Czasem bywa tak, że nagle na swojej drodze spotykamy kogoś, kto zmieni nasze życie na zawsze. Może o to chodzi w powiedzeniu, że właśnie znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu i czasie. W moim przypadku sprawdziło się.
Tamtego dnia droga strasznie mi się dłużyła
Po całym weekendzie w delegacji miałem ochotę jedynie paść na łóżko i nie wstawać do rana. Tymczasem dochodziła godzina dwudziesta trzecia, a przede mną było jeszcze całkiem sporo kilometrów. Moje powieki stawały się coraz cięższe i zaczęły niebezpiecznie opadać, dlatego kiedy tylko zobaczyłem na trasie zjazd na parking, postanowiłem zrobić sobie postój i pooddychać świeżym powietrzem.
O tej porze był pusty, nie zauważyłem ani jednego samochodu. Zaparkowałem swój niedaleko toalet i wyszedłem zaczerpnąć powierza. Stałem tak przez chwilę, wpatrując się w nocne niebo. Kiedyś często gapiłem się w gwiazdy. Jako dziecko mieszkałem na wsi i wielokrotnie kładłem się nocą na trawie. Czasem sam, czasem z jakąś miłą koleżanką.
Z jedną nawet byliśmy zaręczeni, ale nic z tego nie wyszło. Teraz oglądałem gwiazdy jedynie na parkingu przy kibelku, pomiędzy pracą, a… pracą. Westchnąłem ciężko, po czym ruszyłem w stronę toalet. Załatwiłem, co trzeba, i stanąłem przy kranie.
Wtedy usłyszałem płacz
Ciche łkanie, jakby przytłumione, ale wyraźne. Zmarszczyłem brwi.
Dziwne, myślałem, że nikogo tu nie ma. Spojrzałem na kabiny i schyliłem się, licząc, że w którejś z nich zobaczę czyjeś nogi, ale nie. Tymczasem płacz przybierał na sile. Stałem tak zdezorientowany przez dłuższą chwilę, aż w końcu mnie olśniło!
Toaleta męska i damska przedzielone były jedynie cienką ścianką, która kończyła się nieco nad kabinami, więc można było bez trudu usłyszeć, co się dzieje po drugiej stronie. A zatem dźwięki te prawdopodobnie dochodziły z drugiego pomieszczenia.
– Hej, jest tam kto? – spytałem, nieco podnosząc głos.
Wtedy płacz umilkł, a po chwili odezwał się cienki dziewczęcy głosik:
– Daj mi spokój!
Ciemna noc, parking na autostradzie, wokół żywej duszy, a w łazience płacze dziecko! Nie mogłem tego tak zostawić. Wyszedłem z budynku i chwilę później pchnąłem drzwi damskiej toalety. Na podłodze koło umywalek siedziała… ona. Dziewczynka to jednak nie było dobre określenie. Po głosie spodziewałbym się najwyżej trzynastolatki, tymczasem ona miała chyba z dziewiętnaście lat.
Zmierzwione czarne włosy, rozmazany makijaż i buntowniczy wyraz twarzy. Parzyła na mnie nieufnie, podkurczając kolana pod brodę.
– Co tu robisz? – spytałem zdumiony.
– Siedzę, nie widać? Oślepłeś? – odparła buńczucznie.
– Coś się chyba stało? Dlaczego płakałaś? – dopytywałem.
– Nie twój interes! – prychnęła.
– Słuchaj… Jeśli ktoś cię skrzywdził, możemy od razu zadzwonić na policję.
– Żadnej policji! – nagle się zdenerwowała. – Mówiłam ci już, daj mi spokój. Nie chce mi się z nikim gadać. Faceci potrafią tylko mleć ozorem. „Pomogę ci”, „zaopiekuję się tobą”, a jak przychodzi co do czego, to i tak zostaje się samemu. Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć.
– To może… gdzieś cię podwiozę? Nie zamierzasz tu chyba spędzić nocy.
Wtem z zewnątrz dobiegł mnie jakiś hałas. Odwróciłem się, z niepokojem spoglądając na drzwi. W tym samym momencie dziewczyna, jakby wystraszona, poderwała się z ziemi.
– Chcesz wiedzieć, co się stało?! – zawołała, nagle ożywiona. – Mój facet to dupek! Powiedziałam mu dziś, że spodziewam się jego dziecka. A ten drań zwyzywał mnie od najgorszych, pobił i zostawił tutaj, a sam… – coś znowu łupnęło na zewnątrz, padło siarczyste przekleństwo. – A sam odjechał i… nie mam nawet jak wrócić do, do… – zaczęła się jąkać.
Nie dałem się nabrać. Na zewnątrz ktoś był. Podobnie jak mój samochód. Niezamknięty samochód. Wypadłem z toalet jak burza i rzeczywiście – dwóch młodych łebków właśnie dobierało się do moich rzeczy. Jeden trzymał w ręce torbę z laptopem, drugi przeszukiwał schowek pod deską rozdzielczą. Wrzasnąłem wściekle i rzuciłem się w ich stronę. Nadaremnie.
Ja byłem jeden, a ich było dwóch i to prawdopodobnie nieźle zaprawionych w boju. Zanim zdążyłem ich choćby dotknąć, dostałem pięścią w nos, a potem któryś kopnął mnie z całej siły w brzuch i już leżałem na ziemi. Zaczęli uciekać i dopiero wtedy zauważyłem, że w mroku, za budynkiem toalet, stał jakiś samochód.
Nie dostrzegłem go wcześniej, bo było ciemno, a poza tym zasłaniał go sporej wielkości krzak.
– Lidka, rusz się do cholery! Biegnij! – wrzasnął jeden z nich do dziewczyny, która przestraszona jak sparaliżowana przyglądała się całej scenie.
Wtedy jakby się ocknęła i też zaczęła uciekać w stronę auta, ale ja byłem szybszy. Podniosłem się z ziemi i nim zdążyła się oddalić, złapałem ją za nogawkę spodni. Upadła i zaczęła wierzgać nogami, lecz chwyciłem ją mocno. Tymczasem jej kumple po prostu zwiali, nawet nie oglądając się za siebie. Wsiedli do samochodu zaparkowanego za toaletami i z piskiem opon wyjechali na trasę.
– Puszczę cię, jak przestaniesz się rzucać – wysapałem jej w ucho, wciąż przytrzymując jej ręce. – I tak nie masz dokąd uciec, więc nawet nie próbuj…
– Dobra, tylko mnie już zostaw – warknęła wściekła, ale zgodnie z moim życzeniem znieruchomiała.
Zabrałem ręce, a dziewczyna w jednej chwili poderwała się na nogi, dysząc ciężko. Patrzyła na mnie z wyrzutem, zupełnie jakbym to ja był winny temu, co przed chwilą się stało. W jej oczach dostrzegłem wyzwanie, ale też coś na kształt strachu.
– No i co teraz zrobisz? Pewnie zawieziesz mnie na komendę? – syknęła.
– To nie jest najgłupszy pomysł, zważywszy na to, że twoi koledzy zabrali mojego laptopa. Pal licho sprzęt, ale mam tam ważne dokumenty – odparłem ponuro.
– Nie odzyskasz go – wzruszyła ramionami. – Opchną go i tyle.
– Chyba że będziesz ze mną współpracować… – zauważyłem.
– Zapomnij! – prychnęła.
– Chcesz chronić kumpli? Serio? – zdziwiłem się. – Przecież właśnie przed chwilą uciekli, zostawiając cię na pastwę losu. Wiedzą dobrze, że będziesz mieć kłopoty, ale nic ich to nie obchodzi.
Spojrzała na mnie spode łba. Była zła.
– Nie jestem kapusiem – mruknęła, ale wyczułem w jej głosie niepewność.
Najbliższy komisariat policji, jak poinformowała mnie wyszukiwarka w telefonie, znajdował się w miasteczku, jakieś trzydzieści kilometrów dalej. Wsiadłem więc do auta, posadziłem dziewczynę obok, uprzednio sprawdziwszy, czy nie ma przy sobie jakiegoś niebezpiecznego narzędzia, którym mogłaby mnie zaatakować, po czym zablokowałem drzwi i ruszyliśmy.
Przez pierwsze dziesięć minut jechaliśmy w ciszy
Raz po raz spoglądałem w stronę mojej pasażerki, ale ona przez cały ten czas z nieodgadnionym wyrazem twarzy gapiła się w okno. W pewnym momencie poruszyła się jednak niespokojnie, a jej twarz wykrzywiła się lekko jakby z bólu. Dopiero wtedy dostrzegłem, że jej brzuch dość wyraźnie rysuje się pod obcisłą bluzką. Był zdecydowanie za duży w porównaniu do reszty sylwetki.
– Mówiłaś serio z tą ciążą? – spytałem.
– Owszem – burknęła, po czym spojrzała na mnie kpiąco. – A co, kobiety w stanie błogosławionym nie oddasz w ręce policji?
– Tego nie powiedziałem… – zawahałem się. – A to o pobiciu też było prawdą?
– A co cię to obchodzi! Nie jesteś moim cholernym ojcem, żeby mi tutaj prawić jakieś morały! – wybuchła, lecz po chwili znowu skuliła się z bólu.
Tym razem skurcz był najwyraźniej silniejszy od poprzedniego, bo pozostała w tej pozycji przez dłuższą chwilę.
– A to mnie obchodzi, że jeśli jesteś w ciąży i ktoś cię pobił, to powinnaś się udać do lekarza, żeby sprawdzić, czy dziecku nic nie jest – odparłem powoli. – Który to miesiąc?
– Piąty – wysapała z wyraźnym wysiłkiem, po czym z jej ust wydobył się jęk.
Sięgnąłem po telefon i wpisałem w GPS nowy adres.
– Co robisz? O co ci teraz chodzi? – spytała, patrząc na mnie niepewnie.
– Zmieniam kierunek na najbliższy szpital – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Co? Dlaczego? – była szczerze zdumiona. – Przecież mogę cię wkręcać?
– Wolę nie ryzykować niż potem mieć wyrzuty – wzruszyłem ramionami.
Do szpitala dotarliśmy po kolejnych dziesięciu minutach jazdy, podczas których dziewczyna skręcała się z bólu. Przyznam szczerze, że pod koniec mimowolnie zacząłem panikować i kompletnie zapomniałem zarówno o skradzionym laptopie, jak i o całym świecie. Myślałem tylko o tym, żeby dziecku nic się nie stało, choć przecież nie powinno mnie ono w ogóle obchodzić.
Pielęgniarki omyłkowo wzięły mnie za męża i ojca, i biorąc pod uwagę okoliczności, pozwoliły mi wejść na odział, mimo że było poza porą odwiedzin. Nawet nie sprostowałem tej pomyłki, tak byłem zaaferowany tym wszystkim. Lidkę podłączyli pod mnóstwo rurek, zrobili jej KTG i dostała kroplówkę z jakimś lekarstwem przeciwskurczowym. Wiem, bo po badaniu i tych wszystkich zabiegach pozwolili mi wejść do sali.
Po buntowniczej dziewczynie z parkingu nie było nawet śladu. Leżała na łóżku taka bezbronna i nieszczęśliwa. Twarz miała zalaną łzami, była wyczerpana. Wyglądało jednak na to, że lekarzom udało się ustabilizować sytuację.
– Jak tam? – spytałem trochę głupio, bo nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Jak? Beznadziejnie… – odparła i rozpłakała się jak dziecko.
I wtedy wyznała mi wszystko jak na spowiedzi. Marcin, jeden z dwóch łebków, którzy mnie okradli, to był jej chłopak. A raczej były chłopak, bo gdy tylko dowiedział się o ciąży, zerwał z nią. Wywiązała się między nimi kłótnia i owszem, dostała raz czy dwa, jak to określiła. To się wydarzyło wtedy, na parkingu, przed tym, jak ja wkroczyłem do akcji.
– A więc to wszystko nie było planowane? – zdziwiłem się.
Westchnęła ciężko.
– Słuchaj, to, że mój facet jest świnią, nie znaczy, że ja jestem święta. Owszem, przyjechaliśmy tam, żeby skroić jakiegoś frajera. Tym właśnie zajmuje się Marcin i ja mu czasem pomagam. Dzisiejsze wydarzenia potoczyły się inaczej, niż miały. On nie spodziewał się tego, co ode mnie usłyszał. Mimo to nie zamierzał zrezygnować z akcji. Taki już jest.
– I ty to akceptujesz? – zaniepokoił mnie spokój, z jakim o tym mówiła.
– Już nie – pokręciła głową. – Prawie straciłam dziecko… – dodała ciszej, a potem spojrzała na mnie odważnie. – Jak chcesz, to powiem na policji. Będę miała kłopoty, ale trudno. Mam tego dość. On powinien odpowiedzieć za to wszystko.
Spojrzałem na jej pełną determinacji twarz. Ta dziewczyna, choć tak młoda, dużo już w życiu przeszła. Czy mogłem cokolwiek zrobić, żeby nie musiała przechodzić więcej? Pół roku później odebrałem telefon.
– Cześć, tu Lidka, dzwonię, bo… Chciałam ci podziękować, że nie wydałeś mnie wtedy glinom. Chciałam ci już wcześniej powiedzieć, ale jakoś w końcu nie wyszło. To dla mnie bardzo ważne, wiesz – usłyszałem w słuchawce nieśmiały głos.
– Jak sobie radzisz? – spytałem.
– Dobrze. Marcin próbował się ze mną kontaktować, ale nie chciałam z nim gadać. Spławiłam go, tak jak ci obiecałam. Chciałam, żebyś o tym wiedział.
Nie powiem, zaskoczyła mnie swoją konsekwencją i tym, że w ogóle do mnie zadzwoniła. Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek będziemy rozmawiać.
– Jak mała? – spytałem ciekawy.
– Ma już dwa miesiące i takie wielkie okrągłe oczy. Jest śliczna, mówię ci – usłyszałem wzruszenie w jej głosie. – A może… chciałbyś ją zobaczyć?
I tak właśnie to wszystko się zaczęło
Dziwnie i niespodziewanie, ale czy nie takie właśnie jest życie? Teraz nie oglądam już gwiazd w samotności na parkingu koło toalet. Robimy to w trójkę podczas ciepłych, letnich wieczorów na tarasie naszego domu. Ja, moja młoda żona i mała córeczka, którą pokochałem od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczyłem.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”