„Żyłam w nieszczęśliwym małżeństwie ze strachu przed samotnością. Słowa terapeuty były niczym kubeł zimnej wody”

nieszczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„Każdy z nas ma indywidualne priorytety i zupełnie różne potrzeby. W moim przypadku z dnia na dzień czułam, że mąż okazuje mi coraz mniej szacunku. Za to naturalnie wdzięczył się do obcych kobiet poza domem”.
/ 30.09.2024 20:30
nieszczęśliwa kobieta fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Znajomi w moim wieku wpadli już w rutynę i powtarzają, że powinnam cieszyć się tym, co mam. Przez ich gadanie wiele lat miałam to fałszywe przekonanie i byłam nieszczęśliwa w małżeństwie. Mąż ewidentnie mnie zaniedbywał – w przeciwieństwie do dopiero co poznanych przez niego panienek. 

No i w końcu otrzymałam sygnał alarmowy od lekarza. Wyjaśnił, że albo zmienię swoje dotychczasowe funkcjonowanie, albo grozi mi spadek nastroju, a w dalszej perspektywie może nawet depresja. Zawsze był czas na ratowanie siebie, jak twierdził. Nawet po tylu latach w tym samym związku.

Musiałam coś zmienić

Spoglądałam niechętnie na przepisaną receptę i zastanawiałam się, w co ja właściwie się wpakowałam. Nie przepadałam za swoim mieszkaniem, stanowiskiem w pracy, nawet nie spotykałam się z ludźmi. O mężu już nie wspomnę. Nie mieliśmy absolutnie żadnych tematów do rozmowy pod jednym dachem.

Nie ma sensu wartościować swoich problemów i porównywać się z innymi. Każdy z nas ma indywidualne priorytety i zupełnie różne potrzeby. W moim przypadku z dnia na dzień czułam, że mąż okazuje mi coraz mniej szacunku. Za to naturalnie wdzięczył się do obcych kobiet poza domem.

W naszych czterech ścianach czułam się tak, jakbym mu wadziła. A w miejscach publicznych spalałam się ze wstydu i zazdrości, gdy zagadywał z taką pewnością siebie do kelnerek czy ekspedientek. Gdy tylko próbowałam poruszyć temat swoich uczuć, rozmowa kończyła się awanturą. No i tak w kółko.

Miał do mnie pretensje o wszystko. Rozumiem, że czasy motyli w brzuchu odeszły w zapomnienie, ale czy miłość nie powinna opierać się na wzajemnym zrozumieniu i akceptacji? Słyszałam od niego litanię na temat obowiązków domowych albo tego, o czym zapomniałam księciu przypomnieć. Dorosły facet traktował mnie jak swoją osobistą asystentkę, a ja nic z tego nie miałam i zapominałam o sobie.

Czasami śniłam o tym, że wyjeżdżam w daleką podróż bez niego. Pakuję wszystkie swoje rzeczy i wychodzę bez słowa. Jaka byłam wtedy szczęśliwa o poranku... ale następnie docierała do mnie smutna rzeczywistość. Koleżanki z biura myślały, że kompletnie oszalałam.

– Kaśka, tobie chyba już zupełnie odbiło. Nie jesteś przecież nastolatką. Michał to dobry człowiek, chcesz, aby jakaś inna sprzątnęła ci go sprzed nosa? Naoglądałaś się romansideł czy co?

Tymczasem ja nie chciałam być z nim tylko i wyłącznie ze strachu przed samotnością. No cóż, każdy wyznaje swoje własne wartości. 

– A co ty wiesz o samotności? Tyle lat jesteście razem. Nie życzę ci tego! – dodała kolejna.

Nic nas nie łączyło

Pewnego dnia wybraliśmy się wspólnie na zakupy, co i tak w naszym przypadku jest rzadkością. Przy okazji chciałam sprawić sobie jakąś ładną sukienkę na jesień. Od razu wpadł mi w oko krój z lekkim wycięciem, podkreślający talię.

Miałam nadzieję, że zwrócę na siebie uwagę męża, ale nic bardziej mylnego. Najadłam się tylko wstydu przy wszystkich obecnych tam klientkach.

– Oszalałaś?! Jak ty w tym wyglądasz! Taka stara baba, a ubiera się jak nastolatka... – krytykował z boku.

Mimo że kreacja naprawdę przypadła mi do gustu, w jednej chwili przeszła mi ochota na dalsze przymiarki. Zwyczajnie wyszłam ze sklepu, pobiegłam do autobusu i wróciłam sama do domu. 

Gdy Michał do mnie dołączył, moje walizki leżały już spakowane przy drzwiach.

– Dokąd się wybierasz? – spytał zmieszany, bo chyba dotarło do niego, jak się zachował. 

– Wyprowadzam się. Zatrzymam się na razie u przyjaciółki, a później wynajmę coś własnego. Nie chcę już o tym dyskutować, po prostu przelej mi resztę moich oszczędności z konta – mówiłam spokojnie.

– Mhm. Zobaczymy, po jakim czasie zmienisz zdanie – rzucił na odchodne, nie wierząc we mnie.

Nie wyszedł za mną. Chyba miał nadzieję, że znowu popłaczę sobie w łazience, a później wszystko będzie tak, jak dawniej. No cóż, z pewnością powodem rozstania nie była tylko jesienna sukienka.

Radzę sobie sama

Michał mocno się przeliczył, bo już więcej nie wróciłam. Obecnie mieszkamy osobno i wcale się nie widujemy. Sprawy rozwodowe powierzyłam mojemu pełnomocnikowi z polecenia przyjaciółki. Tak się składa, że od tamtej pory nie żałowałam swojej decyzji, a moje poczucie wartości jest w regeneracji.

Nie czuję się już kontrolowana i oceniana na każdym kroku. Żyję własnym życiem, co okazało się luksusem ważniejszym od pieniędzy czy iluzji towarzystwa, które tylko mnie wyniszczało. Żałuję jedynie tego, że odważyłam się na to aż tak późno. Teraz oddycham pełną piersią. 

Kilka miesięcy temu spotkałam go przypadkowo w galerii handlowej. Rozmawialiśmy jak zwykli znajomi, beż żadnych pretensji i wzajemnych oczekiwań. Poczułam ogromną ulgę. 

Gdy koleżanki pytają mnie, czy postąpiłabym tak kolejny raz, odpowiadam z przekonaniem, że owszem. Nie usłyszałam od niego przeprosin, być może nadal myśli, że poszło o zwykłą sprzeczkę w przymierzalni... Ale to już nie moja sprawa. Przestałam analizować problemy toksycznych ludzi.

Wygląda na to, że mój doktorek wiedział, co mówi. Muszę przyznać, że to właśnie od jego słów rozpoczęła się moja zmiana, za co jestem mu ogromnie wdzięczna. Nigdy nie jest za późno.

Katarzyna, 45 lat

Czytaj także:
„Przyjaciółka miała zadatki na starą pannę. Wystarczyła jedna randka z finałem w sypialni, żeby zaczęła zadzierać nosa”
„Zawsze byłam porzucana, a miłość wydawała się nieosiągalna. Pewien słowiański przesąd skutecznie odmienił mój los”
„Gdy kochanek nie zapraszał mnie do siebie, myślałam, że wstydzi się ciasnej kawalerki. A potem odkryłam, co ukrywał”

Redakcja poleca

REKLAMA