„Córka męża myśli, że jestem z nim dla kasy. Nie wierzy, że nie jestem pazerna jak jej matka”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Ray Kachatorian
„– Doskonale wiem, kim jesteś i skąd pochodzisz. Nie masz nic. I ty chcesz mi wmówić, że wychodzisz za mojego ojca z miłości? Trzymajcie mnie! – parsknęła. – Przecież mogłabyś być jego córką. Jesteś starsza ode mnie... o ile? O dziesięć lat? Wyjdziesz za niego, ale po moim trupie!”.
/ 11.04.2024 22:00
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Ray Kachatorian

Moje małżeństwo ze Stefanem to klasyczny mezalians. Ja – dziewczyna z ubogiej rodziny, która na wszystko musiała sama zarabiać. On – facet po sześćdziesiątce z milionami na koncie. Doskonale wiem, jak to wygląda. Jakbym czekała na spadek albo chciała uszczknąć przy rozwodzie kawałek wielkiego tortu, którym jest jego majątek. Dlaczego ludzie nie potrafią zrozumieć, że moje intencje są czyste?

Jego córka przy każdej okazji wytyka mi, że jestem zachłanną harpią, polującą na fortunę. A ja zakochałam się w jej ojcu, nie w jego pieniądzach.

Nie było mi łatwo

Urodziłam się i wychowałam w ubogiej wiosce na Podkarpaciu, gdzie szanse na jakikolwiek rozwój były równie nikłe, jak szanse na znalezienie w sejmowych ławach polityka z krystalicznie czystym sumieniem.

Gdy tylko skończyłam technikum, wyjechałam do Krakowa. Miałam drobną sumę w portfelu i wielkie nadzieje, ale nie zrobiłam kariery, ani nie poznałam księcia z bajki. Cieszyłam się, że udało mi się znaleźć pracę w markecie budowlanym i wynająć względnie tanią, jak na krakowskie warunki, kawalerkę. Żyłam od dziesiątego do dziesiątego, bo koszty utrzymania całkowicie drenowały mój budżet. Ale nie narzekałam. W rodzinnym domu zaznałam znacznie większej biedy, więc byłam szczęśliwa, że jakoś sobie radzę. W niedalekiej przyszłości miałam jednak przekonać się, że skromne życie nie jest moim przeznaczeniem.

Nie chciałam go naciągać

Trzy lata temu do sklepu wszedł wysoki, szpakowaty mężczyzna przed sześćdziesiątką. Przyglądał się ekspozycji płyt tarasowych, a to był dział, którym się zajmowałam. Podeszłam do klienta bez zbędnej zwłoki.

– Dzień dobry. Czy mogę panu pomóc? – zapytałam uprzejmie.

– Tak. Interesują mnie te płyty – powiedział i wskazał najdroższy model z naszej oferty.

– Płomieniowany czarny granit. Wyśmienity wybór – powiedziałam z uznaniem.

– Potrzebuję czterdziestu metrów kwadratowych – stwierdził rzeczowo i bez zbędnych pytań.

Na odległość było widać, że starszy pan ma gruby portfel, ale ja nie lubię naciągać ludzi.

– A może pokażę panu inne modele? Mamy w ofercie sporo płytek o podobnej jakości, za to po znacznie niższej cenie.

– Nie trzeba. Jestem zdecydowany.

– To w sumie wyjdzie jakieś pięćdziesiąt dwa tysiące złotych – policzyłam na szybko w pamięci. On tylko uśmiechnął się, jakbym mówiła o drobnych na śniadanie.

– Zapłacę kartą.

– Świetnie. Zapraszam do kasy – powiedziałam, podając mu kwitek, który wypisałam.

Jego dom mnie zachwycił

Następnego dnia zjawiłam się w pracy punktualnie i już miałam wychodzić na halę sprzedażową, gdy zatrzymał mnie kierownik.

– Asiu, mamy problem – powiedział.

– Co się stało? – zapytałam nieco przestraszona, bo w pierwszej chwili pomyślałam, że zrobiłam coś nie tak.

Nie mamy wolnych kierowców. Szymon się rozchorował, a pozostali realizują już dostawy. Klient, któremu wczoraj sprzedałaś płytki, musi mieć je u siebie przed dziewiątą.

– I chcesz wysłać mnie?

– Przecież masz prawo jazdy kategorii C.

– Tak, ale taka dostawa to robota dla faceta.

– Nic nie poradzę – wzruszył ramionami i obrócił się na pięcie.

Nie miałam wyjścia. Musiałam zająć się tym osobiście, ale plecy bolały mnie na samą myśl o ciągnięciu paleciaka obładowanego ciężkimi kamiennymi płytami. Podjechałam pod wskazany adres i zobaczyłam willę jak z filmu. Przed garażem stał zabytkowy mercedes. Nie żaden nowoczesny model dla bogatych influencerów, tylko klasyczna limuzyna, która miała w sobie więcej dobrego smaku, niż te wszystkie nowe auta razem wzięte. Nagle zrozumiałam, dlaczego informację o cenie zamówienia przyjął ze stoickim spokojem. „Kurde, ten facet jest milionerem” – powiedziałam sama do siebie.

Był bardzo uprzejmy

Wyciągałam pierwszą paletę na windę, gdy podszedł do mnie gospodarz.

– Miło znów panią widzieć – przywitał mnie.

– Dzień dobry, panie Stefanie – odpowiedziałam z profesjonalnym uśmiechem na twarzy.

– Nie mogę uwierzyć, że sklep przysłał panią. Przecież to zadanie dla silnego mężczyzny, a nie dla tak drobnej i delikatnej istoty.

– Co mogę powiedzieć – wzruszyłam ramionami. – Jestem kobietą-orkiestrą.

Właśnie miałam przeciągać na taras pierwszą paletę, gdy Stefan położył dłoń na masywnej rączce wózka.

– Proszę się nie przeciążać. Sam się tym zajmę.

– Mowy nie ma. Zapłacił pan za dostawę, więc nie mogę na to pozwolić.

Nalegał, ale byłam uparta. Trochę to zajęło, ale w końcu udało mi się rozładować całą partię.

– Może zaproponuję pani coś do picia?

– Chętnie skorzystałabym z propozycji – powiedziałam zgodnie z prawdą, bo rzeczywiście zaschło mi w ustach. – Ale muszę wracać. Dzień dopiero się zaczyna, a ja mam masę pracy.

– Szkoda. Może następnym razem.

– Na pewno – uśmiechnęłam się i wsiadłam do ciężarówki.

Zaskoczył mnie

Gdy weszłam do sklepu, od razu dopadł mnie kierownik.

– Proszę cię, Krystian – wyjęczałam. – Tylko nie mów mi, że tym razem mam dostarczyć 10 ton cementu.

– Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Nie mógłbym ci zlecić żadnej dostawy po ochrzanie, który przed chwilą dostałem.

– Od kogo? – zapytałam tak samo zdziwiona, co zaciekawiona.

– Od tego nadzianego faceta, któremu zawiozłaś płytki.

– Ale jak to?

– Zadzwonił do sklepu i poprosił mnie do telefonu. Powiedział, że jestem tyranem, skoro wysyłam cię do takiej pracy. Pouczył mnie też, żebym następnym razem zgłaszał brak kierowców, to wynajmie do tego zewnętrzną firmę. Chyba wpadłaś mu w oko, łamaczko męskich serc – stwierdził i zaczął się śmiać.

– Nie nabijaj się – skarciłam go i lekko uderzyłam w ramię. – Milioner miałby zakochać się w szarej myszce? Chyba w filmie.

Chciał się umówić

Najwyraźniej nie doceniłam swojego uroku, bo Stefan odwiedził sklep już następnego dnia. Tym razem chciał kupić płytki na podjazd do garażu. „Stare wyglądają już fatalnie” – stwierdził. To nie była prawda. Pracowałam w tej branży od dziesięciu lat i potrafiłam rozpoznać źle utrzymane płytki. Jego prezentowały się wspaniale i na oko miały najwyżej pół roku.

– Może tym razem skorzystasz z zaproszenia na drinka? – zapytał, gdy przyjęłam jego zamówienie.

– Dziękuję, ale nie wypada mi umawiać się z klientem. To byłoby nieprofesjonalne – odpowiedziałam.

– Bardzo cię proszę, nie zmuszaj mnie, żebym kupił ten sklep i zwolnił cię z pracy. Ale zrobię to, jeżeli to jedyny sposób, by się z tobą umówić.

Rozbawił mnie tym do tego stopnia, że przyjęłam jego zaproszenie.

Jego córka nie wierzyła w moje uczucia

Zaczęliśmy się spotykać i dwa lata później poprosił mnie o rękę. Muszę przyznać, że zawahałam się, zanim odpowiedziałam. Bo co niby mogłam zaoferować przystojnemu i bogatemu mężczyźnie. Jednak byłam w nim zakochana, a walka z uczuciami jest skazana na porażkę. Zgodziłam się. Nie spodobało się to Milenie, jego córce. Następnego dnia po zaręczynach podjechała pod sklep i złapała mnie po pracy.

– W co ty grasz? – wysyczała.

– Milena, to nie żadne gierki. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale ja naprawdę kocham Stefana.

– Bzdura!

– Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć?

– Bo łżesz w żywe oczy. Doskonale wiem, kim jesteś i skąd pochodzisz. Nie masz niczego. I ty chcesz mi wmówić, że wychodzisz za mojego ojca z miłości? Trzymajcie mnie! – parsknęła. – Przecież mogłabyś być jego córką. Jesteś starsza ode mnie... o ile? O dziesięć lat? Wyjdziesz za niego, ale po moim trupie!

– Źle mnie oceniasz. Pieniądze mnie nie interesują. Mam pracę i nie jestem niczyją utrzymanką. A co do wieku...

– Nie rozśmieszaj mnie – nie pozwoliła mi skończyć. Pracujesz w markecie budowlanym, żeby zachować pozory przyzwoitości. Ale idę o zakład, że zwolnisz się od razu po ślubie.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam. Milena wsiadła do swojego samochodu i odjechała z piskiem opon.

Miała powody, by źle mnie oceniać

Wróciłam do domu. Nie było jej tam, ale po minie Stefana poznałam, że wie o mojej przeprawie.

– Ciężki dzień? – zapytał.

– Jakbyś zgadł.

– Wiem, że Milena daje ci popalić.

– Dlaczego ona nie chce uwierzyć, że nie interesują mnie twoje pieniądze?

– To przez jej matkę. Nigdy nie mówiłem ci o tym, ale chyba nadszedł czas, że muszę ci się z czegoś zwierzyć.

Stefan o wszystkim mi opowiedział. Lata temu, jego pierwsza żona odeszła do kochanka. Zabrała połowę majątku i słuch po niej przepadł. Całkowicie zerwała kontakt z dorastającą córką.

– To wiele wyjaśnia – stwierdziłam.

– Obiecuję, że z nią porozmawiam. Będzie lepiej, zobaczysz – zapewnił i pocałował mnie w czoło.

Nie było. Milena nawet nie spróbowała dać mi szansy. Zbojkotowała nasz ślub. Powiedziała, że nie zamierza uczestniczyć w tym cyrku. Tydzień później wyniosła się z rodzinnego domu. Nie miało dla niej znaczenia, że na moją prośbę podpisaliśmy intercyzę, mimo stanowczego sprzeciwu Stefana. Powiedziała, że nie przekroczy progu naszego domu, dopóki ja tam mieszkam. Nie wiem już, jak mam ją przekonać.

Czytaj także: „Rosnący brzuch zmusił mnie do ślubu z rozsądku. Najważniejsze było dla mnie to, by stan konta był odpowiednio wysoki”
„Wypłata ledwo wystarcza mi do pierwszego. Poza mężem i dziećmi, mam też utrzymanka, który zna mój wstydliwy sekret”
„Mam w domu 3 facetów, a wszystko robię sama. Dygam z ciężkimi siatami, piorę im gacie i pod nos podtykam obiadki”

 

Redakcja poleca

REKLAMA