Dzwonek mojej komórki rozległ się dokładnie w chwili, kiedy już zasypiałam. Spojrzałam na zegarek: właśnie minęła północ. Sięgając po telefon, usłyszałam jęk męża, który przewrócił się z boku na bok.
– Co za bałwan dzwoni o tej porze?!
Wcale nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, żeby odpowiedzieć. Zresztą oboje doskonale wiedzieliśmy, kto dzwoni…
– Dobry wieczór, Elżuniu – powiedziałam, przykładając słuchawkę do ucha.
– Przepraszam, że dzwonię o tak później porze – w słuchawce zaszczebiotał wysoki dziewczęcy głosik – ale naprawdę nie miałam wyjścia… Wszystko się skomplikowało…
Kuzynka nie potrafiła się sobą zająć
Odkąd moja młodsza kuzynka Elżunia zamieszkała w tym samym mieście co ja, zrozumiałam, jak skomplikowane może być życie. Elżunia miała dwadzieścia dwa lata. Była ulubienicą mojej mamy i to za jej namową postanowiła spróbować szczęścia w stolicy. Ja uważałam, że to ryzykowny pomysł.
Znałam Elżunię doskonale: rozpieszczona jedynaczka, która nigdy nie miała jakichkolwiek obowiązków. Mama poprosiła, żebym wsparła kuzynkę „na starcie”, więc tak zrobiłam: pomogłam jej w znalezieniu pracy i mieszkania. Byłam pewna, że na tym skończy się moja rola opiekunki. I tu grubo się pomyliłam.
Po tygodniu Elżunię zwolniono. Co prawda znalazła inną pracę, na pół etatu, ale pech nadal ją prześladował. Właśnie tak określała to moja kuzynka. Jakoś nie przyszło jej do głowy, że przyczyną kłopotów jest jej własna niedojrzałość! A ponieważ byłam jedyną osobą w mieście, na której mogła polegać, prawie codziennie dzwoniła z jakąś prośbą…
– Co się stało tym razem? – spytałam.
– Jestem bez dachu nad głową!
– Jak to? – przeraziłam się. – Przecież wynajmowałaś pokój u tej starszej pani!
– Tak, ale dziś po południu ona mi oznajmiła, że nie mogę u niej dłużej mieszkać, bo wprowadza się jej córka. Postanowiłam pojechać do Kuby.
– Do Kuby? – nie znałam gościa.
– To mój nowy chłopak – wyjaśniła szybko Elżunia. – Przepraszam, że nie wtajemniczyłam cię wcześniej, ale…
– Dobrze, powiedz, co się stało.
– No więc spakowałam walizkę i pojechałam do Kuby. No i wtedy przeżyłam najgorszy zawód w swoim życiu!
Po drugiej stronie słuchawki rozległo się głośne i rozpaczliwe szlochanie.
– Eżuniu! – zawołałam, obawiając się najgorszego. – Co się dzieje?
– No bo u Kuby była jakaś dziewczyna! – wrzasnęła, aż mnie uszy zabolały. – Weszłam bez pukania. Myślałam, że się ucieszy. I… sama już nie wiem… Był zaskoczony, zaczął od razu tłumaczyć, że ta dziewczyna to tylko koleżanka. Ale ja się tak zdenerwowałam, że wybiegłam.
– Gdzie teraz jesteś? – spytałam.
– W kawiarni koło jego domu… Siedzę tu już od kilku godzin.
– Jak to od kilku godzin? – zdumiałam się. – Dlaczego od razu nie zadzwoniłaś?
– Musiałam przemyśleć pewne sprawy – westchnęła Elżunia. – No i nie mogę zapłacić rachunku, bo nie mam pieniędzy…
– Okradli cię?! – nie mogłam uwierzyć.
– Nie. Moja torebka i walizka zostały u Kuby. Byłam tak zdenerwowana, że rzuciłam wszystko i wybiegłam…
– Masz ci los – jęknęłam. – Podaj adres, przyjedziemy po ciebie.
Niepotrzebnie ją zapraszaliśmy
Zapisałam ulicę i rozłączyłam się. Mój mąż już nie spał. Wyczuł, co się święci, i z ponurą miną zaczął się ubierać.
– Wiedziałem, że ta twoja kuzynka w końcu wyląduje u nas – stwierdził, chowając do kieszeni kluczyki od samochodu.
– Tylko chwilowo – zapewniłam go.
– Mhm – bąknął Jacek. – Mam już dość akcji ratowniczych w środku nocy!
Ja też miałam dość…
Niestety, następna akcja ratownicza odbyła się już nazajutrz. Obudził mnie swąd spalenizny. Jacka nie było w łóżku. Za to w pokoju unosiły się kłęby dymu płynącego z korytarza… Zerwawszy się na równe nogi, popędziłam do kuchni. Tam było jeszcze gorzej.
– Co tu się stało? – zawołałam.
– Elżunia zrobiła nam śniadanie – zakomunikował mi lodowato Jacek. – Dobra wiadomość jest taka, że zdążyłem uratować kawiarkę.
I pokazał mi przypaloną kawiarkę, prezent od teściów z ich ostatniej wyprawy do Włoch. Widniały na niej ślady spalenizny, ale na szczęście gruba stal jest wytrzymała. Więc skąd tyle dymu? Ogarnęłam wzrokiem kuchnię. No tak: na kuchence stała przypalona patelnia, a w tosterze tkwiły spalone grzanki.
Przy stole siedziała Elżunia. Wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.
– Chciałam wam zrobić niespodziankę! – jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
– Właśnie widzę – westchnęłam ciężko, siadając obok niej na krześle.
– Nie ma pieczywa – oznajmił Jacek.
– Próbowałam zrobić tosty francuskie, ale nie wyszły – zaczęła wyjaśniać Elżunia. – Musiałam je wyrzucić do kosza. Grzanki też nie wyszły. Nie mam pojęcia dlaczego. Ale mogę zrobić omlet.
– Nie! – zawołaliśmy z mężem niemal jednocześnie. – Damy sobie radę.
Ostatecznie jednak Jacek zdecydował, że zje śniadanie w pracy, i zostawił mnie sam na sam z Elżunią. Chyba miał dość. Postanowiłam doszorować patelnię, skoczyć pod prysznic, a potem porozmawiać z nią wreszcie poważnie. Tymczasem kuzynka zabrała się do zbierania pościeli (tę noc spędziła na kanapie). Z pewnym niepokojem obserwowałam, jak składa w małe prostokąty koc i prześcieradło. Trwało to bardzo długo, ale przynajmniej nie groziło pożarem ani innymi nieszczęściami. Zapowiedziałam jej, że idę pod prysznic.
Kiedy wróciłam z łazienki, Elżunia siedziała na kanapie, zapłakana, z rękami przyciśniętymi do uszu.
– Co się dzieje?! – krzyknęłam.
Nie zareagowała – miała zatkane uszy. Dotknęłam jej ramienia. Podskoczyła jak oparzona i zalała się łzami.
– On tu był! – zaszlochała.
– Kto? – nic nie rozumiałam.
– Kuba! Ale go nie wpuściłam. Zobaczyłam go przez wizjer i zamknęłam drzwi na wszystkie zamki. Powiedziałam mu, że nie chcę go więcej widzieć. Prosił, żebym otworzyła, a potem nacisnął dzwonek kilka razy, więc zatkałam uszy…
– Uspokój się, dziewczyno – powiedziałam. – Czy on wciąż tam stoi?
– Nie wiem… Błagam, nie otwieraj! – szepnęła z desperacją Elżunia.
Westchnęłam ciężko i ruszyłam sprawdzić, o co chodzi. Wyjrzałam przez wizjer. Na korytarzu nie było nikogo. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam stojącą na wycieraczce walizkę Elżuni oraz jej torebkę. Wniosłam wszystko do pokoju i usiadłam na kanapie obok kuzynki. Chciałam z nią wreszcie normalnie porozmawiać, a raczej przemówić jej do rozsądku. Tymczasem Elżunia znowu zalała się łzami, więc musiałam ją pocieszać. Wtedy zadzwoniła moja komórka.
Kobieto, co się z tobą dzieje, do jasnej cholery? Zaspałaś czy jak? – dopiero wściekły głos mojej wspólniczki przypomniał mi, która już godzina.
– Spóźniłam się do pracy! – zawołałam, po czym ubłagałam kuzynkę, żeby nie podejmowała żadnych działań kuchennych i wybiegłam z domu.
Z pracy zadzwoniłam do Jacka.
– Jestem bezradna – stwierdziłam. – Elżunia potrzebuje chyba niańki!
– Miałaś z nią pogadać…
– Wiem, ale przez tę aferę ze śniadaniem nie zdążyłam. I tak okropnie się spóźniłam do roboty, Jolka omal mnie nie zabiła. Przez to wrócę późno.
Jacek westchnął ciężko, po czym oboje uznaliśmy, że „jakoś to będzie”.
Po pracy pojechałam jeszcze po zakupy, więc do domu dotarłam o dwudziestej drugiej. W mieszkaniu było cicho jak makiem zasiał. Elżunia spała na kanapie. Z sypialni wynurzył się mój mąż. Miał bardzo zadowoloną minę.
– Elżunia wyjeżdża – szepnął.
– Co takiego? – nie wierzyłam.
– Pogadałem z nią i sama przyznała, że ma dość życia w stolicy. Zadzwoniła do mamy i powiedziała, że jutro wraca. Chce pomagać w ich rodzinnym biznesie.
– Wspaniale! – westchnęłam z ulgą.
– Niezły z ciebie psycholog, swoją drogą!
– Mam także inne umiejętności – pochwalił się Jacek. – Chodź do łóżka.
Tej nocy spaliśmy spokojnie…
Czytaj także:
„Twój narzeczony to ideał? Lepiej weź go w podróż przedślubną, bo możesz się rozczarować jak ja...”
„Mąż dla pieniędzy poświęciłby wszystko – nawet rodzinę. Prosiłam, żeby odpuścił, ale w końcu przestałam go poznawać”
„Narzeczona chciała, bym dla niej sprzedał firmę i wziął kredyt na 50 tys. złotych. Gdy odmówiłem, rzuciła mnie”
„Związałam się z bufonem, który na siłę chciał mnie zmienić, bo nie pasowałam do jego »luksusowego« towarzystwa”