Miałam już dosyć tych zakupów! Zmęczona pchałam przed sobą do windy wypełniony po brzegi wózek i klęłam w myślach na czym świat stoi na swojego męża, który nie przyjechał ze mną do marketu.
– Mam trochę więcej pracy w biurze, kochanie – powiedział.
Jakbym ja nie pracowała! Akurat tak się składa, że mam dwoje dzieci do nakarmienia i dodatkowo jeszcze męża, który na pewno nie byłby zachwycony, widząc pustą lodówkę. Dlatego muszę mieć czas na zakupy!
Winda z cichym szelestem
Wyszłam na parking i jak zwykle poczułam lekki niepokój, czy trafię do auta.
– Alejka zielona, niebieska, wreszcie moja czerwona… – mruczałam do siebie, wchodząc między samochody. Mijałam kolejne zaparkowane auta, ale… żadne z nich nie było moje! A przysięgłabym, że postawiłam je w tej części parkingu!
Zawsze staję w sektorze czerwonym, właśnie dlatego, aby nie mieć problemu z zapamiętywaniem, gdzie jest mój samochód. A skoro go tutaj nie ma, to… go ukradli!
Mój żołądek zrobił fikołka
Postawiłam wypełniony wózek pod jednym z filarów i, nie dbając o zakupy, puściłam się biegiem po parkingu. Przebiegłam nie tylko wzdłuż „swojego” czerwonego sektora, ale i sąsiednich, lecz mojej białej astry nigdzie nie było!
„Jeszcze mi tego brakowało!” – poczułam, że zaraz się popłaczę. Zastanawiałam się, czy zadzwonić do męża, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że mam go w nosie. Siedzi sobie w biurze, drań, kiedy ja tutaj przeżywam katusze! Sama załatwię sprawę!
Zawiadomię ochronę, złożę zeznania na policji, a potem, kiedy już dobrnę do domu objuczona siatami jak roboczy wół, będę miała prawo domagać się współczucia i kubka herbaty! Pchając przed sobą ten cholerny wózek, dopadłam ochroniarza.
– Ukradli? A może postawiła pani w innym miejscu? To się często zdarza, klienci wpadają wtedy w panikę… – zapytał, kiedy już mu wyłuszczyłam sprawę.
– Wiem, gdzie postawiłam swój samochód! I go tam nie ma! Proszę wezwać policję! – przerwałam mu obcesowo.
– Oczywiście, jeśli pani sobie życzy – zmienił natychmiast ton. – Pójdziemy do biura ochrony, wezwiemy funkcjonariuszy i zanim przyjadą przejrzymy jeszcze razem taśmy z monitoringu. Może coś się na nich nagrało.
No, wreszcie gadał do rzeczy
Jeśli się spodziewałam jakiegoś „centrum dowodzenia”, to się rozczarowałam. Pokoik, zwany szumnie biurem ochrony, to była zwykła kanciapa.
– Ale sprzęt mamy naprawdę dobry! – zapewnił mnie ochroniarz, widząc moją minę. – Jeśli tylko objęła panią kamera, namierzymy auto. To jaka to była marka?
– Astra, biała – odparłam.
– W takim razie szukamy! – ton ochroniarza był krzepiący, ale mnie nic nie mogło poprawić humoru!
Siedziałam w kącie i myślałam tylko o tym, że szlag trafił mój samochód. Ochrona przewijała taśmy, a ja zaczynałam się niecierpliwić! „Nie ma szans na to, że moje auto nadal stoi na parkingu!
I gdzie jest ta policja? Naprawdę nie mam całego popołudnia, żeby tutaj siedzieć!”.
– Proszę pani? – z zamyślenia wyrwał mnie głos ochroniarza. – Jakiego koloru była ta astra?
– Mówiłam już, że białego! – prawie krzyknęłam.
– Hmm… rzecz w tym, że mamy panią na nagraniu, jak wysiada pani z astry. Tylko że to auto jest… czarne.
– Jakie czarne? Może w cieniu stało, tam jest tak ciemno! – wykrzyknęłam, po czym… zamilkłam.
Kiedy ochroniarz znowu się odezwał, wiedziałam już, co powie.
– Ono ma na boku napis „Samochód zastępczy” – stwierdził nieśmiało.
Ależ mi było głupio!
Na śmierć zapomniałam, że od dwóch dni jeżdżę wypożyczoną astrą, bo moja stoi w warsztacie!
– Przepraszam, to z przemęczenia… – zaczęłam się tłumaczyć, wycofując mój napakowany wózek z biura ochrony.
– Nic nie szkodzi, dobrze, że sprawa się wyjaśniła – kiwnął głową ochroniarz.
– Odwołają panowie policję? – zaniepokoiłam się.
– Odwołamy! – usłyszałam.
Pchając wózek w kierunku czarnej astry, stojącej na swoim miejscu, pomyślałam, że pewnie nawet nie zawiadomili policji. Od początku czuli, że jestem tylko jedną z tych roztargnionych klientek, które „gubią” auta na parkingu.
Czytaj także:
„Miałam odpocząć podczas urlopu u znajomych, a stałam się mediatorem ich kłótni. Do tego non stop obrywałam rykoszetem”
„Wróżka przepowiedziała nam bliźniaki w domu. Bałam się, że to syn je komuś zmajstruje i zaczęłam go pilnować”
„Ciało kochanki oczarowało mnie w księżycową noc. Zwiodła mnie pokuszenie. Nigdy nie żałowałem tego, co zrobiliśmy w lesie”