Kiedy Jurek przyszedł do naszego sklepu, odetchnąłem z ulgą, bo do tej pory wszystko było na mojej głowie. Kasa, klienci, zamawianie towaru, a nawet prezentacja go na sali. Niby miały mi pomagać Mariola i Iza, ale większych leni niż te dwie, nie widziałem.
Godzinami zbierały się, żeby podejść do klienta, a i tak, gdy zaczynał zadawać szczegółowe pytania, wzywały mnie. Udawały, że nie znają się na sprzęcie AGD.
– Wiem, jak doradzić przy wyborze żelazek czy ekspresów do kawy, ale lodówki i telewizory to nie moja bajka – tłumaczyła mi Mariola, ta bardziej przebiegła.
Miałem ochotę ją udusić, bo na kasie i fakturach też się nie znała. Głupszej blondynki dawno nie widziałem, ale nic nie mogłem zrobić. Nasz szef zachowywał się, jakby mu nie zależało na tym sklepie. Miał jeszcze dwa budowlane i to one stały się jego oczkiem w głowie, bo przynosiły spore zyski.
– Moglibyśmy z nimi konkurować, gdybyśmy mieli lepszych sprzedawców – trułem mu, kiedy tylko się u nas pojawiał.
Wydawało się, że mnie nie słucha, a jednak po kilku tygodniach podesłał mi Jurka. Niewysoki, ale obrotny i wygadany, robił pozytywne wrażenie. Spodobał się też klientom, no i naszym gwiazdom. Całe dnie z nim flirtowały, pokładając się ze śmiechu z jego dowcipów. Trochę mnie to irytowało, ale machnąłem rękę – skoro facet przynosi nam kasę, to niech robi, co chce.
Jurkowi niczego nie można było zarzucić
Sympatyczny i szczery, a poza tym – umiał dotrzymać tajemnicy. Ani się więc obejrzałem, jak zacząłem mu się zwierzać...
Byłem kawalerem, tuż przed trzydziestką, który nie widzi powodów, żeby opuszczać rodzinne gniazdo. Zresztą dlaczego miałbym to robić, skoro i tak ciągle nie było mnie w domu, bo pracowałem od świtu do nocy.
Jednak ojciec wciąż ciosał mi kołki na głowie, wyrzucając, że umrze nie poznawszy swoich wnuków. Nie było dnia, żeby się mnie nie czepiał. Nie tylko on. Jego starsze siostry, Barbara i Halina – dwie bezdzietne ciotki, zapowiedziały, żebym się pożegnał ze spadkiem po nich, jeśli się nie ożenię i nie dostarczę rodzinie potomstwa.
Najlepiej licznego, ale mojego – o żadnych rozwódkach czy pannach z dziećmi nie było mowy. Tylko mama mi odpuszczała, ale jej głos niewiele znaczył w naszej rodzinie. Codziennie darłem więc z kimś koty.
A było o co, bo ciocie żyły sobie całkiem nieźle. Jedna miała dom po mężu, druga kawalerkę w centrum miasta. Ich zdaniem byłem niezłą partią. Co z tego, że chwilowym gołodupcem, skoro w przyszłości czekał mnie taki majątek! Dodam, że obie kobiety czuły się wyśmienicie, obie dopiero po siedemdziesiątce. Zatem o spadku na razie nie mogło być mowy.
Gdybym tylko mógł cofnąć czas
Trułem o tym Jurkowi, całe dnie narzekając na swój los. Nieświadomy, że w ten sposób poznaje on wszystkie szczegóły z życia mojej rodziny. Unikałem ciotek jak ognia, kiedy więc tamtego wieczora zobaczyłem na wyświetlaczu komórki numer ciotki Haliny, postanowiłem nie odbierać. Następnego również. „Czego też ta kobieta ode mnie chce?” – zastanawiałem się.
Szybko jednak o niej zapomniałem, bo okazało się, że Jurek poważnie się rozchorował i przez najbliższy tydzień znowu będę sam. Nie licząc naszych gwiazd, oczywiście. Kilka razy próbowałem się do niego dodzwonić, ale bezskutecznie. Musiało wystarczyć mi tygodniowe zwolnienie, które podrzucił jakiś jego znajomy.
Dopiero po powrocie do domu, dowiedziałem się, czego chciała ode mnie ciotka Halina. Czekała na mnie z rodzicami i ledwie wszedłem, zarzuciła mi kłamstwo.
– Po co ci 30 tysięcy!? I dlaczego przysłałeś po nie do mnie kolegę? Twierdził, że miałeś wypadek i potrzebujesz pieniędzy! – grzmiała. – A potem nie odbierałeś telefonu. Dopiero twój ojciec powiedział, że nie miałeś wypadku. Okłamałeś mnie!
– Nie potrzebuję cioci pieniędzy – broniłem się. – Nic mi nie jest i nie wysyłałem żadnego kolegi! To jakieś bzdury!
Postanowiliśmy pojechać na komisariat złożyć doniesienie o przestępstwie.
– Nie teraz – rzucił ojciec, gdy zadzwoniła do niego Barbara. – Mamy problem, jesteśmy na policji – rozłączył się.
Popełnił błąd. Jego słowa sprawiły, że ciotka uwierzyła oszustowi, który właśnie siedział u niej w domu. Nie wiem, czemu Halina nie powiadomiła jej wcześniej o tym moim niby-przekręcie. Gdyby ciotka Barbara o tym wiedziała, zamiast wpuszczać kolesia do domu, zadzwoniłaby na policję.
A tak postanowiła dowiedzieć się czegoś od mojego ojca. Podobno wtedy oszust zbladł, ale gdy ona usłyszała o policji, uwierzyła w jego historię i wręczyła mu 7 tysięcy złotych! Tyle miała w domu.
Początkowo nie łączyłem oszustw z chorobą Jurka, dopiero policja wpadła na jego trop. Tyle że jego w naszym mieście już nie było. Ciotki zostały z niczym i znając nasz wymiar sprawiedliwości, chyba nie odzyskają oszczędności. Jedyna pociecha, to że dały mi spokój z ożenkiem, bo już nie uważają mnie za najlepsza partię w okolicy.
Czytaj także:
„Przyszłam do kontrahenta podpisać umowę handlową, ale on chciał czegoś więcej. Przechytrzyłam dziada i dopięłam swego”
„Rodzina traktowała dom mamy jak darmowy hotel. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, teraz to wiemy”
„Kilka tanich bajerów wystarczało, żeby upolować kobiece serce. Żyłem jak pączek w maśle, aż trafiła kosa na kamień”