„Ojciec, a potem siostra odeszli, bo z mamą nie dało się żyć. Byłam przerażona, gdy odkryłam, że… jestem do niej podobna”

matka robi wyrzuty córce fot. Adobe Stock, David Pereiras
„Poczułam, jak złośliwa siła podnosi we mnie łeb. Tak łatwo byłoby pokierować Sylwią, zrobiłaby wszystko, czego bym chciała. Miałam nad nią nieograniczoną władzę, to było bardzo przyjemne uczucie. Czy to samo czuła moja matka?”.
/ 16.10.2022 10:30
matka robi wyrzuty córce fot. Adobe Stock, David Pereiras

– Wyglądasz okropnie, ta sukienka do ciebie nie pasuje – odsunęłam się dwa kroki, żeby lepiej ocenić całość.

Sylwia nie miała idealnej figury, nie wszystko dobrze na niej leżało. Ona oczywiście nie zdawała sobie z tego sprawy, dlatego wybrałam się z nią na zakupy, przełamując opór nastolatki, która nie wie, co jest dla niej dobre. Gdyby to od niej zależało, buszowałaby po galerii handlowej z koleżankami, które doradziłyby jej niewłaściwy fason.

Wiadomo, jak to jest z kobietami – wieczna rywalizacja i nie ma taryfy ulgowej. Nic tak nie poprawia nastroju jak grubsza i mniej atrakcyjna koleżanka. Według mnie córka powinna wiedzieć, że nie może polegać na przyjaciółkach. Im szybciej to zrozumie, tym lepiej dla niej. Od dawna starałam się wbić jej to do głowy.

– Dlaczego? Mnie ta sukienka się podoba – naburmuszyła się Sylwia.

– Fason dodaje kilogramów, a Bóg mi świadkiem, że tego nie potrzebujesz. Znajdziemy coś, w czym będziesz wyglądała jak człowiek.

– Nie chcę – Sylwia zaczęła nerwowo zdzierać z siebie suknię. – Niczego już nie chcę.

– Ależ, dziecko, nie możemy wrócić do domu bez sukienki. W czym pójdziesz na ślub Janinki?

– Nie obchodzi mnie to – mimo skończonych szesnastu lat córka wciąż zachowywała się jak dziecko. – Albo nie, czekaj! Obchodzi. Tylko nie chcę, żebyś przy tym była, sama kupię sobie sukienkę.

Poczułam, jak ogarnia mnie zimna wściekłość. Odrzuca moją pomoc? Po tym wszystkim, co dla niej zrobiłam i ciągle robię? Jeszcze pożałuje, smarkula jedna. Nie ona tu rządzi. Jeszcze nie. Załatwię to najprościej jak można, zaraz zobaczy.

Wszyscy mają tańczyć tak, jak ona im zagra!

Zacisnęłam usta i odwróciłam wzrok, udając, że tracę zainteresowanie sceną rozgrywającą się w przymierzalni. Sylwia z minuty na minutę traciła rozpęd i pewność siebie. Poczekałam na odpowiedni moment i odwróciłam się na pięcie, żeby wyjść, nie oglądając się na nią. Będzie mnie goniła i przepraszała, tak jak zwykle. Od czasu do czasu nie zaszkodzi pokazać córce, gdzie jest jej miejsce, i kto tu rządzi.

Wyszłam ze sklepu i wtedy doznałam czegoś na kształt déjà vu. Tak już kiedyś było, pamiętałam niknące w tłumie na nadmorskim deptaku plecy zagniewanej matki i swoją rozpacz. Miałam wtedy chyba cztery lata i uparłam się, że chcę loda. Ona nie zamierzała mi go kupić, ale zamiast porozmawiać ze mną, wytłumaczyć, po prostu sobie poszła.

Ona. Tak o niej mówiłyśmy. Ojca już dawno z nami nie było, zostałyśmy same. Moja siostra Sandra, ja i nasza mama.

Prędko nauczyłam się go nienawidzić za to, że odszedł i się nami nie interesował. Chociaż, nie, przepraszam, było inaczej. Na początku jeździłyśmy do niego z siostrą, spędzałyśmy z nim niedziele i święta. Mama jednak prędko przerwała tę zażyłość. Nie zabraniała nam, skądże znowu, karała nas inaczej. Milczeniem, brakiem zainteresowania. Odbierała nam swoją miłość tylko dlatego, że jeździłyśmy do taty.

Z początku tego nie widziałam, to Sandra otworzyła mi oczy. Była starsza i więcej rozumiała.

Ona manipuluje ludźmi. Wszyscy mają tańczyć tak, jak im zagra, a jak nie chcą, wtedy robi się straszna. Boisz się jej?

– Boję się, że mama nas zostawi. Odejdzie, jak wtedy nad morzem – powierzyłam siostrze swoje najskrytsze obawy.

– Nie zrobi tego. Wiesz dlaczego? Bo przez to zostałaby sama. I kim by wtedy rządziła?

– Mama wcale taka nie jest – zaprotestowałam niepewnie.

Sandra zawsze była córeczką tatusia, ale nie miałam pojęcia, że ona nienawidzi mamy.

– Jaka nie jest? Zła? – siostra zaśmiała się ponuro. – Cały czas się nad tym zastanawiam. Czy ona wie, co nam robi, gdy wywiera presję, szantażuje nas emocjonalnie? Jesteśmy na huśtawce jej nastrojów: raz w górze, raz na dole. Jeśli zachowujemy się zgodnie z oczekiwaniami, kocha nas, ale przez jeden błąd odbiera nam swoją miłość. To normalne?

Spojrzałam na nią z szacunkiem. Miała tylko czternaście lat, a mówiła jak dorosła osoba.

– Ostatnio dużo czytałam. I rozmawiałam z tatą, on mi otworzył oczy na sytuację w naszym domu.

Spojrzałam z obawą na drzwi. Czy Ona słyszała? Sandra mówiła dość głośno, to było nieostrożne. Gdyby mama usłyszała, na pewno by się na nas obraziła.

– Boisz się jej, zrobisz wszystko, czego zażąda – odgadła Sandra.

– Nie mów tak, to nasza mama – zaprotestowałam.

Zgotowałam mojej córce podobny los...

Byłam dzieckiem, potrzebowałam matczynej miłości, a znałam tylko tę, którą oferowała Ona. Na to uczucie trzeba było zasłużyć bezwzględną lojalnością, która – jak się miało niedługo okazać – obejmowała także najbliższą rodzinę.

Między mamą a Sandrą wciąż wybuchały sprzeczki przeradzające się w poważne kłótnie. Zatykałam wtedy uszy i chowałam się po kątach. W żołądku czułam strach, który rósł i wypełniał brzuch mdlącą siłą. Lęk podchodził do gardła, utrudniał oddychanie, zachowywał się jak żywe nieprzyjazne zwierzę. Nie raz, nie dwa miałam ochotę wpaść do pokoju i krzyknąć z całych sił: „Przestańcie! Uspokójcie się!”, ale oczywiście nie odważyłam się na to. Już wiedziałam, że jeśli zrobię coś, co nie spodoba się mamie, ona ukarze mnie, ignorując całymi dniami, a może nawet tygodniami. Które dziecko by to wytrzymało?

Pewnego dnia Sandra po prostu zniknęła. Nie wróciła ze szkoły i nie dała znaku życia. Ona wiedziała, gdzie jest jej starsza córka, nie od razu mi jednak powiedziała, a ja nie pytałam wprost, bo czułam, że za zniknięciem Sandry stoi tajemnica.

Zanim mama zdradziła, o co chodzi, zadzwoniła do mnie siostra.

– Hej, maluszku, jak tam? Co u ciebie? – zapytała.

Wściekłam się. To ja się martwię, a ona tak po prostu mówi: „Hej!”?

– Jak to zniknęłam? Ona ci nie powiedziała? – zdenerwowała się Sandra. – Jestem u taty, miałam przeprowadzić się w sobotę, zdążyłabym ci wcześniej powiedzieć, ale Ona przyspieszyła sprawę. Po ostatniej awanturze nie chciałam już z nią mieszkać. Bo i po co? Żeby oglądać jej obrażone plecy?

Milczałam wstrząśnięta. Najpierw zniknął tata, teraz Sandra. Łzy same napłynęły mi do oczu.

– No, maluszku? Jesteś tam? Nie płacz, niedługo się zobaczymy.

Zawsze coś stawało nam jednak na przeszkodzie. Minęło wiele tygodni, zanim udało nam się spotkać.

– I co? Sandra była dla ciebie miła? Umówiłyście się na następny raz? – sondowała mnie mama.

Miałam się na baczności, wiedziałam, że spotkania z Sandrą są jej nie w smak. Zdołała wymazać krnąbrną córkę z serca i przelać na mnie skomplikowane uczucia, a to oznaczało, że żądała wyłączności i absolutnej lojalności. Sandra nie sprostała jej wymaganiom, ja musiałam.

– Och, nie wiem, zobaczymy – wybrnęłam dyplomatycznie.

Nie wiem, jak Ona to zrobiła, ale byłam najbardziej samotnym dzieckiem na świecie. Nie było jej mnie żal? Tatę i Sandrę odwiedzałam rzadko i zawsze wracałam z poczuciem winy, jakbym zrobiła coś złego. Koleżanek prawie nie miałam, bo mama każdej przypisywała złe zamiary, o chłopakach lepiej nie wspominać. Co mi zostało? Chimeryczna i kapryśna Ona, oś mojego wybrakowanego świata.

Inaczej nie potrafię... Czyżby?

– Mamo, nic ci nie jest? – Sylwia znalazła mnie siedzącą na ławce.

W ręce trzymała torbę z sukienką. A więc jednak ją kupiła! Może jeszcze nie wszystko stracone? Może uda mi się zabić w sobie odziedziczony po matce egoizm i chęć posiadania bliskich na własność?

– Nie gniewasz się na mnie? – córka próbowała ustalić, na czym stoi.

Poczułam, jak złośliwa siła podnosi we mnie łeb. Tak łatwo byłoby pokierować Sylwią, zrobiłaby wszystko, czego bym chciała. Miałam nad nią nieograniczoną władzę, to było bardzo przyjemne uczucie. Czy to samo czuła moja matka?

– Czy uważasz, że jestem podobna do babci? – spytałam córkę.

– Strasznie – wymsknęło się Sylwii.

Musi być taka prawdomówna?

– Ciocia Sandra też tak mówi.

– Widujecie się? – spytałam.

Nie widziałam mojej siostry od lat, jakoś tak wyszło.

– Rozmawiamy przez telefon. Ciocia mówi, żebym nie brała do siebie tego, co mówisz, bo nie jest skierowane przeciwko mnie, tylko ty inaczej nie potrafisz.

Sandra była psychologiem i lubiła się wymądrzać.

– Nie moja wina, że jestem podobna do matki – nie wiem, czemu usprawiedliwiałam się przed dzieckiem. – Nie chcę być taka jak ona.

Córka patrzyła na mnie lekko znudzona. Pewnie wolałaby teraz być z rówieśnikami.

– Wrócę sama do domu, możesz umówić się z koleżankami. Jeśli jeszcze tego chcesz.

– Poważnie? A nie będzie ci przykro? Bo one tu są, tylko ja nie wiedziałam, czy mogę…

– Idź do nich, śmiało.

Sylwia pobiegła alejką. Im bardziej się oddalała, tym lepiej się czułam. Uwolniłam od siebie własne dziecko. Zrobiło mi się lekko na duszy, jakbym pozbyła się ogromnego ciężaru. Tym razem udało mi się przeciwstawić ciemnej sile, którą odziedziczyłam. Czy zawsze tak będzie?

Potrzebowałam wsparcia. Wybrałam numer Sandry.

Czytaj także:
„Ta miłość była jak trzaśnięcie piorunem. Nie myślałam o tym, że zdradzam męża i krzywdzę dzieci. Liczył się tylko on”
„Byłam wściekła, że sąsiadka wchodzi z buciorami w moje życie. Wstyd przyszedł, gdy okazało się, że miała rację”
„Mężczyzna zakochał się w… moim zdjęciu w gazecie! Wydzwaniał do dziennikarzy, żeby podali mu mój adres”

Redakcja poleca

REKLAMA