„Żyję w strachu, bo ktoś wziął pożyczkę na moje dane. Nie mam zamiaru spłacać długów jakiegoś oszusta”

zaskoczona starsza kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„– Nikomu żadnych danych nie podawałam. Może mam już swoje lata, ale nie jestem głupia! – oburzyłam się. – A nie chodziła pani przypadkiem na pokazy tych różnych cudownych garnków, pościeli z wełny leczniczej i tym podobnych wynalazków? Emeryci lubią takie imprezy”.
/ 11.10.2023 12:30
zaskoczona starsza kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Podupadłam na zdrowiu i lekarz rodzinny dał mi skierowanie do specjalisty. Na refundowaną przez NFZ wizytę musiałabym czekać rok, więc postanowiłam leczyć się prywatnie, chociaż na początku.

Sęk w tym, że nie miałam na to pieniędzy. Od śmierci męża utrzymuję się tylko z lichej emerytury. Gdy zapłacę wszystkie rachunki, to mi prawie nic na życie nie zostaje. Skąd więc nagle miałam wytrzasnąć dwieście złotych na wizytę w prywatnym gabinecie? I to zapewne niejedną?

Chciałam wziąć małą pożyczkę

Myślałam, myślałam i w końcu wymyśliłam. Postanowiłam wziąć pożyczkę w banku. Nigdy wcześniej się nie zadłużałam, ale teraz nie miałam innego wyjścia. Chciałam jeszcze trochę pożyć na tym świecie. Postanowiłam, że pożyczę dwa tysiące złotych i poproszę o rozłożenie na sześćdziesiąt rat. Policzyłam sobie, że tylko w ten sposób uda mi się ją spłacić bez zaciskania pasa do granic możliwości. Jak wymyśliłam, tak zrobiłam. Następnego dnia poszłam do banku, w którym mam konto.

– Przykro mi, ale nie możemy udzielić pani pożyczki – usłyszałam od pani za biurkiem.

– Ale dlaczego? Przecież mam stałe dochody, emeryturę… – zdziwiłam się.

– Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że już ma pani kredyt i go nie spłaca – odparła.

– Słucham? Nigdy w życiu nie brałam u was żadnych pieniędzy! – obruszyłam się.

– Nie chodzi o nasz bank, tylko o inny – podała nazwę.

– Że co? Ja nawet nie wiedziałam, że taki bank istnieje! Ile to niby pożyczyłam?

– Dziesięć tysięcy.

– No nie, to jakiś żart! Może mi pani wydrukować tę informację? Muszę zaraz pojechać do tego banku i wszystko wyjaśnić… – aż się trzęsłam ze zdenerwowania.

– Oczywiście – wręczyła mi dokument. 

– A co z moją pożyczką?

– Przykro mi, ale do czasu wyjaśnienia sprawy nie możemy pani jej udzielić. Dla nas jest pani niesolidnym dłużnikiem – rozłożyła ręce.

Musiałam działać

Zawsze byłam zaradną i silną kobietą. W rodzinie śmiali się nawet, że to ja noszę w domu spodnie. Faktycznie mój Waldek był dobrym człowiekiem, ale ciapowatym. To ja musiałam załatwiać trudne sprawy, rozwiązywać problemy. On twierdził, że się do tego nie nadaje.
Kiedyś mnie to denerwowało, ale teraz się ucieszyłam. Wiedziałam, że nie będę załamywać rąk, ale zacznę działać. Nie mogłam przecież tego tak zostawić! Byłam pewna, że wygram. Przecież nie wzięłam tych pieniędzy!

Jeszcze tego samego dnia pojechałam do oddziału banku, w którym rzekomo wzięłam kredyt.  Gdy pracownica usłyszała, w czym rzecz, lekko się skrzywiła.

– Może pani zapomniała, że brała u nas kredyt? To się czasem zdarza… – burknęła.

– Słucham? Może nie jestem już najmłodsza, ale mózg mi pracuje! Żadnych pieniędzy od was nie pożyczałam. Mogę zobaczyć umowę, którą podobno podpisałam?

Kobieta wręczyła mi dokument. Rzuciłam okiem na pierwszą stronę i kamień spadł mi z serca. Szybko dostrzegłam bowiem błędy w danych osobowych. Prawdziwe było tylko imię, nazwisko i PESEL. Nie zgadzał się adres i numer dowodu osobistego. Mój zaczynał się od innych liter.

– Coś nie w porządku? Widzi pani jakieś nieścisłości? – oderwał mnie od czytania głos pracownicy.

– Tak!  Nie zgadzają się niektóre dane. Podpis też nie jest mój. Rozumiem więc, że żadnego długu u was nie mam.

– Nic podobnego! Ma pani! Wynosi w tej chwili bez mała siedemnaście tysięcy, bo doszły karne odsetki.

– Ale przecież tłumaczę pani, że to nie ja wzięłam pieniądze, tylko jakiś oszust! – zdenerwowałam się.

– Może tak, może nie. Musimy to sprawdzić. Proszę napisać reklamację – podsunęła mi pod nos kartkę papieru.

– I co teraz? – zapytałam, gdy skończyłam.

– Proszę czekać na odpowiedź. Dostanie ją pani prawdopodobnie w ciągu trzydziestu dni. To nie jest prosta sprawa, więc jej wyjaśnianie może potrwać dłużej.

– Ale ja przez to wszystko nie mogę wziąć pożyczki w swoim banku! A te pieniądze są mi potrzebne na leczenie!

– Nic na to nie poradzę. Takie są procedury. Proszę czekać – odparła i wsadziła nos w ekran komputera, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że nie może więcej dla mnie zrobić.

Nie zamierzałam czekać

Z banku od razu pojechałam na policję, by złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Sporo się naczekałam, ale w końcu zostałam zaproszona do pokoju przesłuchań. Pokazałam fałszywą umowę i opowiedziałam, w czym rzecz.

– Tak to jest, jak się podaje bez zastanowienia swoje dane osobowe każdemu, kto o to poprosi – policjant popatrzył na mnie z politowaniem.

– Nikomu żadnych danych nie podawałam. Może mam już swoje lata, ale nie jestem głupia! – oburzyłam się.

– A nie chodziła pani przypadkiem na pokazy tych różnych cudownych garnków, pościeli z wełny leczniczej i tym podobnych wynalazków? Emeryci lubią takie imprezy.

– Może niektórzy tak, ale ja nie. Bo wiem, że to wszystko nic niewarte. Raz poszłam, bo mnie koleżanka namówiła i mieli rozdawać jakieś prezenty. Ale jak w zamian za jakieś podłe żelazko kazali pokazać dowód i podać wszystkie dane, bo bez tego rzekomo nie mogą wręczyć prezentu, to od razu wyszłam. I koleżankę ze sobą zabrałam…

– To może zgubiła gdzieś pani dowód?

– Nie, nie zgubiłam. Pilnuję dokumentów jak oka w głowie. Wiem, że to ważne.

– Portfela też pani gdzieś nie zostawiła bez opieki? Na przykład w jakimś sklepie?

– Nie, nie zostawiłam! Dlaczego pan mnie traktuje jak jakieś nieporadne dziecko? – warknęłam.

– To standardowe pytania. Czyli nie wie pani, skąd ktoś mógł mieć pani dane?

– Nie wiem.

– W takim razie proszę podpisać zeznania – podsunął mi pod nos dokument.

– Kiedy mogę spodziewać się jakichś wieści? – zapytałam, stawiając parafkę.

– Nie potrafię odpowiedzieć. Ale mogę zapewnić, że dołożymy wszelkich starań, by oszust został złapany – uśmiechnął się tak jakoś dziwnie.

Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam wtedy, że nie jest ze mną do końca szczery.

Boję się, co będzie

Moje podejrzenia niestety się sprawdziły. Minęły niemal trzy miesiące, a końca śledztwa nie widać. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, policjanci pojechali jedynie pod wskazany w fałszywej umowie adres. Okazało się jednak, że mieszkający tam ludzie nie mają ze sprawą nic wspólnego. Oszust przepadł jak kamień w wodę.

Tymczasem bank wcale nie zamierza odpuścić. Myślałam, że chociaż oni przyznają się do tego, że ich pracownik popełnił błąd przy weryfikacji danych i udzielił kredytu komuś innemu. Przecież świadczyły o tym błędy w umowie!

W odpowiedzi na swoją reklamację przeczytałam, że bank złożył w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

Popytałam trochę ludzi, poczytałam. No i wyszło mi, że takich jak ja jest wielu. I większość z nich spłaca kredyty, których nigdy nie wzięła, bo te „wszelkie wątpliwości” nie zostały rozwiane. 

Dotąd walczyłam o swoje, dopóki nie wygrałam. Ale tym razem boję się, że walczę z wiatrakami. I ta świadomość nie pozwala mi spokojnie zasnąć. Mam wrażenie, że tkwię w pułapce, z której nie ma wyjścia. Już nie liczę na to, że sprawa zostanie szybko wyjaśniona i będę mogła wziąć pożyczkę na leczenie.

Teraz modlę się tylko o jedno: żeby dochodzenie prokuratorskie wykazało, że naprawdę nie wzięłam tego piekielnego kredytu. Bo jak nie, to przyjdzie mi spłacać te siedemnaście tysięcy. Z czego wtedy będę żyć? No z czego? Choćbym nie wiem jak zacisnęła pasa, nie dam rady…

Czytaj także: „W urzędzie zostałam zmieszana z błotem, bo żyję z zasiłków. Państwo daje, to tylko głupi nie korzysta”
„80-letni emeryt zaproponował mi ślub i pokaźny spadek w zamian za opiekę. Nikt nie wierzył, że go pokochałam”
„Koleżanka wskoczyła do łóżka mojemu ojcu i umilała mu czas swoim ciałem. Zgred miał rozrywkę, a mnie to obrzydzało”

 

Redakcja poleca

REKLAMA