Wracałem do domu po dniówce i zastanawiałem się, jak mam powiedzieć Agnieszce, że muszę jeszcze wyjechać na nocną zmianę, na obsługę stacji telefonii w terenie. To już była czwarta noc w tym tygodniu, do tego piątek i wiedziałem, że żona ma na wieczór plany.
Mieliśmy wyjść do przyjaciół. Jak nic, będzie zła. Znowu mi się dostanie, że tylko praca się dla mnie liczy, a rodzina, to znaczy ona i Michałek mnie nie obchodzą. Miałem rację. Ledwie napomknąłem o konieczności nocnego wyjścia, Agnieszka aż poczerwieniała ze złości.
– Znowu?! – parsknęła. – Z tobą żadnych planów nie można robić – odwróciła głowę, ale i tak zdążyłam dostrzec w jej oczach łzy. – Mama zgodziła się zostać z małym i co, znowu jej mam powiedzieć, że już nie musi przychodzić, bo nigdzie nie wychodzimy? Wracasz do pracy, ledwie zdążyłeś z niej przyjść…
– Tak się złożyło – podszedłem do niej i usiłowałem przytulić, ale żona szybko wysunęła się z moich ramion. – Sama wiesz jak jest, nie mogę odmówić szefowi, takie są układy i nic na to nie poradzę.
– Michaś to już niedługo zapomni, jak wyglądasz – pokręciła głową. – Wychodzisz z domu jak jeszcze śpi, wracasz, jak już zasypia, albo wpadasz na kilka godzin do domu i znowu uciekasz – popatrzyła na mnie z wyrzutem. – Powiedz, kiedy ostatni raz przeczytałeś mu bajkę na dobranoc?
Nic się nie odezwałem, bo cóż miałem powiedzieć? Żona miała rację – zbyt często mnie nie było. Ale charakter mojej pracy – serwisanta w telefonii komórkowej, wymagał dyspozycyjności.
W firmie spędzałem często po dwanaście, albo i więcej godzin na dobę. Nie powiem, żeby mi się to nie opłacało. Służbowy samochód, wypasiony telefon, laptop, spore zarobki, wysokie premie za nadgodziny, firmowe okolicznościowe bonusy... Te wszystkie argumenty przytoczyłem teraz, żeby jakoś udobruchać Agnieszkę.
– No i co z tego? – parsknęła tylko ze złością. – Zarabiasz spore pieniądze, ale to ty jesteś nam potrzebny, zrozum to wreszcie! Możemy skromniej żyć, ja przecież nie wydaję na dom wiele, zresztą też zarabiam. Musisz tak wciąż brać te nadgodziny, kosztem rodzinnego życia?
Aga potrafi odciągnąć jego uwagę od złych myśli
Nie patrząc na mnie, zaczęła podawać obiad, który właściwie był już kolacją. Jedliśmy go prawie w milczeniu, słychać było tylko szczebiot naszego pięcioletniego synka, który opowiadał o zwierzątkach z papieru, które robił w przedszkolu.
Chciał, żebym zmajstrował całe zoo w domu, a ja przytakiwałem, choć niezbyt mnie interesowało to, o czym synek mówi. Myślami byłem daleko, bo układałem w głowie plan nocnego objazdu stacji.
A gdy po skończonym obiedzie wyciągnąłem się na kanapie w salonie, żeby trochę wypocząć przed nocką, zdumiony ujrzałem, jak Michaś podchodzi i staje przede mną z blokiem kolorowego papieru, klejem i nożyczkami w rękach.
– No, to możemy zaczynać – powiedział, patrząc na mnie wyczekująco.
– Ale co? – nie zrozumiałem go.
– Nasze zoo – odparł. – Przecież obiecałeś, że je zrobimy, jak ładnie zjem kolację.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, do salonu weszła Agnieszka z mocno naburmuszoną miną.
– Nie przeszkadzaj synku tatusiowi, musi odpocząć, bo zaraz wraca do pracy – powiedziała. – Ja ci pomogę zrobić zoo.
– Ale ja chciałem z tatusiem!
Widziałem, jak małemu zaczyna trząść się broda. Jednak Agnieszka szybko opanowała sytuację, przygarnęła Michasia do siebie i zaczęła opowiadać, jak to zrobią fajne futerko na szyi żyrafy z brązowej wełny i ona właśnie taką przygotowała.
Spojrzałem na żonę z uznaniem. Ja bym nie umiał tak szybko odciągnąć uwagi synka od przykrych myśli. Obiecałem, że następnego dnia spędzę z nim cały wieczór i poczytam mu na dobranoc. Mały strasznie się ucieszył. Szybko do mnie podbiegł. Wtulił twarzyczkę w mój sweter, a potem popatrzył na mnie z uśmiechem.
– Ty tak fajnie pachniesz, tato – wciągnął powietrze w nozdrza.
– To pewnie zapach tytoniu z fajki – zwichrzyłem mu włoski.
– Strasznie lubię ten zapach. Bo nikt tak nie pachnie na całym świecie, tylko ty.
Trochę mi się dziwnie w środku zrobiło. Chyba się wzruszyłem. A to szkrab jeden. Pociągnąłem nosem i roześmiałem się głośno, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, które gdzieś tam w głębi serca znowu się odezwały.
Powinienem więcej czasu poświęcać synowi, bawić się z nim, zabierać na rower czy na zwykły spacer. Tylko mama z nim wychodziła, a to przecież także moje dziecko. Praca nie powinna być najważniejsza w życiu…
Ale gdy tylko przekroczyłem próg firmy, zapomniałem o wszystkich tych myślach. Okazało się bowiem, że awarii było tak dużo, że mogło mi nocy nie starczyć, żeby sprostać wszystkim zleceniom.
Jak wrócę, przeczytam ci tyle bajek, ile zechcesz!
Podzieliłem się swoimi wątpliwościami z szefem. Spojrzał na mnie z politowaniem.
– No przecież widzę, jak jest. I co? – spytał, wzruszając ramionami. – Musisz do rana wszystko objechać, a po południu, skończysz robotę w biurze.
– Ale przecież po całej nocy w terenie... – nie dokończyłem swojej myśli, bo szef przerwał mi z niezadowoloną miną.
– Od dzisiaj robisz w tym biznesie? – warknął. – To musi być zrobione na czas i koniec. A ja nie mam ludzi, jeden na chorobowym, drugi na bezpłatnym urlopie – popatrzył na mnie i już łagodniejszym tonem dokończył. – Prześpisz się po nocce kilka godzin i wrócisz do biura.
Dla mnie to było wykonalne, ale co powie Agnieszka? Aż strach myśleć…
– Muszę wpaść jeszcze do biura po południu, ale tylko na dwie, trzy godzinki – tłumaczyłem, gdy sobotnim rankiem, na ostatnich nogach wróciłem do domu.
– Jest weekend, obiecałeś, że pobawisz się z Michasiem, że poczytasz mu na noc – powiedziała żona lodowatym tonem.
– No przecież wrócę zaraz, za godzinę, dwie – ziewnąłem. – A teraz muszę się położyć, bo zaraz tutaj padnę.
Przespałem się do południa, potem zjadłem coś szybko i ruszyłem do firmy. Powiedziałem synkowi, żeby czekał na mnie, bo jak tylko wrócę, zabierzemy się za jego zoo, a potem przeczytam mu tyle bajek, ile zechce.
Pochyliłem się i ucałowałem go we włosy, a gdy uniosłem głowę, natrafiłem na wzrok żony. Stała w drzwiach kuchni, i patrzyła na mnie w taki sposób, jakby wiedziała, że i tak nie dotrzymam słowa, że znów zawiodę nasze dziecko.
No i stało się… Z dwóch godzin, jakie miałem spędzić w biurze, zrobiło się sześć i gdy wróciłem, na dworze było ciemno. Tym razem czułem się naprawdę głupio. Sobotni wieczór rodziny powinny spędzać razem. Wręcz obowiązkowo.
– Przepraszam, naprawdę! – zawołałem już od progu. – Możesz na mnie nakrzyczeć. Ale musiałem skończyć robotę, inaczej szef poleciałby mi po premii, bo...
– Mnie nie musisz się tłumaczyć – przerwała mi żona smutnym, cichym głosem. – Wytłumacz to raczej swojemu synowi.
– Mały pewnie już śpi, co?
– Tak, jest już w łóżku – odparła żona. – Ale chodź i sam zobacz, jak on zasnął.
Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę dziecinnego pokoju. Ostrożnie otworzyła drzwi i weszliśmy do środka.
Stary łach nie może zastępować dziecku ojca
Obok łóżeczka Michasia stała mała nocna lampka. W jej świetle zobaczyłem swojego synka, wtulonego w coś, co nie od razu rozpoznałem. Dopiero gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że jest to mój szary sweter, ten sam, który miałem na sobie wczoraj. Serce mocniej mi zabiło.
– Wyciągnął go z kosza w łazience – szepnęła Agnieszka. – Czekał na ciebie cały wieczór, przygotował bajki – wskazała na stolik, gdzie leżały dwie książki. – A gdy już prawie zasypiał, poszedł do łazienki i wziął ten sweter. Bo pachnie tatusiem i jak się do niego przytuli, to tak, jakby tatuś go utulił na dobranoc…
Nie musiała już nic mówić, do niczego mnie przekonywać. Gdy tak patrzyłem na synka wtulonego w mój stary sweter, kawałek materiału, który miał mu zastąpić mnie, zrozumiałem, że dalej tak być nie może. Muszę coś zmienić, pogadać z szefem, a jak to nie pomoże, to iść do prezesa.
Nie mogę spędzać życia w firmie, nawet, gdy argumentem są spore pieniądze. Bo one nie są najistotniejsze. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem obie moje komórki – służbową i prywatną, po czym wyłączyłem je.
– To na wypadek, gdyby ktoś chciał mi jutro wcisnąć jakieś pilne zlecenie – powiedziałem żonie. – Niedziela jest tylko nasza.
Schyliłem się i delikatnie wyjąłem z rąk synka mój sweter. Już nie będzie potrzebny. Nigdy więcej nie pozwolę, żeby jakiś stary ciuch zastępował mu ojca.
Czytaj także:
„Brałam ślub, ale nie kochałam narzeczonego. Mimo obrączki na palcu umówiłam się na randkę z tym, którego nosiłam w sercu”
„Po tym, jak syn wyfrunął z rodzinnego gniazda, poczułam pustkę. Mąż protestował, postanowiłam go zwabić z powrotem”
„Marzyłam o księciu z bajki, a dostałam zwykłego szaraka, ale i ja pięknością nie jestem. Dobrze, że miłość jest ślepa”