Nie jest łatwo prowadzić motel, nawet taki mały, jak mój. Dopóki żyła żona, jeszcze jakoś to się kręciło, ale teraz szkoda gadać… Od kilku miesięcy dokładam do interesu, a i tak chyli się ku upadkowi. Kupowaliśmy budynek z myślą o zrobieniu w nim zajazdu, bo przejeżdżało tędy sporo samochodów. To nic, że tylko w sezonie letnim, kiedy wszyscy rwali jak szaleni nad Bałtyk – gości było akurat tylu, że starczało kasy na resztę sezonu. Teraz, kiedy poprowadzono nową trasę jakieś dziesięć kilometrów dalej, mało kto tu zagląda.
A może jestem po prostu za stary na codzienne szarpanie się z życiem? Może pora odpuścić, sprzedać wszystko, przejść na emeryturę i zagrać na nosie rodzince, która czyha na spadek po wuju, niczym hieny wokół zdychającego bawołu? Może gdybyśmy z Elą mieli dzieci, wszystko miałoby większy sens, bo byłoby dla kogo się zaharowywać…
Nie miała dokąd pójść, więc przyszła do mnie
Coraz częściej snułem takie myśli, odkąd poznałem Oksanę, która, jak się okazało, miała być katalizatorem nadchodzących zmian. To było jeszcze przed wojną. Pojawiła się znikąd i nie miała się dokąd udać, więc została tu, gdzie ją wysadzono z busa pełnego ukraińskich robotników, zmierzających do pracy w Szwecji. W drodze ukradziono jej paszport, więc nie miała szans na przekroczenie jakiejkolwiek granicy. W przeładowanym samochodzie stała się balastem, więc pozbyto się jej bez skrupułów na najbliższym postoju, który wypadł akurat koło mojego zajazdu.
Pamiętam, że ucieszyłem się, widząc wyładowanego busa, zatrzymującego się na parkingu – tyle osób mogło zostawić trochę gotówki. Niestety, zostawili tylko płaczącą kobietę ze śmieszną walizką i zniknęli, nie wstępując nawet na herbatę. Nie mieli na to ani pieniędzy, ani czasu. Oksana też nie miała pieniędzy, więc nie wchodziła do środka. Przysiadła na bagażu w miejscu, gdzie ją wysadzono, i siedziała, jakby czekając na cud.
Zająłem się swoimi sprawami i zapomniałem o zapłakanej kobiecie z parkingu, a ona dopiero wieczorem odważyła się wejść do motelu z prośbą o nocleg. Miała pecha, bo w recepcji siedziała akurat Marlena, córka mojej szwagierki. Panna dwudziestokilkuletnia, wyszczekana, wysztafirowana i z aspiracjami sięgającymi nieba. Kiedy zszedłem na dół, akurat nadziałem się na jej popis solowy – najwyraźniej dziewusze wydawało się, że jest już właścicielką lokalu.
– To nie jest jakiś przytułek dla meneli! – skrzeczała nienaturalnie wysokim głosem. – Może u was na Ukrainie można za darmo mieszkać w hotelach, ale tu jest inaczej. Nie masz forsy, to siedź w domu, a nie szwendaj się po świecie!
Kobieta ze staromodną walizką stała ze spuszczoną głową jak uczennica przed srogim belfrem, a przecież gówniara, która się na nią wydzierała, mogłaby być jej córką.
– Co tu się dzieje? – spytałem, z trudem tłumiąc gniew. – Czemu się wydzierasz jak sołtys na zebraniu? To nie jest wiejska świetlica, młoda damo, więc się nie zapominaj. Możesz iść pomóc w myciu naczyń.
Marlena zacisnęła ze złością usta i bez słowa zniknęła w kuchni, gdzie znów kogoś zaczęła pouczać. Nie miałem już ochoty na obsztorcowanie smarkuli, ale najwyraźniej woda sodowa uderzała jej do głowy i trzeba będzie jej uświadomić, że pracuje tu jako kelnerka.
Tymczasem zwróciłem się w stronę kobiety z parkingu. Miała chyba około czterdziestki i mimo dojrzałości była bardzo atrakcyjna. Stała, wpatrując się we mnie wzrokiem zbitego psa.
– Pan – powiedziała. – Nie mam gdzie się podziać. Wszystkie pieniądze, jakie miałam, przepadły, ale mogę pracować, nie chcę nic za darmo. Mogę sprzątać, myć garnki, co tylko pan każe. Mnie wszystko ukradli i ja nie mogę wracać na Ukrainę tak po prostu.
Akurat zabrakło mi pracownika
Zrobiła na mnie dobre wrażenie, a poza tym, nie jestem jeszcze na tyle zramolały, by nie pamiętać, jak sam kiedyś wyjeżdżałem za granicę się dorabiać. Bez pieniędzy i dokumentów, z długami zaciągniętymi na poczet przyszłych zarobków, Oksana była w gorszej sytuacji niż ja kiedykolwiek.
Przypadek zetknął nas ze sobą. Ona potrzebowała w tej chwili pomocnej dłoni, a ja mogłem ją podać. Jasne, że mnie też nie jest lekko i nikt nie daje mi pieniędzy w prezencie, ale w porównaniu z ukraińską rzeczywistością moja to istne Eldorado. Poza tym, miałem dług do spłacenia wobec przyjaznych ludzi, jakich sam spotkałem na emigracji i to była dobra okazja, żeby wyrównać życiowe rachunki.
Bez wahania zaproponowałem więc Oksanie kolację i nocleg. Poprosiłem ją do stolika i wyszedłem do kuchni, gdzie poleciłem obsługę gościa. Widok siostrzenicy podpierającej kuchenną szafkę, skłonił mnie do decyzji, kto ma to zrobić. Tak jak przypuszczałem, nie była zachwycona, ale nie pozwoliłem na żadne dyskusje: należało smarkulę nauczyć manier. Do spania ulokowaliśmy Ukrainkę w pokoju służbowym, gdzie było wolne łóżko. Nazajutrz miała odjechać.
Stało się jednak inaczej. Rano zatrzymał się na parkingu autobus z niemiecką wycieczką i trzeba się było sprężać, żeby wszystkich obsłużyć, co przy tak mizernej obsłudze było trudnym zadaniem. Na dodatek, Marlena nie przyszła do pracy. Dzwoniłem do jej matki, czyli do siostry mojej żony, i dowiedziałem się, że dziewczyna leży chora.
Nie uwierzyłem, ale nie miałem czasu na ich gierki, musiałem szybko coś wymyślić. Odnalazłem Oksanę, która piła herbatę w kuchni i powiedziałem, że przydałaby się nam jej pomoc. Kobieta rozpromieniła się, jakbym jej proponował posadę na placówce dyplomatycznej, a przecież nawet nie wiedziała, czy jej zapłacę! Okazała się zresztą dużo lepszą pracownicą niż moja, pożal się Boże, siostrzenica. Poza tym, że zaimponowała wszystkim świetną znajomością angielskiego.
Oksana bardzo szybko połapała się w nowych obowiązkach. Po godzinie czy dwóch, miałem już w pełni wykwalifikowaną obsługę. To był piątek, pierwszy dzień weekendu, który oznaczał wzmożony ruch. Marlena zdawała sobie z tego sprawę i myślę, że z premedytacją zostawiła mnie na lodzie – postanowiła mnie ukarać za poprzedni dzień.
No cóż, przeliczyła się. Weekend pracowaliśmy bez niej i bardzo dobrze nam poszło. Mimo iż goście dopisali, wszyscy byli obsłużeni sprawnie, szybko i odjeżdżali zadowoleni. Ja też byłem usatysfakcjonowany i z czystym sumieniem mogłem zapłacić Oksanie dniówki. Naprawdę miałem ochotę ją zatrzymać, ale nie mogłem sobie pozwolić na jeszcze jednego pracownika. Zwyczajnie nie było mnie stać.
W poniedziałek w pracy zjawiła się Marlena i, szczerze mówiąc, nie wyglądała na ozdrowieńca. Spytałem, dlaczego nie raczyła zadzwonić, by usprawiedliwić swoją nieobecność i dowiedziałem się, że była tak chora, iż nawet telefonu nie mogła utrzymać w ręku.
– No cóż – powiedziałem z miłym uśmiechem na twarzy. – Zdarza się. Dziś czujesz się już dobrze, co?
Kiedy potwierdziła, skierowałem ją do pracy przy gruntownym sprzątaniu kuchni. To nie jest miła robota, ale taka właśnie miała być, bo to była moja zemsta, no i, do diabła, ktoś to musiał zrobić. Nie spodziewałem się jednak tak żywiołowej reakcji.
Wywaliłem gówniarę na zbity pysk
– Przyjmowałam się na kelnerkę, a jak wujek potrzebuje kocmołucha do sprzątania, to ta Ukrainka będzie w sam raz! – podniosła głos. – Nie po to kończyłam szkoły, żeby machać szmatą!
– Ależ kochanie – wszedłem jej w słowo. – O ile wiem, nawet nie podchodziłaś do matury, więc jakie szkoły masz na myśli? Bo jeśli chodzi o Oksanę, ona akurat jest po studiach.
– Już ja wiem co to za studia! – zaczęła krzyczeć. – Kończyła je przy drodze, obsługując kierowców w krzakach. Pełno takich studentek stoi na trasie.
– Dość tego, gówniaro! – huknąłem wytrącony z równowagi. – Dopóki nie przeprosisz Oksany, a potem mnie, nie masz się po co tutaj pokazywać. Nic nie upoważnia cię do takiego chamstwa.
Wydęła policzki, robiąc z ust świński ryjek, który miał symbolizować urażoną godność, zrobiła w tył zwrot i wymaszerowała z motelu. Nie byłem pewien, czy opuściła mnie na zawsze, czy też zamierza wrócić, więc znów brakowało mi pracownika.
Oksana oczywiście chętnie zgodziła się zostać i pomóc mi do czasu, aż sprawa się wyjaśni. A wyjaśniła się stosunkowo szybko. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do mnie szwagierka i jeżeli miałem nadzieję, że wpłynęła jakoś na swoją córkę, to po tej rozmowie złudzenia się rozwiały.
– Twoja żona jeszcze w grobie nie ostygła – usłyszałem w słuchawce. – A ty sobie baby sprowadzasz?! Teraz rodzina ma usługiwać twoim wszetecznicom babilońskim?
Czy to możliwe, że moja żona miała taką wredną siostrę? Powinienem był zmieszać babę z błotem albo po prostu odłożyć słuchawkę, ale te „wszetecznice babilońskie” tak mnie rozśmieszyły, że parsknąłem śmiechem.
– Skąd ty wytrzasnęłaś to słowo, kobieto? – wykrztusiłem z trudem i znowu zaniosłem się śmiechem.
Los sprzyja nie tym, którym powinien...
Zamurowało ją, słyszałem tylko sapanie pełne oburzenia, a potem się rozłączyła. Myślałem, że to będzie główne przedstawienie rodzinki i sprawa przycichnie, ale okazało się, że w ogóle ich nie znałem.
Następnego dnia pojawili się u mnie panowie z Urzędu Skarbowego i wyglądało, że są dobrze poinformowani, kto u mnie pracuje. Od razu znaleźli obywatelkę Ukrainy bez żadnych dokumentów i do tego podejmującą nielegalną pracę. Nie szukali już niczego innego, a po minach widać było, iż są usatysfakcjonowani z dobrze wykonanego zadania. Pełni nabożnego skupienia wypełnili odpowiedni dokument, który wyciągnęli z czarnej teczki, zadzwonili do kolejnej instytucji, żeby przyjechali zaaresztować nielegalnego imigranta i obiecali, że poniosę pełną odpowiedzialność za swój czyn.
Wyglądało na to, że spuszczą mnie w toalecie, a ja głupi martwiłem się jeszcze parę dni temu, że interes kiepsko idzie! No cóż, trzeba szukać kupca na mój motel, może nowy właściciel z wdzięczności zatrudni moją siostrzenicę, bo jeżeli chodzi o mnie, to wolę myśleć, że nie mam żadnej rodziny.
A co się stało z Oksaną? Doprawdy, nie wiem. Miałem tyle spraw na głowie, że nawet nie widziałem, jak po nią przyjeżdżają następni łowcy nagród. Myślę, że ją deportowali i mam tylko nadzieję, że zdołała ukryć pieniądze, które zarobiła w moim motelu… Niby to żadna większa gotówka, ale należały do niej, bo na nie zapracowała i wara innym od nich. Tak sobie tylko myślę, ale wiem, że życie jest cholernie niesprawiedliwe i nie zawsze sprzyja tym, którym powinno. Powodzenia, Oksano!
Czytaj także:
„Pomagałam starszemu sąsiadowi, bo rodzina miała go gdzieś. Pazernym cwaniakom zależało tylko na spadku, a nie na dziadku”
„Nie pomyślałabym się, że zerwę kontakty z bratem, ale nie chcę mieć do czynienia z tym chciwym sępem”
„Przygarnęłam pod swój dach młodszą kuzynkę. Mam jej dość, bo zachowuje się jak nieodpowiedzialny dzieciak”