„Zakochałem się w podwładnej, była moim lekarstwem na rany po rozwodzie. Najchętniej nie wypuszczałbym jej z łóżka”

Mężczyzna, który sypia z koleżanką z pracy fot. Adobe Stock, merla
„Kiedy siedziałem obok Agnieszki, zaczynały mnie dopadać myśli dwuznaczne. Chociaż wcale nie takie dwuznaczne, lecz bardzo skonkretyzowane. Pomyślałem, że gdyby nie ci wszyscy ludzie, za chwilę zdarzyłoby się coś nieplanowanego, ale bardzo przyjemnego”.
/ 22.01.2022 07:12
Mężczyzna, który sypia z koleżanką z pracy fot. Adobe Stock, merla

Pracowaliśmy biurko w biurko przez trzy lata, zanim dostałem awans i własny gabinet. Jakoś tak wyszło, że zorganizowałem to przyjęcie urodzinowe, choć tak naprawdę zmobilizowały mnie do tego bardziej okoliczności niż własne chęci. Ale przyjaciele i koledzy bywają uparci przy podobnych okazjach.

– Człowieku, tylko raz się ma czterdzieści lat! To nie są zwykle urodziny, to magiczna sprawa.

Jakoś nie odczuwałem tej wspaniałej magii wejścia w ten wiek. Wiek jak wiek, właśnie przestałem zaliczać się do grupy trzydziestolatków, tak samo jak kiedyś przestałem być nastolatkiem i dwudziestolatkiem. Ale rzeczywiście zauważyłem, że ludzie do tej czterdziestki podchodzą jakoś wyjątkowo. Może to przez pamiętny serial z lat siedemdziesiątych?

W każdym razie zjawiło się w moim niezbyt wielkim mieszkaniu dziesięć osób. Trochę mnie to przyjęcie kosztowało, ale naprawdę jakoś nie wypadało mi odmówić. Przyszły cztery pary, a konkretnie małżeństwa, oprócz nich Agnieszka i Andrzej, oboje podobnie jak ja po rozwodach.

Zasiedliśmy przy stole, czy raczej stołach, bo musiałem przynieść i dostawić kuchenny, żeby się wszyscy jakoś zmieścili, chociaż i tak było dość ciasno. Siedziałem między Wandą, z którą znałem się od liceum i Agnieszką, z którą pracowałem biurko w biurko przez trzy lata, zanim dostałem awans i własny osobny gabinet.

Muszę powiedzieć, że koleżanka z pracy zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Niby zawsze widziałem, że jest ładna, ale do firmy przychodziła w niezbyt wyzywających kostiumikach, zawsze skrojonych na tę samą modłę, z włosami upiętymi w kok. Pewnie o wiele bardziej bym się nią interesował, gdybym nie był wówczas żonaty. A tak po prostu lubiłem współpracownicę i patrzyłem na nią z przyjemnością.

Była bardzo sympatyczna i skora do śmiechu. A kiedy się z kolei rozwiodłem, praktycznie od razu dostałem tego „kopniaka” w górę. Widywaliśmy się odtąd o wiele rzadziej, a nowe obowiązki sprawiały, że nie miałem zbyt wiele czasu na układanie sobie życia osobistego, przynajmniej przez jakiś czas.

Niemniej kiedy zacząłem za namową Zbyszka i Marka kompletować listę gości, od razu pomyślałem o Agnieszce. Właściwie nie wiem czemu, jakoś tak odruchowo… Dopiero kiedy poszedłem do jej pokoju z zaproszeniem i zobaczyłem jej zdziwione, a zarazem jakby nieco rozbawione spojrzenie, zastanowiłem się, skąd się u mnie wziął ten odruch.

Na szczęście Agnieszka zgodziła się od razu, nie musiałem odstawiać szopek i wymyślać tłumaczeń. Nie dość, że ładna, to jeszcze bardzo sensowna dziewczyna. A kiedy weszła do mieszkania, w pierwszej chwili prawie jej nie poznałem.

Nie mogłem oderwać od niej wzroku

Długa, dopasowana sukienka, spływająca do ziemi. Do tego włosy pięknie ułożone, część pukli ujęta z tyłu w coś, co się chyba nazywa hiszpańskim grzebieniem. W dodatku, kiedy stanęła pod światło, okazało się, że sukienka prześwituje na tyle, bym mógł dostrzec zgrabne nogi. Słowem, wyglądała rewelacyjnie. Na tyle, że Marek oderwał od niej wzrok dopiero, kiedy dostał kuksańca w bok od swojej żony, Malwiny.

Kiedy tak siedziałem obok Agnieszki, zaczynały mnie dopadać myśli dwuznaczne. Chociaż… wcale nie takie dwuznaczne, lecz bardzo skonkretyzowane. Jak jednak zrobić coś, żeby zbliżyć się do koleżanki, z którą pracowałem długi czas blat w blat? Niezręcznie nagle zacząć prawić komplementy między jednym kęsem a drugim.

Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zrobić miejsce do tańca. To się stało, kiedy wyszedłem do kuchni po świeżą dostawę alkoholu i żeby zestawić barszcz z palnika. Do pokoju ściągnęły mnie odgłosy szurania, a gdy stanąłem w drzwiach, zobaczyłem chłopaków przenoszących stoły pod ścianę.

– Zrobimy szwedzki stół – powiedziała Agnieszka. – Chyba nie masz nic przeciwko?

– A gdybym miał? – zaśmiałem się. – Przecież już pozamiatane.

Witek zakręcił się przy sprzęcie muzycznym, po chwili z głośników popłynęły spokojne dźwięki. Poznałem tę płytę natychmiast – ulubiona składanka tak zwanych pościelówek mojej byłej żony. Nie puszczałem tej płyty, bo źle mi się kojarzyła, ale nie chciałem teraz protestować. Trudno się mówi.

Tym bardziej że trzy pary już zaczęły leniwie pląsać, a Witek także zmierzał w stronę żony. Andrzej spojrzał pytająco na Agnieszkę, ale potrząsnęła głową.

– Jubilat ma pierwszeństwo – powiedziała surowo, jednak z leciutkim uśmieszkiem. – O ile oczywiście reflektuje na taką partnerkę.

Oczywiście, że reflektowałem!

To było trochę dziwne uczucie trzymać w ramionach byłą współpracownicę, a obecną podwładną… Nie, nie trochę dziwne – bardzo dziwne! Podałem jej rękę klasycznie, włożyła prawą dłoń w moją lewą, położyła drugą rękę na moim ramieniu, a ja ująłem ją w talii. Jednak powolny numer nie nadawał się do takiego tańczenia. Jak powiedziałem, to były pościelówki.

– Dajmy spokój ze sztywniactwem – mruknąłem i położyłem jej obie ręce na biodrach.

Uśmiechnęła się tylko i otoczyła moją szyję ramionami. Wszyscy inni też tańczyli właśnie w ten sposób. Miejsca było dość mało, od czasu do czasu trącaliśmy się z innymi, ale nie zwracałem na to uwagi.

Pierwszy raz widziałem oczy Agnieszki z tak bliska i dopiero teraz dostrzegłem, że nie są zwyczajnie orzechowe, jak mi się wydawało, ale zielone z brązowymi plamkami. I niesamowicie łagodne, głębokie. Śliczne. Odetchnąłem głęboko, czując przy tym upajający zapach perfum.

– Kurczę, dziewczyno, ale ty jesteś ładna – powiedziałem, zanim zdążyłem pomyśleć. – A raczej piękna…

Nie speszyła się. Powiem więcej, wyglądało na to, że oczekiwała czegoś podobnego.

– No, no, jakież to zaskoczenie podobna uwaga po paru latach znajomości – zaśmiała się cicho.

A potem, jakby dziękując za komplement, przywarła do mnie nieco mocniej. Pomyślałem, że gdyby nie ci wszyscy ludzie dookoła, za chwilę zdarzyłoby się coś nieplanowanego, ale bardzo przyjemnego.

Starałem się nie myśleć o tym, co mogłoby być, skupiając się na tym, co jest, ale nie było to łatwe. Taniec skończył się, lecz nie puszczałem Agnieszki. Wiedziałem, że następny numer będzie równie nastrojowy. Po raz pierwszy byłem wdzięczny losowi, że moja eksmałżonka zapomniała płyty, a ja nie wyrzuciłem na śmietnik niechcianej pamiątki.

Pary wymieniły się partnerami, Marek zrobił nawet ruch, jakby chciał podejść i zabrać mi partnerkę, ale znów dostał kuksańca w bok. Tym razem nie od żony, tylko od Witka. A ja nieco mocniej przytuliłem Agnieszkę.

Nie protestowała. Spojrzała tylko na mnie i zobaczyłem w tych pięknych oczach rozbawienie. Życzliwe rozbawienie, a nie takie w rodzaju „robisz sobie płonne nadzieje, misiu, ale proszę, pobaw się, dopóki pozwalam”.

Tak minął nam wieczór

Oczywiście, nie tańczyliśmy przez cały czas, jedliśmy, piliśmy, wypadało poprosić także do tańca inne panie, ale kiedy tylko nadarzała się okazja, tańczyłem z Agnieszką. Czyli przez jakieś osiemdziesiąt procent czasu… Na dodatek płyta też leciała na okrągło, nikomu nie chciało jej się zmieniać. Po co, skoro wszystkim odpowiadała? A mnie w szczególności…

Jednak wszystko, co dobre, musi się skończyć. Niedługo po północy goście zaczęli się zbierać. Najpierw ruszyła się pierwsza para, zaraz potem następne. „No to koniec tańczenia” – westchnąłem w duchu z rezygnacją.

– Zaraz – Malwina zatrzymała się w przejściu do korytarza i wskazała na piętrzące się na stołach naczynia. – Przecież trzeba pomóc naszemu gospodarzowi to ogarnąć! Poznosić do kuchni, pozmywać…

– Poradzę sobie – bąknąłem. – Zresztą, w kuchni nie ma wiele miejsca. Dwie osoby ledwie się mieszczą. Powolutku posprzątam.

– Opiekunka już się niecierpliwi – powiedział Marek, patrząc w telefon. – Mieliśmy być godzinę temu.

– Ale tak nie wypada… – zaprotestowała Malwina.

– Ja pomogę Tomkowi – odezwała się nagle Agnieszka. – Rzeczywiście nie powinniśmy go tak zostawiać.

– Mieliśmy cię odwieźć – przypomniał jej Marek.

– Najwyżej wezmę taksówkę.

Marek chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy Malwina pociągnęła go za rękaw. A potem uśmiechnęła się do mnie i zmrużyła lekko oko.

– Poradzą sobie – powiedziała. – Przecież są dorośli.

Na to „dorośli” postawiła wyraźny akcent. Po chwili zostaliśmy sami. Agnieszka rozejrzała się.

– Masz jakiś fartuszek do kuchni? – spytała. – Zostało coś po żonie? Bo nie chciałabym sobie pobrudzić sukienki.

Płyta znów zaczęła się odtwarzać od początku. Patrzyłem przez chwilę na Agnieszkę. Wyglądała chyba jeszcze bardziej zachwycająco niż po wejściu. Rozluźniona, włosy zupełnie rozpuszczone…

– A może jeszcze zatańczymy? – zaproponowałem.

– Nie masz dość? – zaśmiała się.

– Nie – odparłem poważnie.

– Obawiam się, że z tobą nigdy bym nie miał dość.

– Komplemenciarz – znów się roześmiała. – Cóż, skoro tak bardzo chcesz…

Teraz stało się to, o czym myślałem na samym początku. To znaczy tańczyliśmy przytuleni, ale nikogo poza nami nie było. Poza nami i nastrojową muzyką… Rano obudziło mnie delikatne potrząsanie za ramię.

– Tomeczku, trzeba by chyba jednak trochę posprzątać…

Otworzyłem oczy, spojrzałem na Agnieszkę. Opierała brodę na mojej piersi, jej włosy łaskotały. Wspomnienie tego, co działo się w nocy sprawiło, że chyba poczerwieniałem. A jednocześnie poczułem, że znów budzę się do życia i nabieram ochoty na powtórkę.

– Zdążymy – mruknąłem. – Jest mi tak dobrze. Nie chcę, żeby to się skończyło i nie wypuszczę cię z łóżka przez najbliższe dziesięć lat.

– Myślisz, że to, co zostało po wczorajszym z czasem dostanie nóg i samo łaskawie wyjdzie?

– Myślę, że sprzątanie może jeszcze trochę zaczekać. A ja czekać nie dam rady.

Przyciągnąłem ją do siebie, przywarłem do jej ust. Oddała pocałunek, ale zaraz odepchnęła mnie leciutko.

– Nie wydaje ci się, że to może być dla mnie trochę krępujące wchodzić w romans z przełożonym?

Roześmiałem się głośno.

– A tak, rzeczywiście, jestem twoim przełożonym. Powinnaś zatem podporządkowywać się moim poleceniom, prawda? Proszę więc pozostać na miejscu, pani Agnieszko, i czekać na dalsze dyspozycje.

Zaśmiała się, a potem przytuliła mocniej.

– Nie myślałam, że kiedykolwiek wylądujemy razem w łóżku, panie starszy menedżerze. A pan?

– Ja też – odparłem szczerze. – Aż do wczorajszego wieczora nie przychodziło mi to do głowy. Ale teraz nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nigdy o tym nie pomyślałem. Było niesamowicie. Cudownie.

– Mówisz więc, że nie chcesz, aby to się skończyło? – spytała przekornie.

– Tak, właśnie. Nie chcę, żeby to się skończyło. Powinno trwać jak najdłużej.

Od tamtej pory upłynęło już kilka miesięcy, a ja nadal nie chcę, żeby to się skończyło. I nie bardzo sobie wyobrażam, że kiedyś mógłbym tego zechcieć…

Czytaj także:
„Poszedłem na pogrzeb kolegi po to, żeby spotkać ukochaną z dawnych lat. Chciałem, by zostawiła dla mnie męża”
„Przyjaciółka potrafiła mówić tylko o swoim dziecku. Nawet nie interesuje jej co u mnie, bo jestem bezdzietna”
„Jestem wdowcem z dwójką dzieci, które wolałyby, żebym to ja umarł zamiast żony. Już nawet mieszkać wolą z teściową”

Redakcja poleca

REKLAMA