„Nie pomyślałabym się, że zerwę kontakty z bratem, ale nie chcę mieć do czynienia z tym chciwym sępem”

Kobieta skłócona z bratem fot. Adobe Stock
„Ciotka Elwira prosiła, żebym poszukał tego serwisu, który dała mamie na imieniny, na krótko przed jej śmiercią, więc nowy prawie. –Przecież to był prezent! – wykrzyknęłam oburzona. – Dla mamy! – Oj, Elka, robisz cyrk. Matka nie żyje, ojcu się serwis nie przyda, a ciotka ma na niego kupca”.
/ 23.03.2021 08:46
Kobieta skłócona z bratem fot. Adobe Stock

Kiedyś sądziłam, że mam fajną rodzinę – kochający się rodzice, przystojny starszy brat, którego zazdrościły mi koleżanki, sympatyczne ciocie i dowcipni wujkowie, liczni kuzyni, z którymi spędzałam często wakacje.

Wspólne rodzinne uroczystości stanowiły lubianą regułę, a nie znienawidzony obowiązek. Wszystko się posypało po śmierci mamy. Zaczęło się niby od drobiazgu – ciotki uparcie namawiały ojca do oddania rzeczy po mamie. Ani tata, ani ja nie chcieliśmy się na to zgodzić. To były pamiątki po niej! Ciotki jakby tego nie rozumiały.

Ojciec bardzo się wtedy zdenerwo​wał

– Trzymacie stare ciuchy, które mogłyby się przydać innym – narzekała ciotka Ilona. – Tylko się marnują.

Ja to bym wzięła tę bluzkę i garsonkę – ciotka Elwira bezczelnie grzebała w szafie. – Ilona, zobacz, ta spódnica jak na ciebie normalnie.

– Dosyć tego! – ojciec się uniósł, brakowało, żeby zawału dostał. – Nikt nic nie dostanie. Nie teraz – dodał ciszej.

– Jeszcze trwa żałoba – próbowałam łagodzić sytuację. – Tata bardzo przeżył odejście mamy…

– Więc chcemy mu pomóc się z tym uporać. Zatrzymywanie ubrań zmarłej żony tylko pogłębia jego smutek. Wiem, co mówię – prychnęła Elwira.

– Ludzie rodzą się i umierają – dorzuciła sentencjonalnie Ilona. – A ubrań matki do grobu przecież nie zabierzesz, tato – wtrącił swoje trzy grosze mój brat Mariusz.

Tata zasłabł. Wtedy ja się wkurzyłam i wyprosiłam ciotki oraz brata z domu.

– Nie denerwuj się, Elżuniu – powiedział tata, kiedy odpoczywał w pokoju. – Ja im dam te ubrania, ale potem. Teraz… – urwał i westchnął ciężko.

– Teraz wszystko jest jeszcze świeże – dokończyłam. – Mamy nie ma z nami dopiero od miesiąca.

– Właśnie… – ojciec zakaszlał. – Dzięki jej ubraniom czasami mam wrażenie… jakby wciąż tu była. W jego oczach pojawiły się łzy. Bardzo kochał mamę, a ona jego. Bałam się, żeby nie rozchorował się z żalu.

– Nie martw się, tato, nikt nie ruszy jej rzeczy – obiecałam.

Łatwo powiedzieć, trudniej upilnować. Ojciec był już na emeryturze, ale przecież nie siedział cały czas w domu. Chodził na cmentarz, do sklepu, na spacery, do kościoła. Ja pracowałam. A Mariusz, choć niby mieszkał z żoną i synkiem osobno, wciąż miał klucze od rodzinnego mieszkania. Tego popołudnia wróciłam z pracy i zastałam go w domu.

– A ty co tu robisz? – zdziwiłam się.

– Gdzie ojciec?

– Pewnie jeszcze siedzi na cmentarzu. Mariusz wzruszył ramionami.

– Ciotka Elwira prosiła, żebym poszukał tego serwisu, który dała mamie na imieniny, na krótko przed jej śmiercią, więc nowy prawie.

– Przecież to był prezent! – wykrzyknęłam oburzona. – Dla mamy!

– Oj, Elka, robisz cyrk. Matka nie żyje, ojcu się serwis nie przyda, a ciotka ma na niego kupca.

– Czyś ty oszalał?

– Słuchaj, siostrzyczko – wycedził poirytowany Mariusz. – Potrzebuję forsy. Szef idiota mnie zwolnił, Aga jest w ciąży, będziemy mieli drugie dziecko, musimy za coś żyć.

– Zwolnił cię, bo spóźniałeś się do pracy i za często przychodziłeś na kacu – warknęłam wściekła.

– Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – odburknął Mariusz. – Gdzie matka schowała ten cholerny serwis? W zamku rozległ się dźwięk przekręcanego klucza. Ojciec wrócił do domu. Wszedł do pokoju i spojrzał na nas.

– Ja już lecę – rzucił szybko Mariusz. – Wpadłem tylko na chwilę, pogadać z Elką. Cześć, tato! – Synu, zostań – poprosił ojciec. – Elżunia zrobi herbaty, napijemy się w filiżankach, które mama tak lubiła…

– Nie mogę, muszę lecieć. I już go nie było, a mnie wciąż trzęsły się ręce z oburzenia. Jak śmiał przyleźć tu pod naszą nieobecność i grzebać w szafach? A gdybym wróciła później? Wziąłby serwis jak swój, tak po prostu?

Idź do pracy, leniu, ja i tata nie jesteśmy bogaczami

Stopniowo nasze – ojca i moje – stosunki z resztą rodziny psuły się coraz bardziej. Przestaliśmy być zapraszani na rodzinne spotkania, a gdy my zapraszaliśmy, krewni znajdowali wymówki, by nie przyjść. Obrazili się…? O to, że nie chcieliśmy oddać rzeczy po mamie? Dochodziły do mnie słuchy, że ponoć chcemy Mariusza wydziedziczyć, że izoluję ojca od innych, że czyham na spadek…

Przejmowałam się, a jakże, w końcu nie miałam nic na sumieniu. Co gorsza, domyślałam się, kto mi tę „gębę” pazernej córki i siostry przyprawiał, choć pytany wprost, Mariusz zaprzeczał. Z czasem ojciec dojrzał do tego, by oddać rzeczy po mamie. Zostawiliśmy tylko kilka pamiątek. A tata zachował pierścionek zaręczynowy.

– Kiedy poznasz mężczyznę, za którego zdecydujesz się wyjść za mąż, dostaniesz go ode mnie i mamy – zwykł mówić ojciec. – Z życzeniami, żebyście byli tak szczęśliwi jak my. Nie spodziewałam się, że nastąpi to szybko. Jak na razie brakowało dobrego kandydata. Miałam też inne zmartwienia na głowie. Ochłodzeniem stosunków z resztą rodziny martwiłam się średnio, ale bolało mnie i denerwowało, że Mariusz interesował się ojcem tylko wtedy, kiedy potrzebował pieniędzy. A tata nie odmawiał…

Zdarzało się, że ze swojej pensji opłacałam wszystkie rachunki i utrzymywałam ojca, bo jego emerytura szła na żądania Mariusza. W końcu miałam dosyć.

– Może byś tak poszukał pracy – powiedziałam, kiedy zadzwonił z prośbą o kolejną niezwrotną pożyczkę. – Ojciec musi wykupić lekarstwa, a ja nie zarabiam tyle, by płacić ze wszystko.

– Szukałem, ale ciężko o robotę. „Jasne, zwłaszcza o taką, w której się nie trzeba narobić” – pomyślałam.

To się postaraj, bo ojciec kiepsko się czuje i będą wydatki.

Faktycznie, tata zaczął podupadać na zdrowiu. Opiekowałam się nim troskliwie, choć nie było lekko. Czasami musiałam brać wolne, żeby jechać z nim do lekarza czy na zabiegi. W chwili słabości zdecydowałam się poprosić o pomoc ciotki. W końcu rodzina to rodzina. Może już się nie kochamy jak kiedyś, ale liczyłam, że mnie wesprą. Niestety, one rozumiały pomoc zupełnie inaczej niż ja. Teraz myślę tylko o tym, by tata był w dobrej formie

– No cóż, Elżuniu – tłumaczyła ciocia Elwira. – To przykre, ale ludzie się starzeją, chorują, odchodzą. Ja też młodsza się nie robię, nie dam rady obiegać obłożnie chorego brata. Może pora pomyśleć o domu opieki dla niego?

– Mieszkanie po śmierci Zenka sprzedacie? – dopytywała się ciocia Ilona. – Ojciec jeszcze żyje! – krzyknęłam. Na tym skończyły się moje nadzieje na rodzinną solidarność.

Dobrze, że taty nie było go przy tych rozmowach

O ironio, kiedy ojciec znalazł się w szpitalu, rodzina nagle sobie o nim przypomniała. Obie ciotki odwiedzały go na zmianę z Mariuszem. Czasem wpadł któryś z wujków lub kuzynów. Z początku się cieszyłam, że ma tylu gości, ale potem zauważyłam, że tata po tych wizytach jest smutny. Może znowu mu o mamie przypominali? Tego popołudnia prosto z pracy pojechałam do ojca. Znów był smutny.

– Tato, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – spytałam niespokojnie. Popatrzył na mnie zrezygnowany. Przez tę chwilę wydawał mi się taki bezbronny, osamotniony, nieporadny… aż serce mi się ścisnęło. – Tato, co się stało?

Ojciec uparcie milczał. Dopiero pielęgniarka, która przyszła podać mu leki, wyjaśniła mi, co zaszło.

Pani brat przyprowadził notariusza, próbowali zmusić pana Zenka do sprzedaży mieszkania. Pan Mariusz uznał, że ojciec do domu nie wróci…

Prosto ze szpitala pognałam do brata i zrobiłam mu karczemną awanturę. W całym bloku mnie słyszeli. Jak mógł powiedzieć coś takiego, i to przy ojcu! Jak mógł sugerować, że tata umrze w szpitalu! Potem, napędzana gniewem, pojechałam do biura rzeczonego notariusza. Ponoć mój brat zapewniał go, że ojciec jest śmiertelnie chory i lada moment umrze.

Dlatego tak go ponaglał ze sporządzeniem dokumentów o sprzedaży mieszkania. Nie zdziwiła mnie prośba ojca, który poprosił o wypisanie go ze szpitala na własną odpowiedzialność.

– Chcę umrzeć w domu – oświadczył. Nie wiedziałam, jak go pocieszyć, jak przekonać, że jeszcze wiele lat przed nim, skoro stracił wolę życia. Przez własnego syna! Udusiłabym Mariusza za to, co mu zrobił.

Bezduszny, chciwy sęp

Nie sądziłam, że kiedykolwiek pomyślę tak o bracie, ale tym się stał. Pazernym, samolubnym sępem. Razem z miłym panem kardiologiem, młodym i wciąż przejętym swoją misją ratowania świata, udało nam się przekonać ojca, żeby został na oddziale, póki nie poczuje się lepiej. Z sercem nie ma żartów, a on ma dla kogo żyć. Choćby dla mnie. Od pobytu w szpitalu minęło już kilka miesięcy. Ojciec odzyskał siły, chęć do życia. Znowu się uśmiecha i snuje plany na przyszłość. Najbliższą, ale zawsze.

Z bratem i resztą rodziny nie utrzymujemy już kontaktów. Odcięliśmy się ostatecznie. Wolimy skupić się na sobie i ludziach naprawdę nam życzliwych. Na przykład na tym sympatycznym panu kardiologu, który odwiedza ojca, choć nie musi. Czyżby wpadał do nas z całkiem innego powodu?

Więcej prawdziwych historii:
„Mój syn popełnił samobójstwo rękami własnego ojca. Każdego dnia boję się, że stracę też męża…”
„Po śmierci żony wydało się, że miała romans. Jej kochanek nie wie, że ona nie żyje. Niech myśli, że puściła go kantem”
„Mój kochanek ma kochankę. To dziwne, wiem, ale i od męża, i od niego wymagam wierności”

Redakcja poleca

REKLAMA