„Zakochałem się w chuligance z patologicznej rodziny. Chciałem ją zmienić w materiał na żonę i dziewczynę na poziomie”

Zakochałem się w dziewczynie z patologicznej rodziny fot. Adobe Stock, Production Perig
Im bardziej się starałem, tym bardziej ona się buntowała. Nudziły ją rozrywki, które proponowałem, nie lubiła moich znajomych, najchętniej spędzałaby czas, oglądając głupie programy w telewizji i pijąc piwo. Pozostała prostaczką z blokowiska.
/ 02.02.2022 07:13
Zakochałem się w dziewczynie z patologicznej rodziny fot. Adobe Stock, Production Perig

Czy człowiek może się zmienić? Tak zupełnie odnaleźć nową tożsamość? Większość ludzi powie, że nie, lecz ja w to nie wierzę. Przekonałem się bowiem na własnej skórze, że każdy zasługuje na drugą szansę i może z tego wyjść coś cennego i ważnego.

To była ładna i ciepła jesienna noc

Wracałem z późnego treningu judo. Kiedy przechodziłem przez park, zobaczyłem przed sobą tę parę: łysego, napakowanego faceta w dresie i dziewczynę ubraną w obcisłe, skórzane spodnie i króciutki, koronkowy top. On wyglądał jak kibol, ona jak prostytutka.

Skrzywiłem się z niesmakiem, ale szedłem dalej, pewnym krokiem, nie bałem się. Kiedy się mijaliśmy, łysy zrobił krok w moją stronę i potrącił mnie barkiem. Nie zareagowałem na zaczepkę.

– Ej, ty! – zawołał za mną.

Nawet nie odwróciłem głowy.

– Do ciebie mówię, gamoniu jeden! – nie dawał za wygraną.

Poznałem po jego głosie, że jest pijany. Nadal spokojnie szedłem dalej.

– Dawaj kasę albo będziesz zbierał zęby z chodnika! – jego głos był blisko, bliżej, tuż za mną…

Poczułem mocne uderzenie pięścią w tył głowy. Nie straciłem zimnej krwi. Odwróciłem się i nim się połapał, powaliłem go na ziemię, usiadłem na nim, przytrzymując mu ręce kolanami i sięgnąłem do kieszeni po telefon. Wybrałem numer policji. I wtedy rzuciła się na mnie dziewczyna, o której zupełnie zapomniałem. Szlag!

Normalnie nigdy nie podniósłbym ręki na kobietę, ale nie mogłem pozwolić, żeby wyrwał mi się ten troglodyta, więc nie mogłem się z nią cackać. Uderzyłem ją mocno w brzuch. Zwinęła się z bólu, a ja zyskałem dość czasu, żeby zgłosić policjantowi, który odebrał telefon, że zostałem napadnięty i podać mu miejsce zdarzenia.

Zapewniał mnie właśnie, że będą za kilka minut, kiedy dziewczyna wytrąciła mi telefon z ręki. Ledwo zdążyła dojść do siebie, a już znowu wściekle mnie atakowała, utrudniając mi przygważdżanie jej kumpla bandziora do gleby. Dwoje przeciwników – nawet jeśli jednym z nich jest drobna kobieta – to było dla mnie zbyt wiele.

Łysy zdołał mnie z siebie zrzucić. Nie chciałem, żeby zwiał, więc kopnąłem go mocno w kostkę. Przewrócił się, a na mnie jak wściekła furia skoczyła jego panna. Pewnie nie dałbym sobie z nimi rady, gdyby chwilę później nie zjawiła się policja. Chuligani zostali zatrzymani, a ja udałem się na komisariat, by złożyć zeznanie.

Potem widziałem agresywną parkę podczas rozprawy, na której występowałem w roli świadka. Kiedy dostali rok w zawieszeniu, myślałem, że to koniec całej sprawy i nigdy więcej o tej parze z piekła rodem nie usłyszę. Tymczasem dwa miesiące później dziewczyna, która napadła mnie w parku, odnalazła mój profil na portalu społecznościowym i napisała do mnie wiadomość.

Ponoć groźba wylądowania w więzieniu podziałała na nią jak kubeł zimnej wody. Kamila postanowiła się zmienić, być lepszym człowiekiem, a swoją przemianę zaczęła od przeprosin. Z początku byłem zły, że ta bezczelna laska mi się naprzykrza. Nie zamierzałem jej odpowiadać ani tym bardziej oficjalnie wybaczać.

Ale potem zrobiło mi się żal dziewczyny i jednak odpisałem: „W porządku, nie gniewam się, powodzenia na nowej drodze życia”.

I znowu na tym się nie skończyło, bo panna w odpowiedzi zapytała, czy dam się zaprosić na piwo.

Ona? Mnie?

Z jednej strony randka z nawróconą bandytką wydawała mi się kiepskim pomysłem, ale z drugiej pokusa była silna. Ciekawiła mnie ta dziewczyna, jej chęć zmiany oraz… jej niekwestionowana uroda, której nie krył tandetny makijaż, doczepione sztuczne rzęsy i okropne, tlenione blond włosy. Była taka, jak zapamiętałem.

Zgrabna jak modelka, o pięknych, regularnych rysach i przeuroczym uśmiechu, tworzącym dołeczki w policzkach. Na dzień dobry jeszcze raz przeprosiła mnie za napad w parku.

– Ja i Edek byliśmy wtedy narąbani jak autobus w szczycie. Zabrakło nam kasy, więc wymyślił, że kogoś skroimy, a ja, jak ta głupia rura, się zgodziłam. Sorka.

Jako absolwenta polonistyki raził mnie jej wulgarny język, ale nie pokazałem tego po sobie. Pewnie nie potrafiła inaczej mówić. Już i tak zachowywała się wobec mnie, jakby czuła się gorsza. Nie patrzyła mi w oczy. Wyczuwałem jej zmieszanie, kompleksy, zawstydzenie i poczucie winy.

Zmieniłem temat i zagadnąłem ją o plany na przyszłość. Ożywiła się i wyznała, że chce wrócić do technikum, zdać maturę i pracować w gastronomii.

– Ludzie mówią, że powinnam zostać modelką, ale ja tam wolę mieć normalne życie. No wiesz, dla kogoś, kto ma tak popieprzony życiorys jak ja, normalność to, kur..., luksus.

Ujęła mnie jej szczerość i zdolność do autorefleksji

Wypiliśmy kilka piw, pogadaliśmy na różne tematy.

– Jesteś naprawdę fajna, kiedy mnie nie bijesz – zażartowałem.

Kiedy się żegnaliśmy, wiedziałem już, że na tej jednej randce się nie skończy. Wkrótce znowu zaproszę ją na piwo. Potem było kino, później restauracja… No i zaczęliśmy się regularnie spotykać. Nikt nie dawał nam szans. Moja rodzina i przyjaciele mówili: „To nie jest dziewczyna dla ciebie”, „Wpakuje cię w kłopoty”, „Zmarnujesz się przez nią”, „Otrząśnij się z tego fatalnego zauroczenia, nim będzie za późno”. Nie słuchałem ich.

Nie potrafili zaakceptować Kamili, bo w ich oczach była zdemoralizowaną kryminalistką. Ale jak mogła być grzeczną dziewczynką, nie mając żadnych wzorców? Jej ojciec był przemytnikiem, który częściej przebywał za kratami niż w domu, a matka alkoholiczką niezainteresowaną własnymi dziećmi.

Na pierwszy rzut oka było widać po Kamili jej pochodzenie i przeszłość: ubierała się wyzywająco, nadal tleniła włosy i nosiła za mocny makijaż, chociaż namawiałem ją do zmiany stylu. Na pewno nie była aniołem. Ale miała też zalety, które tylko ja potrafiłem dostrzec: była bystra, miała poczucie humoru i ambicję.

Wbrew temu, co myśleli moi znajomi, miłość wcale mnie nie zaślepiła, nie idealizowałem Kamili. Wiedziałem, że ma złe nawyki i stoi blisko krawędzi, ale to przecież nie była wyłącznie jej wina, raczej losu, jaki przypadł jej w udziale. Kochałem ją coraz bardziej, więc z całego serca pragnąłem wyrwać ją z jej świata i wciągnąć do mojego. Chciałem pokazać jej życie bez przemocy i używek.

Niestety, im bardziej się starałem, tym bardziej ona się buntowała. Nudziły ją rozrywki, które jej proponowałem, nie lubiła moich znajomych, najchętniej spędzałaby czas, oglądając głupie programy w telewizji i pijąc piwo. Byłem nią rozczarowany i coraz częściej robiłem jej wymówki.

– Dlaczego nie chcesz się trochę postarać? – pytałem. – Przecież gdybyś tylko chciała, mogłabyś nauczyć się lepiej zachowywać, inaczej ubierać, mówić jak panna z maturą, a nie więźniarka. Przeczytaj książkę, obejrzyj oscarowy film zamiast tej papki, jaką karmisz oczy i umysł…

– Skoro nie podobam ci się taka, jaka jestem, to spadaj! Nie zrobisz ze mnie laluni z uniwersytetu – odpowiadała ze złością.

Musiałem przyznać sam przed sobą, że poniosłem porażkę. Kamila wróciła do szkoły i zdała maturę, ale nie zmieniła się w damę, pozostała prostaczką z blokowiska. Bystrą, zdolną do inteligentnych obserwacji, ciętych ripost, ale nadal wulgarną i leniwą, choć niby ambitną.

Te sprzeczności mnie męczyły, irytowały, ale nie sprawiły, że przestałem ją kochać. Pociąg fizyczny też nie zniknął, bo bez tandetnych ciuchów i makijażu była najpiękniejszą istotą, jaką w życiu widziałam. Jakiś czas byłem rozdarty pomiędzy chęcią zakończenia naszego związku, a pragnieniem walki o zrobienie z Kamili dziewczyny, która by do mnie pasowała.

Wybrałem trzecie wyjście: wrzuciłem na luz i postanowiłem płynąć z prądem. Przestałem myśleć o Kamili jako o kandydatce na żonę i traktowałem naszą znajomość jak przelotny romans. I dopiero wtedy zacząłem naprawdę cieszyć się wspólnymi chwilami.

Efektu nie przewidziałem…

Kamila zmieniała się. To nie stało z dnia na dzień, ale stopniowo rezygnowała z wyzywających ciuchów, przesadnego makijażu, wulgaryzmów zastępujących jej większość znaków przestankowych. A któregoś dnia po powrocie z pracy zastałem ją z książką w dłoni.

Zrozumiałem, że robi to dla mnie, ale zdobyła się na ten wysiłek dopiero wtedy, gdy przestałem wywierać na nią presję. Chciała być kochana bezwarunkowo, taka jaka była, a gdy poczuła się tak kochana, zaczęła się starać. Pokazywałem na każdym kroku, że doceniam jej przemianę. Chwaliłem jej nowy wygląd, rozmawiałem z nią o książkach, które czytała, filmach, które obejrzała.

Ale w którymś momencie przestała się rozwijać, stanęła w miejscu, bo pewnych ograniczeń nie mogła przeskoczyć. Musiałaby pójść na studia, naprawdę solidnie się przyłożyć do nauki, lecz tyle ambicji w sobie nie miała, może też inteligencji. Zmieniła się z chuliganki w prostą dziewczynę.

Tyle że ja nie wiem, czy to mi wystarczy. Kamila czeka na oświadczyny, a ja się waham. Chcę jej szczęścia, ale nie kosztem mojego. Może powinienem z nią zerwać, może to podziała na nią jak ostroga. Weźmie się do galopu, żeby mi pokazać, żebym żałował, żebym to ja błagał o kolejną szansę.

Ale odtrącona, może też stoczyć się w mrok. Nie wiem, co mam zrobić. Błądzę. Może jeszcze nie w ciemności, ale we mgle.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA