się sprzeciwiają, odbiera im dzieci!”.

Bardzo się buntowałem. Nawet przestałem chodzić do kościoła, bo był we mnie taki żal i gniew, jakbym doznał największej krzywdy od kogoś, do kogo miałem bezwzględne zaufanie. W końcu pogodziłem się z tym, co mi się przydarzyło, tłumacząc sobie, że wybory moich dzieci nie są przeciwko mnie, że jeśli tego naprawdę chciały i są szczęśliwe, to mnie nie pozostaje nic innego, jak pochylić głowę i przyznać, że to nie ja decyduję o ich losie.
Mnie było łatwiej, dużo gorzej i boleśniej przeżywała wszystko moja żona, która czuła się potrójnie pokrzywdzona, bo nie tylko nie przeszkadzała prowadzić dzieci do Boga, w którego sama nie wierzyła, ale jeszcze została za to „okradziona”; tak mówiła i nie chciała słuchać żadnych tłumaczeń.

Gdy odeszła, poczułem cień ulgi, że ona już teraz wie więcej niż ja, bo sama się przekonała, po co i dlaczego wszystko się stało. Trudno mi było patrzeć na to, jak tęskni za dziećmi. Mam nadzieję, że jej to wynagrodzono…

Wracając do mnie, to od kiedy zacząłem się gorzej czuć, też mam większą potrzebę bycia z kimś bliskim, ale trudno, moje dzieci mi tej potrzeby nie zaspokoją. Chciałbym je mieć przy sobie, chciałbym pogadać, pooglądać wspólnie telewizję, pójść na spacer, a nawet gdzieś wyjechać, bo kiedyś lubiliśmy wypady za miasto i na działkę.

Inni rodzice to wszystko mają; czasami nawet narzekają, że chcieliby odpocząć od dzieci i wnuków, pobyć w samotności i ciszy. Chciałbym im powiedzieć, że nie zdają sobie sprawy ze szczęścia, które jest ich udziałem. Nie umieją docenić radości przebywania z rodziną i wnukami; szczególnie z wnukami… Ja nie będę ich miał. Trudno mi się z tym pogodzić.
Kiedy się budzę w środku nocy albo w ogóle nie mogę zasnąć i przewracam się z boku na bok, myślę, jak okropna jest samotność starych rodziców, których dzieci poświęciły się Bogu.

Niby powinni się cieszyć, bo to wielkie szczęście i łaska, ale tak by się chciało usłyszeć: „Tato, zrobić ci herbaty? Czemu ty nie śpisz?”. I serce boli, że się nie usłyszy, choć się tak tego pragnie. Może to jest przyczyna moich chorób? Ale jeśli tak, to nie ma na nie lekarstwa…

Czytaj także:
„Myślałam, że mój ojciec to tyran bez serca. Tak naprawdę miał serce, tyle że nie na dłoni. Niestety bardzo słabe...”
„Przed laty mój ojciec miał romans, a ja jestem jego owocem. Teraz już wiem, dlaczego matka nigdy mnie nie kochała”
„15 lat temu mój ojciec zostawił mamę dla kobiety, którą z czasem pokochałam jak własną matkę”

Redakcja poleca

REKLAMA