„Przyszłam do kontrahenta podpisać umowę handlową, ale on chciał czegoś więcej. Przechytrzyłam dziada i dopięłam swego”

rozmowa biznesowa pomiędzy kobietą a mężczyzną fot. Adobe Stock, Jacob Lund
„Nie myliłam się co do jego intencji. Tak jak się spodziewałam, zaproponował, żebyśmy przenieśli się w spokojniejsze miejsce. Gdy znaleźliśmy się w apartamencie, wyciągnęłam przyniesione ze sobą dokumenty, na co pan prezes się skrzywił i zaproponował coś do picia”.
/ 07.04.2022 08:40
rozmowa biznesowa pomiędzy kobietą a mężczyzną fot. Adobe Stock, Jacob Lund

W październiku postawiono przede mną, jak mi się zdawało, rutynowe zadanie. Miałam przeprowadzić kampanię promocyjną nowych środków higienicznych. Musiałam dotrzeć do hurtowni, z którą jeszcze nie współpracowaliśmy, więc przyszło mi przecierać nowe szlaki. Po kilku latach pracy na stanowisku przedstawiciela handlowego nie było to dla mnie niczym szczególnym. Jak się jednak okazało, tym razem sprawy potoczyły się nietypowo…

Numer telefonu i adres hurtowni były ogólnie dostępne, jednak z dodzwonieniem się miałam pewien problem. Postanowiłam trochę w ciemno od razu pojechać na miejsce, bo szkoda mi było czasu. Siedziba firmy robiła dobre wrażenie, czemu się nie zdziwiłam. Segment farmaceutyczny rynku od lat trzymał się lepiej od innych. Nie da się ukryć, że ja też stałam się beneficjentką tego stanu rzeczy – zarobki były u nas lepsze niż w innych branżach. Moje studia farmaceutyczne nie poszły więc na marne. Osiągnęłam mocną pozycję zawodową i finansową. Teraz miałam przed sobą kolejne zadanie.

W sekretariacie zastałam mocno wytapetowaną i dość frywolnie ubraną dziewczynę. To pozwoliło mi wyrobić sobie wstępne zdanie o jej szefie. Nieraz miałam okazję przekonać się, że jeśli chodzi o sekretarki – coś jest na rzeczy. Faceci, którzy mieli atrakcyjne, zwykle dość młode sekretarki, najczęściej okazywali się trudnymi partnerami w rozmowach handlowych. Uważali się za zdobywców, nieomylnych rekinów biznesu; wszystko i wszystkich traktowali z góry.

Kilka razy doświadczyłam na sobie ich niechęci i ledwie skrywanego (albo i nie) poczucia wyższości wobec kobiet. Zawsze z tym walczyłam, z różnym skutkiem. Ciekawe, czy i tym razem będzie podobnie… Na razie zaliczyłam nieudane podejście. Szef hurtowni wyjechał służbowo, miał wrócić dopiero za dwa dni. Oczywiście, zapowiedziałam chęć skontaktowania się z nim i zostawiłam swoje namiary. Nie spodziewałam się szybkiego odzewu, ale już następnego dnia zadzwoniła komórka.

Rozbierał mnie wzrokiem

To był on. Przedstawił się i po kilku słowach zaproponował spotkanie w sprawie mojej oferty. Miał mocny, dość przyjemny głos. Umówiliśmy się około południa, następnego dnia, w siedzibie firmy. Dotarłam na miejsce z niemiecką punktualnością, czyli kilkanaście minut przed czasem. Do gabinetu wprowadziła mnie poznana wcześniej atrakcyjna sekretarka, obrzucając mnie przy tym zdecydowanie niechętnym spojrzeniem.

Moje przewidywania wstępnie potwierdziły się. Właściciel hurtowni okazał się dość przystojnym, starannie ubranym czterdziestolatkiem. W rozmowie starał się robić wrażenie wyluzowanego, ale i zarazem konkretnego człowieka interesu. Przedstawiłam mu pokrótce ofertę mojej firmy. Wydawał się zainteresowany tym, co mówię. Nie przerywał mi i dość długo nie zadawał żadnych pytań – aż dziwne! Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że najwięcej uwagi najwyraźniej poświęca mnie.

Nie byłam tym specjalnie zaskoczona i wzięłam to pod uwagę. Celowo ubrałam się dość oficjalnie, bez ekstrawagancji. Obcisłe i wydekoltowane bluzki nie są odpowiednie na tego typu spotkania, bo zawsze odciągają uwagę od spraw istotnych. Mimo to pan prezes próbował – jak to się mówi – rozbierać mnie wzrokiem. Faceci często tak mają, więc specjalnie się tym nie przejęłam. Za to jego słowa dały mi do myślenia.

– Droga pani, to, co pani mówi, brzmi naprawdę zachęcająco, ale sama pani rozumie, że teraz będę musiał się bliżej i na spokojnie zapoznać z pisemną ofertą. W końcu jest to zupełnie nowy produkt i jego wypromowanie może być niełatwe. Trzeba będzie poświęcić temu nieco uwagi i czasu. Muszę to wszystko przemyśleć, ale, oczywiście, zajmę się sprawą od razu. Postaram się jeszcze dzisiaj, tylko najprędzej wieczorem, powiedzieć od siebie coś więcej na temat tej ciekawej propozycji. Mam nadzieję, że to pani odpowiada?

– Jak najbardziej! – odparłam zadowolona. – Oczywiście to wymaga przeanalizowania i zastanowienia się. Jak rozumiem, mogę spodziewać się telefonu jeszcze dzisiaj? W razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości jestem do dyspozycji…

– W takim razie jesteśmy wstępnie umówieni na dalszy kontakt, zapewne niebawem – pożegnał mnie mocnym uściskiem dłoni i szerokim uśmiechem, a przy tym nie przestawał taksować mnie wzrokiem.

Świetnie, na razie poszło jak z płatka, szybciej niż się spodziewałam. Być może uda mi się dojść z nim do porozumienia. Wprawdzie z doświadczenia wiedziałam, że bywało różnie, ale nasza oferta z pewnością dawała korzyści obu stronom.

Nie czekałam na telefon zbyt długo. Szef hurtowni wydawał się bardzo zadowolony z naszej oferty i wstępnie zgadzał się zawrzeć umowę. Miał jedynie kilka pytań dotyczących szczegółów kontraktu, co zresztą było dla mnie oczywiste. Natomiast nie całkiem oczywiste było dla mnie miejsce, które zaproponował na końcowe negocjacje. Zaprosił mnie do restauracji hotelowej na… kolację. To ciekawe, czyżby miał wobec mnie jakieś plany? Czyżby liczył na coś więcej? Może jestem podejrzliwa, ale tak to wyglądało.

Zastanawiałam się, jak to odpowiednio rozegrać. Zależało mi na podpisaniu tego kontraktu, jednak absolutnie nie za wszelką cenę. A przede wszystkim nie za cenę jakiegokolwiek romansu! Postanowiłam „zabić klina klinem” i utrzeć facetowi nosa. Przyszło mi coś na myśl…

W hotelu stawiłam się ubrana prowokująco, czyli po prostu – bardzo seksownie. Na gorsetowy top narzuciłam czarny żakiet, do tego wąska spódnica z pęknięcięciem. Od razu dostrzegłam błysk w oczach pana prezesa.

Zachowanie prezesa upewniło mnie, że nie myliłam co do jego intencji. Ewidentnie zrobiłam na nim wrażenie! Na początku jednak rzeczywiście zajęliśmy się kolacją i niezobowiązującą rozmową. On, jakby dla niepoznaki, starał się unikać bardziej osobistych tematów. Wobec tego ja również. Czekałam na moment, kiedy posunie się dalej, i niebawem to nastąpiło.

W pewnej chwili pochylił się nieco ku mnie i ściszonym głosem zaproponował:

– Myślę, że możemy już przejść do meritum sprawy. Proponuję przenieść się na dokończenie negocjacji w jakieś odpowiedniejsze do tego miejsce…

– Co pan przez to rozumie? – spytałam, udając, że nie wiem, o co mu chodzi.

– Mam zarezerwowany pokój, w którym będziemy mogli dograć ostatnie szczegóły i – ewentualnie – podpisać kontrakt…

– Co ma pan na myśli, mówiąc „ewentualnie”? – zapytałam z niewinną miną.

– To już głównie zależy od pani… – uśmiechnął się nieco dwuznacznie – warunków, a ja postaram się dostosować.

Podpisał dokumenty, a potem... padł

Cały czas starałam się robić wrażenie osóbki spokojnej i nieco naiwnej, pełnej dobrych chęci, a on to najwyraźniej brał za dobrą monetę. Odniosłam się ze zrozumieniem do jego pomysłu i po kilku minutach znaleźliśmy się w dość dużym, elegancko urządzonym apartamencie. Zasiedliśmy przy niskim stole, a ja wyciągnęłam przyniesione ze sobą dokumenty, na co pan prezes trochę się skrzywił i zaproponował coś do picia. Po chwili zjawił się z kieliszkami, butelką wina i zakąskami.

– Czy czasem nie przesadzamy? – spytałam, udając lekkie zdziwienie.

– Myślę, że w tych warunkach dużo lepiej będzie nam się pracowało – uśmiechnął się do mnie promiennie.

Zaczęliśmy wreszcie omawiać kolejne punkty kontraktu. Szło nam dość wolno, ponieważ mój rozmówca bardziej koncentrował się – jak natychmiast zauważyłam – na uzupełnianiu zawartości kieliszków niż na szczegółach umowy. Ja z kolei starałam się kontrolować sytuację, żeby nie wymknęła mi się spod kontroli. Zwłaszcza że jedną butelkę wina wypiliśmy już do kolacji. Zrobiło mi się teraz trochę za gorąco.

– Pozwoli pan, że zdejmę żakiet? – zapytałam i, nie czekając na odpowiedź, rzuciłam go niedbale na sąsiedni fotel.

– Ależ oczywiście! Wobec tego ja zdejmę marynarkę. Duszno tu! – podchwycił pan prezes z entuzjazmem, obrzucając mnie przy tym pożądliwym wzrokiem.

Posuwaliśmy się jednak do przodu, mimo jego częstych uwag na tematy zupełnie niezwiązane z interesami. Po następnych kilkunastu minutach skończyliśmy. Mój rozmówca był w coraz lepszym humorze. Wyraźnie wino uderzało mu do głowy. Zaproponował, byśmy przeszli na „ty”.

Na to konto sięgnął po następną butelkę, tym razem szampana. Przeprosiłam go na chwilę. Doszłam do wniosku, że powinnam zacząć działać, czyli wprowadzić w życie mój „plan B”. Poszłam do toalety, biorąc ze sobą torebkę. Tam wyjęłam z niej przygotowany wcześniej specyfik – teraz musiałam tylko poczekać na okazję.

Po powrocie zauważyłam, że pan prezes zdjął również krawat i oczekiwał mnie, siedząc na obszernej kanapie. Wypiliśmy brudzia, po którym mój towarzysz dosłownie się do mnie przykleił, tak że z trudem się od niego oderwałam. Robił wrażenie już mocno napalonego. Miał na mnie ochotę – niestety, bez wzajemności.

Zastanawiałam się intensywnie, jak podać mu przygotowaną pigułkę. Na szczęście wybawił mnie z kłopotu – wyszedł „odświeżyć się”. Natychmiast wrzuciłam mu ów specyfik do kieliszka i dolałam szampana. Gdy prezes wrócił, od razu zaproponowałam sfinalizowanie kontraktu i toast. Z lekkim ociąganiem (a jednak miał jakieś wątpliwości!) złożył podpis i trąciliśmy się kieliszkami. Wypił duszkiem całą zawartość. Wspaniale! Teraz już tylko czekałam na efekt… Efekt czego?

To była właśnie moja tajemnica. Podałam mu tzw. pigułkę gwałtu. Dostałam ją jakiś czas temu jako ciekawostkę od jednego kolegi z komentarzem, że może mi się kiedyś przyda. No i rzeczywiście, chyba przydała się. Już po kilku chwilach szef hurtowni zaczął się rozklejać. Obserwowanie tego było dla mnie i zabawne, i straszne zarazem – co by było, gdybym to ja została tak potraktowana? Nietrudno zgadnąć! Próbował jeszcze coś do mnie mówić, ale tylko osunął się na kanapę.

Gdy zasnął na dobre, ściągnęłam z niego koszulę, spodnie, buty i skarpetki (swoją drogą, był nieźle zbudowany). Nie było to łatwe, ale w końcu mi się udało. Będzie miał nauczkę. Niech się jutro zastanawia, co tu się wydarzyło…

Następnego dnia – po uprzednim upewnieniu się, że jest na miejscu – pojawiłam się w hurtowni. Rafał (tak miał na imię szef firmy) przyjął mnie od razu. Minę, trzeba przyznać, miał mocno niewyraźną, co mnie wewnętrznie rozbawiło, ale nic nie dałam po sobie poznać.

– Przepraszam cię – odezwał się niepewnie – ale wczoraj chyba trochę przesadziłem… Nie wiem dlaczego, w którymś momencie… urwał mi się film. Mam nadzieję, że nie stało się nic...

– Nie, wszystko w porządku. Po prostu w pewnej chwili zacząłeś się rozbierać – uśmiechnęłam się promiennie – więc uznałam, że już… chcesz się położyć spać, więc cię zostawiłam. Najważniejsze, że kontrakt podpisaliśmy, i reszta nie ma znaczenia. Wobec tego zostawiam jeden egzemplarz. Aha, to w przyszłym tygodniu dostarczamy pierwszą partię towaru.

Mówiłam to, patrząc mu prosto w oczy i śmiejąc się w duchu. Westchnął ciężko, ale wziął ode mnie dokumenty i pożegnaliśmy się. No cóż, z kampaniami promocyjnymi różnie bywa, jednak ta okazała się zwycięska. Przynajmniej dla mnie…

Czytaj także:
„Mąż po rozwodzie odżył i zmienił się w elegancika z werwą. To romans z małolatą stał za tą metamorfozą”
„Teść oddał nam cały majątek, a sam wylądował na dnie. Nie miał gdzie mieszkać, bo chciał żeby nam było dobrze”
„Córka zaszła w pierwszą ciążę, gdy miała 18 lat. Teraz znów została sama z brzuchem, bo nie chciała ślubu. Ma za swoje”

Redakcja poleca

REKLAMA