„Żyłam wbrew zakazom i regułom. Ze śmiechem doprowadzałam matkę do rozpaczy, aż w końcu dostałam to, na co zasłużyłam”

Młoda kobieta zbuntowana fot. Getty Images, Oinegue
„Prosiłam matkę, żeby mi pomogła. W jej oczach pojawiły się łzy. Przez moment sądziłam, że ją przekonałam i zaraz stanie po mojej stronie, wspierając mnie. Nic z tego. Popatrzyła na mnie i powiedziała, że mnie kocha, ale nie jest w stanie mi pomóc”.
/ 15.04.2024 08:30
Młoda kobieta zbuntowana fot. Getty Images, Oinegue

Ksiądz Marek wpadł na pomysł, żebym spotykała się z nastolatkami. Przekonywał mnie: „Nie uleczysz całego świata, ale być może zdołasz komuś pomóc. Dadzą wiarę twoim słowom, bo wiesz z własnego doświadczenia, dokąd prowadzi podejmowanie niewłaściwych decyzji. Sama przez to przeszłaś”. Miał rację, faktycznie kiedyś mocno się pogubiłam i słono za to zapłaciłam. Jednak udało mi się pozbierać i wrócić na dobrą drogę.

Jestem dziewczyną, która wylądowała w poprawczaku. Nie znalazłam się tam przez pomyłkę. Zasłużyłam sobie na to. Dawniej zrzucałam winę na mamę, ale teraz wiem, że było to bardzo nie fair z mojej strony. Ona pracowała w pocie czoła, żeby po tym, jak tata nas zostawił, zapewnić mi dostatnie i bezpieczne warunki  życia. Niestety, ja tego zupełnie nie doceniałam. Nie słuchałam jej, robiłam po swojemu, kpiłam sobie z jej obaw i rozpaczy. W końcu nie dała rady tego znieść.

Za nic miałam wszystkie reguły

Kłopoty zaczęły się chyba, gdy byłam w pierwszej klasie gimnazjum. Przedtem była ze mnie taka grzeczna dziewczynka, która się pilnie uczyła. Ale w nowej szkole wszystko się pozmieniało. Wbiłam sobie do głowy, że jeśli chcę coś znaczyć, muszę trzymać z tymi, co się buntują. Podobało mi się, jacy oni są twardzi i jak mają w nosie wszelkie reguły i ograniczenia.

Więc jak ktoś rzucał: „spadamy ze szkoły”, to brałam torbę na plecy i lecieliśmy. Na początku opuszczałam tylko parę lekcji, a później w ogóle przestałam chodzić na zajęcia. Bywało, że nie pojawiałam się przez dwa albo i trzy dni. Zamiast tego szliśmy z kumplami do parku albo do takiej naszej meliny w starej, opuszczonej chałupie. To z nimi wypiłam pierwszego browara, pierwszy raz spiłam się wódką i zapaliłam fajkę czy skręta. Wstyd by było nie pić albo nie palić, kiedy wszyscy to robili. Miałam być gorsza od nich?

Na początku mama nie miała pojęcia, co się dzieje. Nowo poznani koledzy pokazali mi, jak kłamać. Codziennie rano sumiennie wkładałam do plecaka książki i udawałam, że zmierzam do szkoły. Wystarczyło jednak, że zniknęłam za narożnikiem budynku i... kierowałam się w zupełnie inną stronę. Po południu tak samo grzecznie wracałam do mieszkania. Kiedy byłam lekko wstawiona, od razu kładłam się spać. Potem tłumaczyłam mamie, że padałam ze zmęczenia i dokuczał mi ból głowy.

Dawała temu wiarę, bo niby dlaczego nie? W końcu nigdy wcześniej nie sprawiałam kłopotów. Ze szkoły również nie docierały żadne sygnały, które mogłyby ją zaniepokoić. Opanowałam do perfekcji podrabianie podpisu mamy, więc na wszystkie moje nieobecności miałam odpowiednie usprawiedliwienie.

Bomba wybuchła w środku semestru. Mama wybrała się na wywiadówkę. Sądziłam, że jak zawsze będzie harować do wieczora i nie zdoła dotrzeć, ale jednak tym razem jej się udało. Kiedy wróciła, chciała ze mną pogadać, ale kompletnie nie byłam w nastroju. Od rana sporo wypiłam i dręczył mnie okropny ból głowy. Wypchnęłam ją z pokoju, drąc się, żeby dała mi święty spokój, bo nie mam zamiaru słuchać kazań. Popchnęłam ją tak energicznie, że rąbnęła głową o ścianę. Wtedy dostrzegłam w jej spojrzeniu strach. To dało mi poczucie dominacji. Niesamowite wrażenie.

Później było już tylko gorzej i gorzej

Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Wieczorne eskapady, nocne szaleństwa w dyskotekach, przygodne romanse... Matka usiłowała mnie jakoś zatrzymać. Zakazywała wyjść, pilnowała mojej obecności w szkole. Oczywiście miałam to gdzieś. Nie przejmowałam się następstwami czy karami. A zresztą, co mogła zrobić? Wywalić mnie za drzwi? I co z tego? Zawsze znalazłam kogoś, kto przygarnął mnie pod własny dach.

Później na mojej drodze pojawił się Patryk. Straciłam dla niego głowę. Mimo że nie był nigdzie zatrudniony, kasy mu nigdy nie brakowało. Fundował mi odlotowe fatałaszki i kosmetyki. Przy nim wszystko wydawało się takie pasjonujące i pełne barw. Noce spędzaliśmy na imprezach, a w ciągu dnia wylegiwaliśmy się do południa. Kiedy mieliśmy taką fantazję, ruszaliśmy nad Bałtyk albo w Tatry. Miałam wrażenie, że jestem całkowicie wolna. Ale w rzeczywistości byłam zniewolona. Patryk uważał mnie za swoją własność. Raz mnie uderzył tylko dlatego, że posłałam uśmiech innemu facetowi. Ale wtedy sądziłam po prostu, że jest zazdrosny i bardzo mnie kocha.

Magiczny urok prysł niczym bańka mydlana, kiedy policja aresztowała Patryka. Któregoś ranka stróże prawa wtargnęli bez zapowiedzi do naszego lokum i wyciągnęli nas prosto z łóżka. On wylądował za kratami, a następnie w więzieniu, a mnie zabrali do placówki opiekuńczej i postawili przed obliczem sądu dla nieletnich. Moja mama stanęła wtedy za mną murem. Zapewniała, że jestem grzeczną dziewczynką, która po prostu trochę zboczyła z właściwej ścieżki. Zgrywałam skruszoną i zaręczałam, że się poprawię, więc sędzia okazał się dla mnie wyrozumiały. Przydzielił mi jedynie kuratora. Mój nowy opiekun dał mi jednak do zrozumienia, że jeżeli nie wrócę do szkoły i nie skończę z moim dotychczasowym stylem życia, to czeka mnie poprawczak.

Nic się nie zmieniło

Gwizdałam na te wszystkie pogróżki. Miałam w nosie, co mi wolno, a czego nie... Dalej uciekałam z domu i olewałam szkołę. Kiedy nie miałam kasy, to podkradałam. Parę razy zdemolowałam mieszkanie. Matka była przerażona. Mnie to śmieszyło. Nie miałam jeszcze 16 lat, a ona uciekała przede mną do drugiego pokoju i zamykała się od środka. Wszyscy sąsiedzi się mnie bali. Czułam się jak królowa. Sądziłam, że tak będzie po wsze czasy, że wszystko będzie mi uchodziło płazem.

Nie uszło. Pewnego dnia matka nie dała rady. Kiedy po raz kolejny wróciłam do domu kompletnie narąbana i zaczęłam rozrabiać, zadzwoniła po policję. Znowu wylądowałam w izbie dziecka, a potem przed sądem dla nieletnich. Ale tym razem zgrywanie skruszonej nie pomogło.

Sąd zdecydował, że mam zamieszkać w ośrodku wychowawczym aż do osiągnięcia pełnoletności. Najbardziej przerażała mnie wizja bycia zamkniętą. Kiedy wyprowadzali mnie z sali, błagałam matkę, żeby coś z tym zrobiła. Rozpłakała się. Przez chwilę miałam nadzieję, że stanie po mojej stronie. Niestety, tak się nie stało. Popatrzyła na mnie zapłakanymi oczami i wyszeptała, że bardzo mnie kocha, ale nie jest w stanie mi pomóc. Dodała jednak, że będzie na mnie czekać, aż się opamiętam…

Słysząc to, poczułam tak ogromną złość, że gdybym tylko mogła, to chyba bym ją ubiła… Nie mogłam pojąć, jak mogła mnie zostawić. Przecież była moją mamą, jej obowiązkiem było mnie chronić!

Ciągle się nie zmieniam

Poprawczak jest jak więzienie. Niby wychodzisz z poprawczaka jeszcze bardziej zepsuty niż przed wpadką. Ale to wcale nie musi być reguła. Jeśli ktoś olewa resocjalizację, to wychowawcy nie tracą na niego czasu i energii. Skupiają się na tych, którzy jeszcze mają jakąś perspektywę. Ja do nich nie należałam. Od samego początku byłam niesubordynowana, pyskując i pokazując, jaka jestem silna. No to dali mi wolną rękę. Kto wie, jak bym skończyła, gdyby nie ksiądz Marek, kapelan z naszego ośrodka.

Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Siedziałam akurat w izolatce po awanturze z pewną dziewczyną. Kiedy wszedł do środka, usadowił się na krześle. Sądziłam, że zaraz zacznie prawić mi morały i straszyć karą boską. Ale nic z tych rzeczy. Spytał, dlaczego jestem taka wściekła. Chciał pojąć, co mną kieruje. Nie miałam zamiaru się zwierzać, więc uparcie gapiłam się przez okno. To go w ogóle nie zniechęciło. Posłał mi uśmiech i rzucił, że może następnym razem będę bardziej rozmowna. Potem odwiedzał mnie każdego dnia. Dalej trzymałam gębę na kłódkę, ale on się nie poddawał. Chyba czuł, że w końcu się przełamię. No i tak się stało. Wyrzuciłam z siebie wszystkie pretensje, całą wściekłość...

Zawsze mówię prawdę

Spędziliśmy wiele czasu na rozmowach. Niekiedy gadaliśmy przez godzinę, innym razem nawet trzy. Ksiądz Marek miał dar słuchania i rozumiał mnie. Nie oceniał, nie narzucał swojej opinii. Zamiast tego, skłaniał mnie do przemyśleń. To właśnie w poprawczaku po raz pierwszy przyjrzałam się swojemu życiu i doszłam do wniosku, że ścieżka, którą podążałam, wiedzie prosto w przepaść. Uświadomiłam sobie też, jak bardzo zraniłam mamę. Już nie czułam do niej urazy. Dotarło do mnie, że wysyłając mnie do ośrodka, prawdopodobnie ocaliła mi życie. Napisałam do niej wtedy obszerny list, w którym przepraszałam za wszystko. W odpowiedzi zapewniła mnie, że nigdy we mnie nie zwątpiła i z niecierpliwością czeka na mój powrót.

Dwa lata mojego życia upłynęły za kratami poprawczaka. Mama okazała się człowiekiem honoru i po wyjściu na wolność naprawdę powitała mnie z szeroko otwartymi ramionami. Od tamtego momentu moje życie diametralnie się odmieniło. Mam pracę, uczęszczam do liceum dla dorosłych. U mojego boku jest cudowny facet, a przede mną rysuje się świetlana przyszłość. Jestem o tym głęboko przekonana. Przeszłości jednak nie da się wymazać z pamięci. Przecież niewiele brakowało, a ten życiowy zakręt mógł okazać się dla mnie drogą bez powrotu.

Zgodziłam się na propozycję, którą złożył mi ojciec Marek. Teraz odwiedzam szkoły – gimnazja, licea i zawodówki. Jadę wszędzie tam, gdzie mnie zaproszą. Kiedy staję przed młodzieżą, nie wygłaszam kazań, nie zgrywam mądrej ani nie udzielam rad. Zdaję sobie sprawę, że takie podejście mogłoby tylko zrazić słuchaczy. Po prostu opowiadam im o swoim życiu. Jaka byłam kiedyś, co robiłam i co wtedy czułam.

Tłumaczę im też, dlaczego postanowiłam się zmienić. Niczego przed nimi nie ukrywam, mówię prawdę prosto z mostu. Opowiadam o decyzjach, które podjęłam i o tym, jakie miały one skutki. Chcę, aby wyciągnęli wnioski z moich pomyłek. Niektórzy reagują śmiechem, drwiną, a czasem nawet wychodzą z sali, ale są też tacy, którzy uważnie mnie słuchają. Liczę na to, że zapamiętają moje słowa…

Czytaj także:
„Córka męża myśli, że jestem z nim dla kasy. Nie wierzy, że nie jestem pazerna jak jej matka”
„Wieczór panieński zmienił się w festiwal złamanych serc. Panu młodemu odechciało się ślubu. Po latach odkryłam, dlaczego”
„Byłam w szoku, gdy zajrzałam do plecaka mojego męża. Upokorzył mnie po tylu latach małżeństwa”

Redakcja poleca

REKLAMA