Nie piłam od wielu miesięcy, starałam się zmienić swoje życie. Niestety, ludzie wciąż widzieli we mnie tę, co nie stroni od kieliszka.
Zaczęłam pić po odejściu męża. Czarę goryczy przelała śmierć mojej mamy, niedługo potem u córki zdiagnozowano astmę oskrzelową. Kompletnie się załamałam. Przy dziecku pomagała mi matka Zbyszka – zawsze się lubiłyśmy, a mój rozwód z jej synem niczego między nami nie zmienił.
Zaczęłam pić…
Wiedziałam, że robię krzywdę samej sobie, ale każdego dnia czekałam tylko na chwilę, kiedy będę się mogła napić. Pracowałam wtedy na poczcie i przez kilka miesięcy po odejściu Zbyszka udawało mi się trzymać z dala od alkoholu w pracy, jednak w końcu upiłam się na zapleczu i przyłapała mnie naczelniczka. A że nigdy się nie lubiłyśmy, zwolniła mnie dyscyplinarnie. Wtedy puściły mi już wszystkie hamulce.
– Opamiętaj się, Krysiu! – błagała mnie teściowa, ale już nie potrafiłam.
Wszystkie pieniądze szły na alkohol, w końcu matka Zbyszka zaczęła je przede mną chować.
– Sama Kamy nie utrzymam! Zbyszek płaci na nią grosze, z mojej renty też na wiele nie starcza – powtarzała mi. – Wiesz, że jest chora, przestań!
Nie odpowiadałam. Nie potrafiłam wtedy myśleć o własnym dziecku, chociaż córka pewnie bardzo mnie potrzebowała. Towarzystwo do picia znalazłam szybko – u sąsiadów libacje bywały na porządku dziennym, wystarczyło przynieść jakąś flaszkę, zapukać. Ale w końcu skończyły mi się pieniądze, a wraz z nimi wódka.
– Daj trochę, chociaż z dychę – prosiłam byłą teściową.
Kamilka już praktycznie u niej mieszkała, lecz niewiele mnie to obchodziło. Liczyła się tylko butelka.
Poznałam Romka i wtedy już całkiem popłynęłam…
Tamtego lata poznałam Romka – pomieszkiwał u sąsiadów, gdzieś tam pracował. Nie powiem, że się zakochałam, jednak kiedy powiedział, że chętnie się ze mną zwiąże, nie protestowałam. Romek miał kasę, a kasa znaczyła jedno – będzie na wódkę.
Piłam przez kilka miesięcy – bezrobotna, zdana na łaskę i niełaskę nowego faceta, otumaniona alkoholem, obojętna na świat i własną córkę.
Otrząsnęłam się dopiero, gdy teściowa trafiła do szpitala. Zapalenie płuc.
Z Kamą została sąsiadka, ale przecież nie na długo. Musiałam znowu zająć się córką, chociaż tęskniłam tylko za wódką. Z pomocą – ku mojemu zaskoczeniu – przyszedł mi były mąż. Przez jakiś czas nawet z nami zamieszkał, chociaż ta jego nowa baba strasznie się o to piekliła.
W każdym razie Zbyszek podał mi rękę i jakoś stanęłam na nogi.
Przestałam pić, zaczęłam szukać pracy. Szybko się jednak okazało, że w okolicy nie zatrudni mnie nikt.
– A ty przypadkiem ostro nie popijasz, Krycha? – zapytała mnie prosto z mostu właścicielka sklepu, w którym chciałam stanąć za ladą.
– Przestałam – powiedziałam. – Dla dziecka. Już nie piję – dodałam.
– No nie wiem – mruknęła kobieta, przyglądając mi się bez cienia uśmiechu. – Zaryzykuję i co? Wódkę tu przecież sprzedaję, potrafisz się powstrzymać, żeby czegoś nie wypić?
Powiedziałam, że potrafię. Że dla dziecka wszystko przecież, że dam radę. Kazała mi przyjść następnego dnia, ale kiedy przyszłam, powiedziała, że już kogoś znalazła…
– Znajdziesz coś innego – pocieszała mnie matka Zbyszka po powrocie ze szpitala. – Może idź na pocztę, pogadaj, naczelniczka nie jest taka zła. Zmięknie jej serce, jeśli poprosisz o zrozumienie.
Poszłam. Schowałam dumę do kieszeni i myśląc o chorej córce, poszłam na pocztę. Naczelniczka nawet nie udawała, że mi współczuje.
– Miałaś swoją szansę, Krysia. Trzeba było nie chlać na zapleczu i listonosza nie rozpijać! Chłopak sam teraz ma z alkoholem problemy, a dwudziestki jeszcze nie skończył – wyrzuciła mi.
– To moja wina? To Olek wódkę wtedy przyniósł, nie ja! – krzyknęłam.
– Ale to na ciebie skarga została złożona. Że wódą cuchniesz jak gorzelnia! Nie tak było? Do widzenia! Tutaj nie masz czego szukać – usłyszałam.
Jedynie była teściowa wierzyła, że mi się uda
Popłakałam się w drodze do domu.
– Nikt mnie nie przyjmie. Ani w fabryce, ani na poczcie, ani w sklepie – żaliłam się matce Zbyszka. – Mężczyźni piją ile wlezie i nikt nie robi z tego problemu, to podłe!
– Kobiety zawsze są surowiej oceniane – przyznała matka Zbyszka. – A ty się nie załamuj, tylko walcz
o siebie. Zacznij szyć, skoro nie możesz znaleźć etatu. Pamiętasz, jak kiedyś świetnie szyłaś? Uszyj kilka kiecek dla sąsiadek, to i klientki zyskasz.
– Myśli mama?
– A masz inne wyjście?
Nie miałam. Zaczęłam szyć, tak jak poradziła mi matka Zbyszka.
Zawsze to lubiłam i zawsze byłam w tym dobra. Haftowałam też dekoracyjne poduchy, robiłam szydełkiem serwetki, dziergałam szaliki, czapki i całe kompleciki dla dzieci.
Pracowałam codziennie, w niedzielę też, i wkrótce miałam już całą komodę zrobionych na sprzedaż rzeczy, jednak klientek wciąż nie było.
Któregoś ciepłego, wiosennego dnia, ubrana w jedną z nowych, uszytych przez siebie sukienek, wybrałam się do sklepu – tego samego, w którym nie chciano mnie zatrudnić. Zazwyczaj zakupy robiła matka Zbyszka, ale akurat potrzebowałam paru drobiazgów do obiadu. Włożyłam do koszyka niezbędne sprawunki i ustawiłam się w kolejce do kasy.
– Ale się wystroiła! Pijaczka! – usłyszałam głos jednej z sąsiadek.
– Dziecko porzuciła, żeby wódę chlać z tym całym Romanem, a teraz nagle stroi się w falbanki – dodała druga.
Odwróciłam się i spojrzałam jej prosto w twarz
– Już nie piję – powiedziałam cicho.
– Jasne – parsknęła kobieta. – Mój ślubny też latami tak gadał, dopóki pijany pod ciężarówkę nie wpadł!
Odłożyłam na bok koszyk z zakupami i wybiegłam ze sklepu, chłostana złymi spojrzeniami sąsiadek.
– Ludzie nie zapomną, mamo. Jeśli naprawdę chcę zacząć wszystko od nowa, muszę stąd wyjechać – powiedziałam teściowej w domu.
– Może masz rację – zgodziła się ze mną, wyglądając przez okno.
Pod naszym płotem dwie sąsiadki plotkowały, aż się kurzyło, raz za razem spoglądając na dom. Pewnie
o mnie gadały, bo niby o kim innym?
„Lokalna pijaczka zawsze będzie wdzięcznym tematem plotek” – pomyślałam ze łzami w oczach.
Teraz ode mnie zależy, jaka będzie moja przyszłość
– Może masz rację, Krysiu – powtórzyła mama Zbyszka, podając mi kubeczek z kawą. – Jedź do miasta, rozejrzyj się za pracą, ułóż sobie życie. Póki co, zajmę się Kamilką, a później się zobaczy – powiedziała.
Uściskałam ją ze łzami w oczach, obiecując, że dam sobie radę.
Niedługo będą dwa lata, odkąd mieszkam w pobliskim mieście. Dobrze mi tutaj, swojsko. Nie wiem, czy ludzie jacyś bardziej życzliwi, czy ja się zmieniłam? W każdym razie pracuję w kwiaciarni, spotykam się z fajnym facetem i właśnie ściągnęłam do siebie Kamę.
Była teściowa wpada do nas na weekendy, ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy by jej nie zaprosić na stałe. W końcu, gdyby nie ona, nigdy nie stanęłabym na nogi.
Nie piję już siedemset osiemdziesiąt dni, jednak wciąż je liczę. Mówi się, że alkoholizm to choroba nieuleczalna, i wiem, że stale będę musiała walczyć o siebie, o córkę i o naszą przyszłość. Wciąż bolą mnie ludzkie reakcje.
„Pijaczka!” – szeptali za mną w rodzinnym miasteczku. I nawet kiedy już nie piłam, ludzie nie dawali mi zapomnieć o dawnych błędach. Dziś już nikt nie wytyka palcami, nie ośmiesza. I tylko ode mnie zależy, czy tak będzie dalej.
Czytaj także:
„Porzuciłam męża dla młodszego kochanka. Ale kiedy poważnie zachorowałam, to mąż się mną zajął. Teraz jest mi wstyd"
„Moja przyjaciółka była jak bluszcz. Przychodziła bez zapowiedzi i wpraszała się nawet na nasze wakacje we dwoje"
„Mój chłopak ukrywał przede mną swoje dziecko. Okazało się, że kiedy się poznaliśmy, jego matka jeszcze była w ciąży”