„Młoda dziewczyna straciła życie. Wyglądało na to, że maczał w tym palce zdradzony narzeczony, ale czy na pewno?”

mężczyzna, który pisze powieść fot. Adobe Stock, dariusz mejer/EyeEm
„10 października, Dorota już nie żyła. I w powieści, i w rzeczywistości. W książce mordercą okazał się narzeczony, który zabił ją w dniu, kiedy mieli się pobrać. Policja znalazła w garażu podejrzanego ślady krwi i pasek od sukienki. Ale powieść dotarła do redaktora już we wrześniu. Czyżby autor oglądał przyszłość w szklanej kuli?”.
/ 22.10.2022 07:15
mężczyzna, który pisze powieść fot. Adobe Stock, dariusz mejer/EyeEm

„W tej mieścinie życie zawsze toczyło się jakby wspak. Gdzieś indziej wioski rozrastały się w miasteczka, a te w miasta. Gdzieś indziej budowano fabryki. Gdzieś indziej znajdowały się lasy i jeziora, przyciągające ludzi spragnionych odpoczynku. Tu nawet autostrada, która miała przebiegać nieopodal, nieoczekiwanie została przeniesiona 10 kilometrów dalej. Wszystko przez jakiegoś ekologa, który zobaczył w okolicy rzadkiego ptaszka. Dziś jego nazwy nikt już zresztą nie pamięta, gdyż wkrótce przeniósł się zupełnie gdzie indziej.

Oczywiście młodzi jak zawsze się buntowali. Marzyli o lepszym życiu, próbowali się wyrwać w wielki świat, by odmienić swój los i nie stać się podobnymi do swoich rodziców. Ale miasteczko niczym kula u nogi nie pozwalało im nigdzie odfrunąć. Jedną z tych, którzy myśleli o ucieczce, była Dorota. Dziewczyna miała ładną twarz, sympatyczny uśmiech, długie, jasne włosy i w przyszłości chciała zostać sławną aktorką.

Ale i jej nie udało się uciec od sennego rynku z odrapanym magistratem i plotkarek, które w ciepłe, jesienne popołudnia niczym wrony obsiadały ławki wokół ratusza. Pewnego dnia martwą dziewczynę znalazła policja. Miała na sobie jasną sukienkę w zielone grochy, zupełnie nieodpowiednią na tę porę roku. Leżała w rowie, trzymając się za pierś, w którą aż po rękojeść wbity był rzeźnicki nóż”.

Znalazł ją przejeżdżający nieopodal wikary

Przerwałem czytanie i spojrzałem na siedzącego po drugiej stronie biurka mężczyznę.

Kiedy otrzymał pan tę powieść?

– Dokładnie… – zajrzał do notesu – 15 września, panie prokuratorze. Zawsze zapisuję daty wpływających tekstów. Miesiąc później wysłałem autorowi list odmowny. Stwierdziłem w nim, że nie przyjmiemy książki do druku, bo zaproponowana historia jest niezbyt skomplikowana, taka… codzienna. Zagadka zaś mało interesująca. Tydzień później zadzwonił autor i powiedział, że jego powieść jest wzorowana na faktach i wkrótce się o tym przekonam. Potem jeszcze dorzucił, że to będzie prawdziwy bestseller, a wtedy on zażąda od wydawnictw prawdziwego honorarium, kilkaset tysięcy złotych, jak na Zachodzie… Ot, wariat.

Ręce redaktora znanego wydawnictwa drżały ze zdenerwowania.

Kiedy odebrał pan ten telefon?

– 10 października, w południe.

Zabójstwo miało miejsce 10 października rano. W dniu, kiedy Dorota wzięłaby z Leszkiem ślub, gdyby wcześniej nie zerwała z nim zaręczyn. To nie mógł być przypadek.

Leżące w rowie ciało Doroty, ubrane w letnią sukienkę w zielone grochy, dostrzegł przejeżdżający nieopodal rowerem wikary. Przerażony wrócił pędem na plebanię, gdzie zostawił telefon komórkowy. Wkrótce na miejsce przyjechało pogotowie. Lekarz zbadał ciało i potwierdził, że bezpośrednią przyczyną zgonu był cios zadany nożem, który przebił serce. Tymczasem wrócił jeden z policjantów, który zebrał informacje o dziewczynie. Wraz z nim przyjechali jej rodzice. Poprosiłem, by poczekali w samochodzie, podczas gdy ja słuchałem tego, co miał mi do powiedzenia funkcjonariusz.

– Dorota była miła, mało ambitna. Spokojna. To zeznanie jej przyjaciółki, Marty M. – sierżant sięgnął do kieszeni i wyjął telefon komórkowy, którym nagrał swoich rozmówców.

„Odkąd się poznałyśmy, a znamy się od podstawówki, to Dorota zawsze marzyła, że pewnego dnia pozna księcia z bajki, który wyrwie ją z tego bagna szarości. To tyle, jeśli chodzi o marzenia. A życie? Jak to u nas. Beznadzieja. Dorota ostatnio niedomagała. Chyba miała coś z oskrzelami. Lekarz na początku maja wysłał ją do sanatorium. Przed wyjazdem przyjęła oświadczyny Leszka. Spotykali się od dwóch lat. Były zapowiedzi. Mieli się pobrać w październiku, kiedy dom, który budował Leszek, zostanie ukończony. Dorota zadzwoniła do mnie z Ciechocinka i powiedziała, że ten jej wyśniony książę jest prawdziwy. Inaczej mówiąc, poznała faceta. I zaczęła poważnie rozważać zerwanie zaręczyn. Jak wróciła z sanatorium, to była już mocno przybita. Facet ją wystawił. Żonaty skurczybyk. Ale ona mimo to jakoś nie mogła o nim zapomnieć i zerwała zaręczyny. Leszek nie mógł się z tym pogodzić… ”.

Wszystko wskazywało na narzeczonego

Oczywiście pierwsze, co przyszło mi na myśl, to to, że ów Leszek zabił niewierną narzeczoną. Kazałem go przesłuchać. Dwa dni później na moim biurku w prokuraturze wylądowała kopia nagrania z tamtego spotkania.

Leszek T. wydawał się zszokowany tym, co stało się z byłą narzeczoną. Na pytanie, czy wiedział o jej przelotnym romansie, początkowo gwałtownie zaprzeczył. Ale przyciśnięty przyznał, że pojechał do Ciechocinka, bo od jednego z kumpli dostał fotkę, jak Dorota przytula się do jakiegoś obcego gościa.

– No więc spotkał się pan z narzeczoną i… o czym rozmawialiście?

– Spytałem, czy jest mi wierna. Oburzyła się, że zadaję jej takie pytanie – odparł zrezygnowany chłopak.

Nie powiedział Dorocie o otrzymanym zdjęciu, bo nie chciał doprowadzić do zerwania zaręczyn. Potem zresztą nie przyjmował do wiadomości rozstania. Wierzył, że w końcu Dorota do niego wróci. Jednak nie mógł przedstawić porządnego alibi na czas morderstwa – jak twierdził, był wówczas sam w domu.

Wyłączyłem nagranie. Wszystko świadczyło o tym, że zdradzony narzeczony zabił ukochaną. Leszek T. miał motyw, który od tysięcy lat pcha ludzi do zbrodni – zazdrość. Kiedy chłopak dowiedział się o konkurencie, na pewno był wściekły. W tym wypadku chodziło nie tylko o jego zranioną męską dumę. W małych miasteczkach ważniejsze od niej jest to, co ludzie pomyśleliby o porzuconym kawalerze. Nie wszyscy są w stanie znieść takie upokorzenie.

Leszek T. został aresztowany. Cały czas twierdził, że to nie on zabił. Owszem, poprzedniego dnia pokłócił się z Dorotą, bo chciał, żeby do niego wróciła, a ona uparcie odmawiała. Ale ostatnio ciągle się o to spierali. To normalne, że próbował ją przekonać, przeczekać, aż zapomni o tamtym gachu. Zaś w dniu morderstwa nieoczekiwanie się rozchorował.

Jednak innych podejrzanych nie było. Zresztą wkrótce potem w garażu u Leszka znaleziono pasek od sukienki w zielone grochy… i ślady krwi dziewczyny na wyczyszczonej podłodze. Wyczyszczonej niezupełnie dokładnie. Wiadomo było, że ciało denatki zostało przeniesione, a teraz poznaliśmy miejsce zabójstwa. 

Zaplanował wszystko ze szczegółami

O morderstwie z zazdrości napisało kilka lokalnych gazet, był nawet reportaż w lokalnej telewizji. Wieści dotarły do redaktora z wydawnictwa. Przyszedł do mnie z maszynopisem powieści, w której morderstwo miało identyczny przebieg… Wiek ofiary, imię, nazwa miasteczka, okoliczności… nawet wyjazd Doroty do Ciechocinka i jej romans. Ten skończył się wraz z zakończeniem turnusu. Rycerz powiedział, że niestety ma żonę i dziecko, i musi wracać w domowe pielesze.

To było pod koniec maja. Pięć miesięcy później, 10 października, Dorota już nie żyła. I w powieści, i w rzeczywistości. Została zamordowana dokładnie tego samego dnia. O tej samej godzinie. I nawet ten sam człowiek, wikary, odnalazł jej ciało. W książce mordercą okazał się narzeczony, który zabił ją w dniu, kiedy mieli się pobrać. Policja znalazła w garażu podejrzanego ślady krwi i pasek od sukienki. Ale powieść dotarła do redaktora już we wrześniu. Czyżby autor oglądał przyszłość w szklanej kuli?

Tomasz K., początkujący pisarzyna, nie zdziwił się, kiedy przyszedłem do niego z policją. Uśmiechał się z wyższościąZaplanował wszystko ze szczegółami. W Ciechocinku wypatrzył Dorotę, samotną dziewczynę z małego miasteczka. Rozkochał ją w sobie, wypytał o wszystkie szczegóły jej życia. Uwiódł, po czym porzucił. Następnie pojechał w przebraniu do miasteczka, żeby złapać koloryt. Wiedział, gdzie jest drogeria, jak wygląda wikary, gdzie mieszka narzeczony Doroty.

Napisał powieść i wysłał ją do wydawnictwa. Obojętne mu było, czy ją przyjmą. Wierzył, że gdy okaże się, że książkę o morderstwie napisał sam morderca, stanie się ona bestsellerem.

W odpowiednim dniu przyjechał do miasta, nad ranem zabił Dorotę w garażu Leszka, przebrał ją w sukienkę, podrzucił dowody i wywiózł ciało. Wiedział, że przed 7 rano codziennie przejeżdża tamtędy wikary. Spytany, dlaczego to zrobił, odparł:

– Bo chcę być sławny i bogaty.

Czytaj także:
„Dla zabawy podrzucałem Marysi listy z pogróżkami. Myślałem, że da się zastraszyć, ale ona okazała się sprytniejsza...”
„Rodzice zburzyli moje poczucie własnej wartości. Od dziecka słyszałam, że jestem głupia, słaba i w życiu sobie bez nich nie poradzę"
„Ojciec, a potem siostra odeszli, bo z mamą nie dało się żyć. Byłam przerażona, gdy odkryłam, że… jestem do niej podobna”

Redakcja poleca

REKLAMA