„Ja miałabym pracować? To matka ma obowiązek zapewnić mi dostatek i szczęście..."

Nieszczęśliwa kobieta patrząca w okno fot. Adobe Stock, sebra
„Tata dość szybko nas opuścił, więc uważałam za oczywiste, że to właśnie ja jestem największym szczęściem w jej życiu. I w związku z tym ma obowiązek sypać mi pod stopy płatki róż. Teraz moje życie to klęska”.
/ 29.06.2021 15:14
Nieszczęśliwa kobieta patrząca w okno fot. Adobe Stock, sebra

Byłam podłą córką. Najgorszą, jaką można sobie wyobrazić. Mama dała mi wszystko, a dostała ode mnie tylko kopniaki. Zbyt długo kazałam mamie czekać na to, co dopiero teraz zamierzam zrobić. Zbyt wiele czasu zajęło mi uświadomienie sobie, że w całym swoim trzydziestoparoletnim życiu nie miałam nigdy wierniejszej, bardziej oddanej przyjaciółki niż ona. Niestety nie umiałam tego docenić. Zamiast okazać jej wdzięczność, przysporzyłam jej wielu zmartwień i trosk. Teraz to wreszcie zrozumiałam… I chcę to naprawić.

Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, ile jej zawdzięczam

Mama miała ponad 30 lat, gdy mnie urodziła. Byłam jej pierwszym i jedynym dzieckiem. Tata dość szybko nas opuścił, więc uważałam za oczywiste, że to właśnie ja jestem największym szczęściem w jej życiu. I w związku z tym ma obowiązek sypać mi pod stopy płatki róż. I sypała… Gdy byłam dzieckiem, nigdy nie siedziałam w wakacje w domu. Zawsze wysyłała mnie na kolonie lub wczasy do Bułgarii. Po powrocie ja szpanowałam w szkole opalenizną i zdjęciami z morskich kąpieli, a ona urabiała sobie ręce po łokcie, żeby wyjść z długów zaciągniętych na te moje wojaże. Była zwykłą pracownicą księgowości w państwowej firmie, nie zarabiała wiele.

Brała więc nadgodziny, przynosiła zlecenia do domu. W jej pokoju światło paliło się długo po północy. W tym czasie ja latałam na dyskoteki i dopominałam się nowych, oczywiście markowych ciuchów i kosmetyków. Przecież musiałam jakoś wyglądać! Nigdy nie prosiłam na próżno. Zawsze dostawałam od mamy pieniądze na to, co chciałam.

– Kup sobie coś ładnego. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze – mawiała, wyciągając zaskórniaki z bieliźniarki. Brałam te banknoty bez zmrużenia oka, kupowałam kolorowe fatałaszki, nie zastanawiając się nawet, jak ciężko i długo musiała na nie pracować. Przecież mi się należały, byłam jej córką, miała obowiązek zapewnić mi dostatek i szczęście…

Nie powiedziała mi słowa, gdy nie dostałam się na studia. Wymyśliłam sobie Akademię Sztuk Pięknych… Też coś! Nigdy nie miałam zdolności artystycznych. Ale tam zdawał mój ówczesny chłopak więc musiałam i ja. Poza tym ta uczelnia wydawała mi się elitarna, tylko dla wybrańców. Idealna dla księżniczki, którą się wtedy czułam. Nie pomogły kosztowne korepetycje u znanego profesora, które miały mi zapewnić sukces. Byłam kompletnym beztalenciem, więc oblałam. Tamten czas wspominam jako nieustającą zabawę. Po zawalonym egzaminie nawet nie pomyślałam o tym, żeby pójść do pracy.

Świat był taki piękny, kolorowy! Żadnych zmartwień, trosk, obowiązków…

Ja miałabym pracować, jak jakiś plebs?! Wymyśliłam sobie dla odmiany, że zostanę aktorką. I że za rok będę zdawać na PWSTiF. Kolejna bzdura, bo wprawdzie grać to ja umiałam świetnie, tyle że na nerwach. Jednak gdy powiedziałam o swoich planach mamie, nie zaprotestowała.

– O nic się nie martw i skoncentruj się na przyszłorocznych egzaminach. Resztą zajmę się ja – powiedziała, a ja znowu przyjęłam to jako oczywistość. Tamten rok wspominam jako okres nieustającej zabawy. Wstawałam z łóżka koło południa i od razu szykowałam się na wieczorne wyjście z przyjaciółmi. Świat był taki piękny, kolorowy! Żadnych zmartwień, trosk, obowiązków… Wracałam o świcie. Z mamą prawie się nie widywałyśmy. Gdy u niej w pokoju dzwonił budzik, ja właśnie zasypiałam. Ale nawet wtedy, gdy spotkałyśmy się czasem przy niedzielnym obiedzie, nie słyszałam od niej żadnych pretensji i wyrzutów. Znosiła moje wybryki ze stoickim spokojem. I prawidłowo – przecież każdy wie, że młodość musi się wyszumieć.

Egzamin do łódzkiej filmówki też zawaliłam. O Boże, jaka ja byłam nieszczęśliwa i obrażona na cały świat! Uważałam, że potraktowali mnie niesprawiedliwie, skrzywdzili. Że przez tę głupią komisję polska, a nawet światowa kinematografia poniosły olbrzymią stratę.

– Nie martw się, córeczko, wszystko będzie dobrze. Spokojnie zastanów się, co chcesz robić w życiu – pocieszała mnie wtedy mama i po raz kolejny dodała, że będzie mnie na razie utrzymywać. Nie widziałam w tym niczego nadzwyczajnego. Przecież to było oczywiste, że skoro miałam spokojnie myśleć, nie mogłam pracować. I to byle gdzie…

Przez zamknięte drzwi słyszałam, jak płacze

Pół roku później poznałam Jarka. Wtedy świata poza nim nie widziałam. Teraz wiem, że był takim samym leserem jak ja. Nie ciągnęło go ani do wiedzy, ani do roboty. Tyle że jego rodzice nie zamierzali go utrzymywać przez resztę życia, więc żyliśmy głównie na koszt mojej mamy. Jarek czuł się u nas w domu jak u siebie. Bez skrępowania szykował sobie kanapki z wędliną, którą ona kupiła; korzystał z jej mydła, proszku do prania… Ba, po pewnym czasie zaczął się nawet domagać męskich kosmetyków. Był bezczelnym bydlakiem! Mama długo i cierpliwie to znosiła, ale któregoś dnia nie wytrzymała.

Kochani, z czego wy zamierzacie żyć? – zapytała bez pretensji w głosie. Chciała tylko delikatnie dać nam do zrozumienia, że jesteśmy dorośli i powinniśmy wziąć odpowiedzialność za swoje życie. A mimo to dostałam szału. O rany, jak ja wtedy na nią nawrzeszczałam! Darłam się, że niczego nie rozumie, że nie ma pojęcia, czym jest prawdziwa miłość, bo nawet ojciec od niej uciekł, i że myśli tylko o pieniądzach.

Na jej miejscu dałabym mi po buzi i wywaliła z domu na bruk. A ona? Spuściła tylko oczy, skuliła się i bez słowa poszła do swojego pokoju. Przez zamknięte drzwi słyszałam, jak płacze. Oczywiście nie weszłam do niej, nie przeprosiłam. Uważałam, że nie mam za co…

Po ślubie, który odbył się rok później, przepisała na mnie kawalerkę, którą odziedziczyła po babci. Jarek kręcił nosem, że to taka mała klitka, a mama przez następne pięć lat spłacała kredyt na meble, które nam do tej kawalerki kupiła. Ten pasożyt przyssał się do kolejnego żywiciela...

Zostałam sama, i to przed świętami…

W czasie małżeństwa z Jarkiem imałam się różnych zajęć. Pracowałam w przedszkolu, byłam sekretarką i sprzedawczynią. W żadnej pracy nie zagrzałam dłużej miejsca. Wylatywałam albo sama odchodziłam i wracaliśmy na garnuszek mamy.

Mój małżonek też nie potrafił utrzymać się w robocie. Głównym powodem tych roszad była wysokość pensji. Oboje uważaliśmy, że nasi pracodawcy za dużo wymagają, a za mało płacą…

Dwa lata temu Jarek wpadł na genialny pomysł. Stwierdził, że w Polsce nie ma przyszłości dla młodych ludzi i trzeba uciekać za granicę. Wybraliśmy Irlandię. Mama martwiła się, że bez znajomości języka i konkretnych umiejętności sobie nie poradzimy. Ale my wiedzieliśmy swoje. Przecież znajomi dzwonili i mówili, że tam pieniądze leżą na ulicy.

Nie leżały.

Klepaliśmy biedę, chodziliśmy głodni. A nie było mamy, która by pomogła. Coraz częściej się kłóciliśmy. W listopadzie mój mąż oświadczył mi, że ma dość takiego parszywego życia, i uciekł do jakiejś Irlandki. Raz ją widziałam. Jest brzydka jak noc, ale bogata. A dla Jarka tylko to się liczy. Cholerny pasożyt. Przyssał się do kolejnego żywiciela. Zostałam sama, i to przed świętami…

Niewdzięczna egoistka!

Przepłakałam trzy noce, a potem zadzwoniłam do mamy. Odebrała jakaś obca kobieta. Nie skojarzyła, kim jestem. Ale okazała się rozmowna. Powiedziała, że niedawno wynajęła mieszkanie od pewnej pani w średnim wieku, która bardzo mocno podupadła na zdrowiu i musiała się przenieść do domu starców. Sama nie dawała już sobie rady.

– Od sąsiadów słyszałam, że ta pani ma córkę. Dziewczyna podobno wyjechała za granicę i w ogóle nie interesuje się matką. Pewnie nawet nie wie, że jest chora. A biedna kobiecina przez całe swoje życie nieba starała jej się przychylić. Niewdzięczna egoistka. Jakbym ją spotkała, tobym powiedziała, co o niej myślę! Ta rozmowa mną wstrząsnęła. Zrozumiałam, jak wiele zawdzięczam mamie i jak bardzo ją zawiodłam. Zawsze mnie oszczędzała… Powtarzała, że nie chce, żeby było mi tak ciężko jak jej. Stworzyła mi cieplarniane warunki. A co ja z tym kapitałem zrobiłam? Roztrwoniłam, przebalowałam, zmarnowałam. Moje życie to klęska. Czy da się to jeszcze naprawić?

Już postanowiłam. Wracam do Polski. Choćbym miała stanąć na głowie, znajdę jakąś pracę i zabiorę mamę z domu starców. Zaopiekuję się nią. Wiem, że w moich ustach brzmi to niezbyt wiarygodnie, ale mówię naprawdę szczerze. A jak tylko mi się to uda, to o tym napiszę.  

Czytaj także:
„Jestem jak pies ogrodnika. Nie potrafię żyć z moim mężem, ani się z nim rozstać. Nie wiem czy to miłość, czy nienawiść”
„Podporządkowałam mu wszystko, a on zostawił mnie dla pierwszej lepszej. Zmieniłam dla niego wygląd i cały charakter”
„Odniosłam porażkę jako matka. Mój syn płodzi dzieci kolejnym kobietom, po czym znika i nie płaci alimentów”

Redakcja poleca

REKLAMA