„Podporządkowałam mu wszystko, a on zostawił mnie dla pierwszej lepszej. Zmieniłam dla niego wygląd i cały charakter”

Kobieta po rozstaniu fot. Adobe Stock, dikushin
Bardzo cierpiałam, kiedy Adrian mnie rzucił. Jednak teraz jestem mu za to wdzięczna.
/ 23.06.2021 11:39
Kobieta po rozstaniu fot. Adobe Stock, dikushin

Wszystko zaczęło się niespełna pół roku temu. Na dworze było szaro, buro i ciągle padał deszcz, ale w moim sercu panowała wiosna. Po wielu miesiącach bezskutecznych starań udało mi się zdobyć pracę w dużym wydawnictwie prasowym. Mogłam się wreszcie sama utrzymać i wyprowadzić od rodziców. A na dodatek już pierwszego dnia poznałam Adriana…

To była miłość od pierwszego wejrzenia

Poszłam do kuchni zrobić sobie kawę i… stanęłam jak wryta. Przy ekspresie stał facet. Taki jak mój ideał, który sobie wymarzyłam. Przystojny, wysoki, elegancki. No i w okularach. Uwielbiam mężczyzn w okularach. Wyglądają tak poważnie, odpowiedzialnie… A Adrianowi było w nich jeszcze bardzo do twarzy.

Stałam więc i patrzyłam na niego zauroczona.
– Coś ze mną nie tak? Ubrudziłem się? – zapytał w pewnym momencie.
– Nie… A dlaczego? – zmieszałam się od razu.
– A bo mi się tak dziwnie przyglądasz. Jakbym miał wielką plamę na koszuli albo choć pryszcz na nosie – uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Przepraszam, zamyśliłam się… – wykrztusiłam i wybiegłam z kuchni.
– A kawa?! – krzyknął za mną.

Nawet się nie odwróciłam. Ze wstydu chciałam zapaść się pod ziemię. O Boże, on naprawdę mnie zauważył! Następne dni przeżyłam jak we śnie, bo okazało się, że Adriana wcale nie zraziło moje idiotyczne zachowanie. Przeciwnie, coś we mnie dostrzegł. Ciągle znajdował jakiś pretekst, żeby wpaść do mojego pokoju. A to chciał mi pokazać wszystkie biura, przedstawić innym kolegom, a to sprawdzał, czy radzę sobie z nowymi zadaniami i czy nie trzeba mi w czymś pomóc.

Zawsze miałam kompleksy: uważałam, że jestem za niska, nijaka, takie brzydkie kaczątko, i dlatego żaden mężczyzna na mnie nie spojrzy. A tu uganiał się za mną jeden z najatrakcyjniejszych facetów w firmie! Na sobotę zaprosił mnie na imprezę do znajomych. I tak to się zaczęło.

Zmieniłam się dla niego całkowicie

Spotykaliśmy się coraz częściej, a po dwóch miesiącach staliśmy się parą. Byłam szczęśliwa. Odkryłam, że to wspaniałe uczucie do kogoś należeć. Adrian troszczył się o mnie, wychwalał moje zalety, ale też dawał drobne rady dotyczące mojego wyglądu.
– Wiesz, myślę, że mogłabyś przefarbować się na rudo. Ten kolor dodałby twojej twarzy wyrazu, podkreślił oczy – powiedział któregoś wieczoru.

Następnego dnia od razu pobiegłam do fryzjera. Ufarbowałam włosy i… oniemiałam. Nawet nie marzyłam, że mogę tak świetnie wyglądać! Potem jeszcze za jego radą zmieniłam garderobę, no i zaczęłam chodzić w szpilkach. Wcześniej nigdy nie lubiłam butów na obcasie i nie sądziłam, że ktoś zdoła mnie namówić do ich noszenia. Jednak Adrianowi się udało.
– Ależ z ciebie laska!. Od razu jesteś wyższa, masz dłuższe nogi. Jak modelka! – zachwycał się, gdy nieporadnie paradowałam w nich po sklepie.

Kupiłam od razu trzy pary. A potem ćwiczyłam w domu poprawne chodzenie. Męka, lecz jak mawiała moja mama – kto chce dobrze wyglądać, musi pocierpieć. Moje życie przy Adrianie nabrało barw. Chodziliśmy do kina, na różne imprezy, a także na kurs tańca, bo on zarządził, że w sylwestra będziemy się bawić na prawdziwym balu. Podporządkowałam mu się całkowicie i nie żałowałam. Dzięki Adrianowi z szarej myszki szybko zmieniłam się w atrakcyjną młodą kobietę.

Nawet przyjaciółka to zauważyła.
– Fiu, fiu, miłość ci służy – zagwizdała Ulka z podziwem, gdy zaprezentowałam się jej w balowej kreacji.
Faktycznie, służyła, i miałam nadzieję, że nigdy nie wygaśnie. Nie wyobrażałam sobie życia bez Adriana.

W sylwestra bawiliśmy się do rana, a potem Adrian postanowił, że w marcu weźmiemy tydzień urlopu i pojedziemy do Szczyrku na narty. Ja nigdy nie jeździłam, ale doszłam do wniosku, że skoro nauczyłam się chodzić w szpilkach, to i z nartami dam sobie radę. Był tylko jeden problem: nie miałam ani nart, ani pieniędzy. Postanowiłam więc pożyczyć deski i strój od przyjaciółki. Lecz gdy Adrian je zobaczył, od razu zaprotestował:
– Kobieto, dajże spokój! Przecież to sprzęt i kombinezon sprzed kilku lat! A na stoku nie możesz się przecież pokazać w byle czym…

Skoro tak – nazajutrz posłusznie poszłam do banku i kilka dni później stałam się szczęśliwą posiadaczką markowych nart, butów, kurtki, spodni, czapki, gogli i mnóstwa innych rzeczy potrzebnych do tego, żeby w górach prezentować się wspaniale. Co prawda pożyczkę miałam spłacać przez najbliższe trzy lata, ale co tam – raz się żyje!

Postawiłam sprzęt w przedpokoju i z niecierpliwością odliczałam dni do wyjazdu. Byłam pewna, że nic nie zniweczy naszych planów. Los bywa jednak okrutny. W połowie stycznia do pracy w firmie przyjęto nową dziewczynę. Jak ją zobaczyłam, omal nie umarłam z zazdrości. Wyglądała jak milion dolarów… Miała długie, naturalnie rude włosy skręcone w piękne loki i nogi zgrabne i długie jak stąd do Wrocławia. Najgorsze było to, że szybko okazało się, że ona też uwielbia facetów w okularach. Zakochała się w moim Adrianie po uszy. Niestety, z wzajemnością.

Miłość szybko się skończyła

Adrian niczego nie ukrywał.
– Jesteś w porządku, niczego ci nie brakuje. Ale sama rozumiesz. Było, minęło – stwierdził brutalnie.
– Jak to? Dlaczego?! A co z naszym wyjazdem?! – jęknęłam.
– Sorki, ale to już nieaktualne.

Myślałam, że mi serce pęknie. Wpadłam w koszmarny dół bez dna. W pierwszej chwili chciałam nawet rzucić pracę, żeby tylko nie widywać Adriana całującego się po kątach z tą nową, długonogą, rudą Darią, w porę się jednak opamiętałam. Raz, że nie miałam innej opcji, a dwa – musiałam spłacić ten cholerny kredyt.

Choć zbierało mi się na płacz, chodziłam więc po firmie z podniesioną głową, udając, że rozstanie z Adrianem nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. A sprzęt? Przecież nie będzie leżał i się kurzył Po rozstaniu z Adrianem nie wiedziałam, co robić z wolnym czasem. W dni powszednie nie było kłopotu. Miałam tyle pracy, że mogłam siedzieć w firmie do późnej nocy. Jednak co z weekendami?

Pierwszy jakoś przetrwałam w domu, ale w następną sobotę zaczęło mnie nosić. Aby się trochę uspokoić, poszłam na Górkę Szczęśliwicką. Pomyślałam, że skoro wydałam już takie koszmarne pieniądze na sprzęt narciarski, to przynajmniej nauczę się jeździć. Łatwo powiedzieć…

Chociaż bardzo się starałam, nie mogłam utrzymać się na nartach. Nogi rozjeżdżały mi się na wszystkie strony. Po chwili leżałam jak długa. W dodatku przyłożyłam kijkiem jakiemuś facetowi, który podjechał zbyt blisko. Gdyby się nie uchylił, chybaby stracił oko…
– Przepraszam, to mój pierwszy raz na nartach – wyjąkałam czerwona ze wstydu. 
– Pierwszy raz? Przydałby się pani nauczyciel. Może ja mógłbym pomóc? – uśmiechnął się facet. – Wszyscy mówią, że całkiem nieźle sobie z tym radzę. Mam na imię Michał.

Nie wypadało się nie zgodzić. A poza tym doszłam do wniosku, że jak ktoś proponuje mi darmowe lekcje, to głupotą byłoby z nich nie skorzystać. Już po chwili ćwiczyłam równowagę i wchodzenie pod górkę. Po godzinie zdecydowałam się na pierwszy zjazd z oślej łączki. Jak stwierdził Michał, poszło mi nieźle, bo przewróciłam się tylko raz, i to na samym dole. Ale hamowania nie ćwiczyłam.

Od tamtej soboty minął miesiąc. Adrian z Darią nieustająco obściskują się po kątach. Koleżanka z działu uprzejmie mi niedawno doniosła, że w marcu wybierają się na narty, do Szczyrku. Do tego samego hotelu, do którego ja miałam jechać…
– Bardzo ci współczuję. Bezczelny cham! Jak on śmie coś takiego robić! Przecież te miejsca były zarezerwowane dla was! – oburzyła się.

Jeszcze kilka tygodni temu na taką wiadomość rozpłakałabym się jak dziecko. A teraz słuchałam tego z kamiennym spokojem. Owszem, było mi trochę przykro, jednak czułam, że nie będę wylewać z tego powodu oceanu łez. Może już pogodziłam się z odejściem Adriana? A może znalazłam sobie zastępstwo?! Bo tamta lekcja z Michałem nie była ostatnią. Spotykamy się na Górce Szczęśliwickiej regularnie.

Trochę już go poznałam. To poważny i bardzo fajny facet, choć nie nosi okularów. No i świetny instruktor. Dzięki niemu już całkiem nieźle jeżdżę na nartach. Ostatnio zaproponował, żebyśmy się gdzieś razem wybrali w góry. Zastanawiam się jeszcze, ale… Może podpowiem mu, żebyśmy pojechali w marcu do Szczyrku? 

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA