„Rodzina traktowała dom mamy jak darmowy hotel. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, teraz to wiemy”

kobieta, którą oskarżono o kradzież fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Podobno był złoty i bardzo drogi. Cóż, zegarek jak zegarek. Mnie się wydał nieco w złym guście, ale pochwaliłam go dla świętego spokoju. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pojechałam do mamy w kilka dni po wizycie kuzynki i zauważyłam, że zegarek leży na stole”.
/ 07.04.2022 08:14
kobieta, którą oskarżono o kradzież fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Moja mama na stare lata zrobiła się strasznie sentymentalna i rodzinna. Nagle zaczęła utrzymywać kontakt z kuzynkami, o których istnieniu nie miałam do tej pory zielonego pojęcia. Potrafiła godzinami opowiadać mi o ich losach i kłopotach, i strasznie się denerwowała, kiedy jej przerywałam.

– Jak to nie wiesz, o kim ja mówię? Kuzynka Ewa jest starszą córką cioci Ilony, która była pierwszą żoną kuzyna taty! – tłumaczyła, a mnie te informacje wlatywały jednym uchem a wylatywały drugim.

Ja w ogóle nie znam tych ludzi

Do czasu, aż zauważyłam, że te wszystkie kuzynki zaczęły na mamie żerować. Nagle jedna po drugiej zapragnęły odwiedzić piękny Kraków – i u kogo znalazły gościnę? Oczywiście u nas! Potrafiły przyjeżdżać na tydzień, dwa całymi rodzinami, wcale nie przejmując się tym, że starsza ciotka utrzymuje się ze skromnej renty! A moja mama nie dość, że ich żywiła, to jeszcze oprowadzała po mieście.

– Przecież ja też kiedyś do nich pojadę. I co? Myślisz, że oni wezmą ode mnie pieniądze za gościnę? – mawiała, gdy zwracałam jej na to uwagę.

Już ja to widziałam, jak ona gdziekolwiek pojedzie… Ani trochę w to nie wierzyłam. Przecież nie miała nawet samochodu! A ja nigdzie się nie wybierałam.

– Rób, jak chcesz, ale moim zdaniem oni cię wykorzystują! – stwierdziłam.

Mama nie chciała zauważyć tego, co dla mnie było oczywiste. No cóż, musiała się o tym sama przekonać…

Kilka tygodni temu wpadłam do niej z prośbą, aby mi skróciła spódnicę, którą właśnie kupiłam na przecenie. Wiedziałam, że będzie mi idealnie pasowała na ślub koleżanki, do eleganckiego żakietu.

– Zrobię to, ale nie wcześniej niż za dwa tygodnie – usłyszałam zaskoczona.

– Mamo, ale ja jej potrzebuję na weekend! – uderzyłam w błagalny ton.

– Nie mam czasu, przyjeżdża kuzynka Monika z synem! – mama ucięła dyskusję. – A teraz przepraszam cię bardzo, kochana, muszę lecieć piec ciasto!

– To może ja upiekę, a ty mi przeszyjesz tę spódnicę? – zaproponowałam.

Pieczenie wychodziło mi o niebo lepiej niż szycie, o którym nie miałam pojęcia.

Mama w końcu na to przystała i po godzinie ona miała gotowy placek ze śliwkami, a ja gotowy ciuszek na wesele.

– Pyszne wyszło to twoje ciasto – pochwaliła mnie, kiedy usiadłyśmy przy kawie. – Powiem Monice, że ty je upiekłaś.

Jakoś mi nie zależało na tym, aby daleka kuzynka, dziesiąta woda po kisielu, wiedziała, że to moje dzieło. Ale rozumiałam, że mama chce się mną pochwalić. Dlatego, gdy zagadnęła mnie, czybym do niej nie wpadła, kiedy będą goście – bo nigdy tego nie robię, a przecież warto znać swoją rodzinę – zgodziłam się. Żałowałam swojej decyzji już dziesięć minut po tym, jak ją podjęłam. No bo o czym ja niby będę rozmawiała z tą zupełnie nieznaną mi kuzynką?

Ależ się chwaliła tym zegarkiem!

Oczywiście miałam rację – rozmowa nie się kleiła. Kuzynka była sporo starsza ode mnie i jakaś taka… pełna kompleksów. Na każdym kroku starała się nam udowodnić, że nie jest ode mnie gorsza, choć mieszkam w Krakowie. Chwaliła się, ile to zarabiają z mężem w cukierni, którą jego rodzina prowadzi od lat.

– Zawsze byli zamożni… Zobacz, jaki piękny zegarek dostałam od Rysia na dziesiątą rocznicę. Złoty, po jego babci!

Zegarek jak zegarek. Mnie się wydał nieco w złym guście, ale pochwaliłam go dla świętego spokoju. Jakież jednak było moje zdziwienie, kiedy pojechałam do mamy w kilka dni po wizycie kuzynki i zauważyłam, że zegarek leży na stole.

– Zapomniała? – zapytałam.

– Nie, zostawiła, bo trzeba go oczyścić i wyregulować, a w jej mieście nikt nie chce tego zrobić. Wiesz, ten zegarek jest złoty! A jak znam pewnego zegarmistrza...

– Chyba trochę przesadzasz! Naprawdę będziesz jeszcze serwisowała jej zegarek? – oburzyłam się.

– Skoro mogę pomóc, to czemu nie? Co mnie to kosztuje… – odparła mama.

Szybko przekonałyśmy się, że kosztowało ją to wiele. Przede wszystkim nerwów.

– Wyobrażasz sobie? Zegarmistrz powiedział, że to zwykły tombak! – stwierdziła mama wzburzona. – Muszę o tym koniecznie poinformować Monikę!

„Nie będzie tym zachwycona” – pomyślałam. Nie spodziewałam się jednak, że ta wstrętna baba może moją mamę oskarżyć o... kradzież!

– Mój zegarek był złoty! A ten z pewnością nie jest mój! Zamieniłaś mi go! Okradłaś mnie! – wrzeszczała kuzynka, a potem jeszcze zagroziła policją, jeśli mama nie odkupi jej zegarka.

Zachowywała się jak nawiedzona. 

Mama jest zrozpaczona, tak bardzo dotknęły ją te słowa. Żal mi jej, ale myślę sobie, że jest jeden plus w tej całej sytuacji. Przynajmniej raz na zawsze skończą się u niej w domu korowody krewnych. Jak to mówią, „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach”.

Czytaj także:
„Czekałam, aż żona Józefa odejdzie, by mieć go dla siebie. Niestety przeliczyłam się. Stara miłość jednak rdzewieje”
„Zmieniałem kobiety jak rękawiczki, bo za bardzo się angażowały. Chciały bym je kochał, choć wiedziały, po co przyszedłem”
„Nasza miłość rozkwitła, gdy zaczęliśmy spać osobno. Wcześniej uczucie prawie zabiło... chrapanie mojego męża”

Redakcja poleca

REKLAMA