Gary był ze mną od dziecka. To mój najlepszy przyjaciel. Bez niego nie wyobrażałam sobie życia. Jak bardzo samotne może być życie jedynaków, których rodzice nastawieni są tylko na to, by zapewnić im „godny byt”, wiedzą tylko takie dzieci jak ja. Od zawsze miałam wszystko z wyjątkiem uwagi mamy i taty. Kochali mnie, wiem, ale nigdy tego nie czułam. Tony zabawek, ubrań, opiekunki i prywatne szkoły nie są w stanie zrekompensować tego, czego dziecko potrzebuje najbardziej – poczucia, że jest się dla rodziców kimś najważniejszym.
Ja jednak, w przeciwieństwie do większości samotnych dzieci, miałam szczęście. Udało mi się zdobyć przyjaciela. A właściwie go… wyśnić. Pojawiał się w moich snach przez kilka tygodni – wielki kundel z pyskiem czarnym, jakby wsunął go prosto w sadzę. Za to uszy miał jasne, a na ciemnym grzbiecie rudą plamę. Przyśniło mi się też, jak go do siebie sprowadzę. Nie chciałam żadnego innego. Nazwałam go w myślach Gary i w domu stoczyłam prawdziwą bitwę o to, bym mogła właśnie tego konkretnego psa dostać na urodziny.
Najpierw rodzice w ogóle nie chcieli słyszeć o psie. Bo brud, obowiązki, bo nie będzie miał kto z nim wychodzić. W końcu ich przekonałam.
– No dobrze, ale dlaczego akurat kundel? Jak już mamy mieć psa, to niech będzie przynajmniej jakiś porządny, rasowy – powiedział tata i batalia rozgorzała na nowo.
Byłam zrozpaczona, bo nie zostało mi dużo czasu. Z moich snów wynikało, że określonego dnia, o określonej godzinie musimy pójść na bazarek. Tam miał na mnie czekać Gary…
Te nerwy sprowadziły na mnie gorączkę, a lekarz rodzinny, zresztą brat taty, wreszcie powiedział:
– Lucek, nie kłóć się już. Mała śni o tym psie od tygodni. Rozchoruje ci się, jak nie pójdziesz na ten bazar.
Tata dał za wygraną. Kiedy ich o to poprosiłam, poszli na targ, a potem opowiedzieli mi, jak było.
– Miałaś rację, córciu – stwierdził tata. – W pierwszej alejce od lewej, tak jak mówiłaś, stał pan, który handlował szczeniakami. W kojcu od razu wypatrzyłem Garego. Poznałem go po rudej plamie – uśmiechnął się.
Właśnie jemu zwierzałam się z zauroczeń
Kiedy rodzice wrócili z psem do domu, czekałam już na nich w przedpokoju. Tata postawił psiaka na podłodze. Ten, machając ogonem, od razu przydreptał ku mnie, usiadł przy moich stopach, podniósł łebek do góry i zaczął skomleć, jakby chciał, żebym wzięła go na ręce. To był MÓJ pies – bez dwóch zdań!
Od tamtej pory zaczęło się moje nowe życie z psim przyjacielem u boku. Wreszcie miałam kogoś, kto naprawdę mnie kochał i to okazywał. Nikt nigdy nie cieszył się z moich codziennych powrotów ze szkoły tak jak Gary. On też pierwszy wysłuchiwał opowieści o szkolnych miłostkach. Szeptałam mu na ucho, w kim się kocham, i żaliłam się, że wybranek serca nie zwraca na mnie uwagi. W takich chwilach Gary lizał mnie po policzku i mruczał cicho, jakby chciał powiedzieć: „Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze”.
Gary zawsze był żywy i radosny wówczas, gdy i ja byłam szczęśliwa i zadowolona. A kiedy przychodził zły dla mnie czas, przyjaciel siadał obok mojej nogi i smucił się razem ze mną. Niekiedy próbował mnie rozweselić, a innym razem płakał wraz ze mną.
Skończyłam ogólniak i zaczęłam studia. Tam poznałam Piotrka, do którego od razu zapałałam sympatią. Na pierwszą randkę jak zawsze poszłam z psem. Gary miał bowiem w głowie „wykrywacz kłamstw”, który mówił mu, czy dany człowiek jest moim przyjacielem, czy też takiego tylko udaje. Nigdy się na nim nie zawiodłam. Kilka razy zdarzyło się, że pierwsza randka była ostatnią, bo Gary boczył się na chłopaka, a w jednym wypadku nawet warczał i nie pozwolił delikwentowi do mnie podejść. Wiele lat później dowiedziałam się, że ów chłopak to damski bokser.
Na szczęście Gary pokochał Piotrka od pierwszego wejrzenia. Po prostu podszedł, powąchał jego dłoń i zaczął się do niego łasić. Jak nigdy wobec obcych ludzi. Wtedy już wiedziałam, że Piotrek to ten jedyny… A gdy Piotrek dwa lata później poprosił mnie o rękę, postanowiłam zadośćuczynić formalnościom.
– To będzie twój nowy pan – powiedziałam do psa, który z uwagą patrzył w moje oczy. – Piotruś za kilka miesięcy będzie moim mężem. Czy mnie zrozumiałeś?
Gary szczeknął i polizał Piotrka po ręku. Oczywiste było, że zrozumiał! A tak naprawdę to miałam wrażenie, że wie znacznie więcej niż ja. Ponieważ jest psem, to gra psią rolę, ale śmieje się w duchu, że tak dobrze ukrywa przede mną swoją inteligencję.
Kilka lat po ślubie przyszła na świat nasza córeczka. Kiedy wróciłam ze szpitala, pokazałam Garemu moją pociechę i nakazałam, żeby dobrze pilnował swojej młodej pani. Od tej pory kundel spał przy łóżeczku Soni i asystował jej na każdym spacerze. Kiedy wystawialiśmy ją w wózeczku na trawniku w ogródku, siadał obok i przez cały czas baczył, czy w okolicy nie działo się nic podejrzanego.
Tym razem nie mogliśmy zabrać go ze sobą
Gary był jedyny i niepowtarzalny. Co więcej – od zawsze był mi przeznaczony. Ostatecznie przekonałam się o tym jakiś czas później. Przed dwoma laty wyjechałam z mężem i Sonią na tydzień za granicę. Zazwyczaj na wakacje wyjeżdżaliśmy z psem, a kiedy nie było to możliwe, zostawialiśmy go w domu moich rodziców lub teściów. Tym razem jednak ani jedni, ani drudzy nie mogli się nim zaopiekować, a my nie jechaliśmy na wypoczynek, tylko w interesach.
Chodziło o ważny kontrakt Piotra. Mój mąż jest programistą i znalazł zatrudnienie w angielskiej firmie. Pracował zdalnie z Polski, czasem jednak musiał zjawić się w centrali. Postanowiłam zabrać się z nim i trochę pozwiedzać, odwiedzić przyjaciółkę w Cork.
Wiadomo, że nie mogliśmy wziąć ze sobą psa. Dlatego poprosiłam sąsiadkę, żeby zabrała go do siebie na ten czas. Marta nie robiła żadnych problemów, więc spokojna pojechałam z Piotrkiem do Anglii. Po powrocie usłyszałam, że Gary przez całe siedem dni nie mógł sobie znaleźć miejsca. Chodził z kąta w kąt, piszczał, wydawał się niespokojny. A dzień przed naszym przyjazdem wyszedł do ogrodu, przedostał się jakimś cudem na zewnątrz i zniknął.
To było straszne… Przez kilka dni płakałam i nie mogłam darować sobie tego, że zostawiłam go pod opieką – bądź co bądź – obcych ludzi. Rozwiesiłam wszędzie informację, że zaginął pies, i że na znalazcę czeka nagroda. Dałam też ogłoszenie w internecie. Codziennie jeździłam rowerem po okolicy. Miałam nadzieję, że trafię gdzieś na Garego, który usłyszy mój charakterystyczny gwizd.
Minął miesiąc, jeden, drugi, trzeci
Gary się nie odnalazł, a ja przygotowywałam się psychicznie na to, że już nigdy więcej się nie spotkamy. Pewnej nocy przyśnił mi się dziwny sen. Miałam 10 lat. Siedziałam na dywanie przed telewizorem. Oglądałam bajkę na dobranoc. Po niej rozpoczęły się Wiadomości.
W pewnym momencie na ekranie zobaczyłam swojego psa. Poderwałam się z miejsca i podbiegłam bliżej. Pokazywałam coś rodzicom, płakałam i tupałam nogami, ale oni nie potrafili zrozumieć, o co mi chodzi. Obudziłam się z płaczem. Dotarło do mnie, że już nigdy nie zobaczę kochanego kundelka. Piotrek nawet zaproponował, że kupi mi nowego psa, ale stanowczo zaprotestowałam. Żaden nie mógł mi zastąpić przyjaciela.
Kilka dni później koło południa rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiliśmy się, bo nikogo się nie spodziewaliśmy. Otworzyłam drzwi i… oniemiałam. Na progu siedział Gary. Ze łzami w oczach rzuciłam się, żeby go wyściskać. On też radośnie lizał mnie po twarzy. Dopiero chwilę później dostrzegłam wysokiego mężczyznę, który stał nieco z boku.
Mają samochód. Zielony. Jest taki jak nasz…
– Dzień dobry – przedstawił się z imienia i nazwiska. – Znalazłem go przy moim samochodzie. Siedział przy nim trzy dni, więc pewnego dnia zabrałem go ze sobą do domu. Dał sobie założyć obrożę, ale przez cały czas był bardzo smutny.
– Jakiej marki ma pan samochód? – spytałam natychmiast.
- Zielony peugeot.
– Jak nasz! Widocznie Gary pomylił pański samochód z moim…
– Jak pan nas znalazł? – spytał mąż.
– Kilka dni temu oglądaliśmy z żoną Wiadomości – odparł. – Pokazywali jakąś sondę uliczną. W pewnym momencie na ekranie pojawiła się pani, a wtedy pies podbiegł do telewizora, zaczął szczekać i łasić się. Wtedy zrozumiałem, że się zgubił, a pani jest właścicielką. Postanowiłem poszukać w internecie i znalazłem ogłoszenie. Było w nim jego zdjęcie i adres. Tak tutaj trafiłem.
Przypomniałam sobie, że faktycznie jakiś czas temu zaczepili mnie na ulicy z kamerą. Ale kiedy to było! Cóż, najważniejsze, że odzyskałam Garego. To dowód, że jest mi przeznaczony.
Czytaj także:
„Zakochałem się w podwładnej, była moim lekarstwem na rany po rozwodzie. Najchętniej nie wypuszczałbym jej z łóżka”
„Zakochałem się w chuligance z patologicznej rodziny. Chciałem ją zmienić w materiał na żonę i dziewczynę na poziomie”
„Przygarnąłem Lidkę i dziecko bandyty, choć powinienem wydać ją kolegom z policji. Nie umiałem, zakochałem się bez pamięci”