„80-letni emeryt zaproponował mi ślub i pokaźny spadek w zamian za opiekę. Nikt nie wierzył, że go pokochałam”

młoda uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, Andrii
„Nie wymagam od ciebie niczego, na co nie miałabyś ochoty. Nie musimy żyć jak małżeństwo. Możemy być jedynie swoimi towarzyszami, swoim codziennym wsparciem. To mi wystarczy. Oferuję ci małżeństwo, bo wiem, że tylko ten sposób zagwarantuje ci, że nawet po mojej śmierci otrzymasz wszystko, co do mnie należy”.
/ 07.10.2023 22:30
młoda uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, Andrii

Zawsze ceniłam sobie wolność i niezależność. Kochałam podróże, piękne widoki, celebrowanie chwili. Nigdy nie chciałam się wiązać: ani kredytami, ani umowami o pracę, ani długotrwałymi związkami. To po prostu nie leżało w mojej naturze.

Pracowałam jako kelnerka

Choć dla wielu osób jest to praca przejściowa, gdzieś pomiędzy domem rodziców, studiami a docelową karierą, dla mnie było to dość stałe zajęcie. Na tyle stałe, że wiedziałam, że co miesiąc będę mieć wypłatę na życie, ale i na tyle elastyczne, że mogłam wyjechać na dwa miesiące w podróż po Indiach i mieć pewność, że moje miejsce nadal będzie na mnie czekać, gdy wrócę.

Nie przejmowałam się urlopami, awansami, korporacyjnymi ograniczeniami jak wiele moich przyjaciółek. Pracę traktowałam wyłącznie jako sposób na zarobek. Ambicje spełniałam poza nią. Pisałam wiersze i książki, czasem sprzedawałam reportaże ze swoich podróży.

Lubiłam swoje życie, choć oczywiście czasem miało swoje wady. Zdarzało się, że brakowało mi stabilizacji. Czasem zazdrościłam koleżankom, które wracały do swoich pięknie umeblowanych, własnych domów, w których czekały na nie rodziny. Ja przenosiłam się z mieszkania do mieszkania, w zależności od tego, gdzie akurat udało mi się znaleźć korzystny wynajem.

Czułam brak stabilizacji

Nie gromadziłam wielu rzeczy, bo tylko mnie obciążały – zarówno przy przeprowadzkach, jak i częstych podróżach. Jednak nawet w momentach, kiedy widziałam pozytywy w życiach, które prowadziły moje przyjaciółki, wiedziałam, że nie byłabym w stanie zamienić się z nimi miejscami. Brak stabilizacji finansowej i perspektyw był moją jedyną bolączką. Godziłam się z tym, że jest to cena, którą muszę zapłacić w zamian za życie na swoich zasadach, jako wolny ptak. Często było to jednak frustrujące.

Byłam zdana na łaskę menadżera knajpy czy też właściciela. Żeby zarobić naprawdę solidne pieniądze, musiałam strasznie ciężko pracować. W okolicach dwudziestych urodzin miałam na to jeszcze siłę, ale co będzie później? Coraz częściej obawiałam się przyszłości, dlatego odpychałam ją od siebie. Starałam się o niej nie myśleć, choć momentami było to ciężkie.

Swoją pracę ceniłam jednak ze względu na jeden niezaprzeczalny plus. Miałam okazję poznać całą plejadę niesamowitych ludzi. Od biznesmenów, po blogerki, od studentów, po starszych panów, od matek z dziećmi, po gwiazdy telewizji.

To był miły, starszy pan

Stefan był starszym, ale bardzo zadbanym i świetnie ubranym klientem. Zaczął u nas bywać regularnie. Zamawiał czarną kawę, kanapkę z indykiem i czytał gazetę. Z wieloma stałymi klientami szybko nawiązywałam pewną więź. Serdecznie się witaliśmy, a ja przynosiłam im ich zamówienia w pierwszej kolejności. Stefan, pomimo swojego wieku, nalegał, żebym mówiła mu po imieniu. Zgodziłam się, choć z pewna dozą nieśmiałości.

Gdy w restauracji akurat mało się działo, zdarzało mi się zatrzymywać przy jego stoliku. Był bardzo oczytany i ciekawy, a do tego niezwykle szarmancki, jak to często bywa u mężczyzn starszej daty.

– Z ciebie emanuje takie dobro. Niewiele dziewczyn w twoim wieku chciałaby rozmawiać z takim dziadkiem jak ja – wyznał mi kiedyś.

– Co ty opowiadasz – zaśmiałam się. – Przecież masz ledwo sześćdziesiąt lat, jesteś w wieku moich rodziców, a ja tam zawsze się dobrze dogadywałam z ich znajomymi.

– Moja droga, bardzo mi schlebia, że tak młodo mnie oceniasz, ale jestem trochę starszy… W tym roku skończę osiemdziesiąt lat – odpowiedział i spojrzał na mnie badawczo, czekając na moją reakcję.

Byłam prawdziwie zdziwiona. Nigdy w życiu bym nie powiedziała, że ten mężczyzna może mieć osiemdziesiąt lat! Choć nigdy nie gustowałam w starszych mężczyznach, musiałam przyznać, że był dość przystojny, zwłaszcza jak na swój wiek.

Tajemniczy list

Nasza znajomość nadal trwała, choć nie ewoluowała szczególnie. Lubiliśmy ze sobą rozmawiać, Stefan zawsze zostawiał mi napiwek, a ja obsługiwałam go najlepiej, jak tylko umiałam.

Pewnego dnia jednak zobaczyłam na jego stoliku zaadresowany do mnie list. Zaciekawił mnie. Co takiego może mieć mi do powiedzenia klient? Zaczekałam do końca zmiany, zanim otworzyłam kopertę. Dopiero po południu usiadłam spokojnie na krawężniku i zaczęłam czytać:

„Asiu, nie wiem, czy umiałbym zdobyć się na wyznanie ci prawdy na żywo, dlatego postanowiłem, że list będzie grzeczniejszą formą i pozwoli ci spokojnie zapoznać się z tym, co mam ci do zaproponowania. Jak wiesz, mam już swoje lata. Żyję dosyć samotnie, nie mam już żony, a mój syn mieszka po drugiej stronie świata i widujemy się raz w roku. Zdałem sobie sprawę, że jedyną osobą, która rozjaśnia moje dni, na spotkanie z którą czekam codziennie z niecierpliwością, jesteś ty”, pisał.

Głęboko wciągnęłam powietrze. Tego się nie spodziewałam… Czytałam dalej z zapartym tchem:

„Może uznasz mnie za kompletnego szaleńca, ale postanowiłem, że zapytać nigdy nie zaszkodzi… Chciałbym poprosić cię o rękę. Chciałbym, żebyś towarzyszyła mi w ostatnich latach mojego życia. W zamian z chęcią zaoferuję ci wszystko, co tylko mam. Nie będziesz musiała ciężko pracować na swoje potrzeby. Zapewnię ci dom, utrzymanie i bardzo wygodne życie, na które wiem, że zasługujesz. Nie wymagam od ciebie niczego, na co nie miałabyś ochoty. Nie musimy żyć jak małżeństwo. Możemy być jedynie swoimi towarzyszami, swoim codziennym wsparciem. To mi wystarczy. Oferuję ci małżeństwo, bo wiem, że tylko ten sposób zagwarantuje ci, że nawet po mojej śmierci otrzymasz wszystko, co do mnie należy. Nie musisz się spieszyć z decyzją, ja poczekam i zaakceptuję każdą twoją odpowiedź. Mam nadzieję, że nie uznasz mojego listu za bezczelny… Stefan”.

Byłam w szoku

Ktoś mi się właśnie oświadczył? Na kartce papieru? Klient, któremu od miesięcy codziennie podaję kawę i z którym praktycznie nic mnie nie łączy? „Przecież to się nie dzieje naprawdę!”, pomyślałam i poklepałam się mocno po policzkach.

Propozycja Stefana była dla mnie niespodziewana i szokująca, ale też intrygująca. Pewnie wiele kobiet w moim wieku od razu odrzuciłoby taką perspektywę tuż po przeczytaniu podobnego listu. Ja jednak tego nie zrobiłam.

Całymi dniami zastanawiałam się co powinnam zrobić i jak odpowiedzieć Stefanowi. „Przecież prawie się nie znamy”, myślałam z obawą. „Ale z drugiej strony, jak dobrze jesteśmy w stanie poznać drugą osobę, nawet już w trakcie związku? Przecież tyle małżeństw się rozwodzi, nawet jeśli wcześniej ze sobą mieszkali…”, argumentowałam sobie z drugiej strony.

Nie ukrywam, bezpieczeństwo finansowe do końca życia było dla mnie niesamowicie kuszącą perspektywą. Gdyby zaoferował mi je pierwszy lepszy milioner, który chciałby zrobić ze mnie swoje trofeum, natychmiast bym go odrzuciła. Stefan jednak miał w sobie coś, co wzbudzało zaufanie. Był troskliwy, ciepły i pełen szacunku. Gdy kontynuowałam swoje rozważania, zadzwonił dzwonek do drzwi mojego mieszkania. Podniosłam się ciężko z łóżka i wstałam, aby otworzyć. W progu zobaczyłam Stefana.

Zgodziłam się

– Bardzo przepraszam, że cię nachodzę, kiedyś wspominałaś, że mieszkasz w tym bloku… Chciałem tylko powiedzieć, że oświadczyny, nawet tak dziwne i nietypowe, wymagają odpowiedniej oprawy… – powiedział nieśmiało i wyciągnął zza pleców pudełko z pierścionkiem i bukiet kwiatów. – Nie chcę w żaden sposób wywierać na tobie presji. Po prostu bardzo chciałem ci to dać…

Nasze spojrzenia się spotkały, gdy wręczał mi pudełko i wiązankę pięknych, pachnących róż. I gdy tak popatrzyłam, po raz pierwszy naprawdę głęboko, w jego błękitne oczy, pełne dobra i serdeczności, już wiedziałam. Wiedziałam, że to mężczyzna, który z dobroci serca zapragnął ofiarować mi wszystko to, co ma. Z prawdziwej troski i miłości. Mężczyzna, który nie opuści mnie w biedzie, tak samo jak ja nie opuszczę jego.

– Zgadzam się, Stefan. Chciałabym zostać twoją żoną. I myślę, że możemy być prawdziwym małżeństwem – wyznałam cicho.

W jego spojrzeniu zobaczyłam szczery zachwyt. I wiedziałam, że wiek i konwenanse nie mają znaczenia. Jestem gotowa pokochać tego człowieka.

Czytaj także: „Słowa narzeczonego przyjaciółki tak mi schlebiały, że wskoczyłam mu do łóżka. Bez oporów zdradziłam męża”
„Nie mogłam patrzeć na siniaki koleżanki. Byłam pewna, że jej mąż to damski bokser. W końcu poznałam prawdę”
„Byłam jego pierwszą i ostatnią miłością. Miał prowadzić mnie do ołtarza, a to ja odprowadzałam go w pogrzebowym orszaku”

Redakcja poleca

REKLAMA